HMP 78_Turbo
New Issue (No. 78) of Heavy Metal Pages online magazine. 90 interviews and more than 230 reviews. 264 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Turbo, Kat & Roman Kostrzewski, Accept, Helstar, Agent Steel, Armored Saint, Crystal Viper, Axe Crazy, Necronomicon, Sodom, Darkness, Nervosa, Accuser, Angelus Apatrida, Voiviod, Quo Vadis, Ragehammer, Monastery, Okrutnik, Evangelist, Rascal, Spirit Adrift, Haunt, Wytch Hazel, Diamond Head, Iron Savior, Wizard, Niviane, Holy Mother, Vhaldemar, Konquest, Sylent Storm, Communic, Harlott, Eternal Champion, Megaton Sword, Coronary, Possessed Steel, Ashes Of Ares, Significant Point, Midnight Spell, Neuronspoiler, Byfist, Chalice, Pounder, Stallion, Chainbreaker, Michael Schenker Group, Fates Warning, Pyramaze, Wuthering Heights, Lords Of Black, Vincent and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 78) of Heavy Metal Pages online magazine. 90 interviews and more than 230 reviews. 264 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Turbo, Kat & Roman Kostrzewski, Accept, Helstar, Agent Steel, Armored Saint, Crystal Viper, Axe Crazy, Necronomicon, Sodom, Darkness, Nervosa, Accuser, Angelus Apatrida, Voiviod, Quo Vadis, Ragehammer, Monastery, Okrutnik, Evangelist, Rascal, Spirit Adrift, Haunt, Wytch Hazel, Diamond Head, Iron Savior, Wizard, Niviane, Holy Mother, Vhaldemar, Konquest, Sylent Storm, Communic, Harlott, Eternal Champion, Megaton Sword, Coronary, Possessed Steel, Ashes Of Ares, Significant Point, Midnight Spell, Neuronspoiler, Byfist, Chalice, Pounder, Stallion, Chainbreaker, Michael Schenker Group, Fates Warning, Pyramaze, Wuthering Heights, Lords Of Black, Vincent and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
zem od 15 lat. Na początku byliśmy rozwydrzonymi
chłopcami, teraz jesteśmy (rozwydrzonymi)
mężczyznami. Dojrzeliśmy, zarówno
jako jednostki, jak i jako zespół, nasze
problemy się zmieniły, współdziałanie też
uległo poprawie. A jeśli spędzasz co najmniej
dwie godziny w sali prób cztery razy w tygodniu,
to oczywiście twoja gra na instrumentach
też będzie perfekcyjna! Ale na żywo stare
kawałki są tak samo efektowne jak 10 lat
temu.
To płyta jako całość bardziej udana od poprzedniego
albumu - jak myślisz dlaczego
udało wam się tym razem nagrać coś znacznie
ciekawszego?
Trudne pytanie... Nie stało się to celowo i nie
stoi za tym żadna koncepcja. To był bardziej
album typu "don't give a shit". "Here It Comes"
był zawsze gdzieś z tyłu mojej głowy.
To miał być topowy album. Dręczyły mnie
myśli typu, czy ludzie polubią ten utwór i tak
dalej. Albo, to musi teraz zadziałać! Przy
"Something Black" po prostu nie przejmowaliśmy
się tym, wrzuciliśmy na płytę te
kawałki, które najbardziej nam się podobały,
zgodnie z mottem "Take it or leave it" - nam
się podobały! Tak jak w przypadku naszego
pierwszego albumu, po prostu zaczęliśmy
grać z przekonaniem: "To jesteśmy my, to
jest Garagedays, sto procent nasty crew" i
ludzie to zauważają, nic nie jest grane: wszystko
jest autentyczne, od wyglądu po styl życia!
Nie wciskamy nikomu kitu.
W sumie gdyby przepis na nagrywanie jedynie
udanych płyt czy samych przebojów
byłby tak łatwy, to pewnie już dawno korzystałyby
z niego miliony muzyków, nieprawdaż?
Zgadza się. I nawet jeśli kawałek jest dobry,
to jest jeszcze wiele czynników, które składają
się na jego sukces! Ale ponieważ kilka
ostatnich lat było tak mocno uzależnione od
fake'ów, mam nadzieję na odwrócenie tego
trendu. To znaczy, że autentyczność będzie i
musi być znowu priorytetem! Bądźmy szczerzy,
większość zespołów w dzisiejszych czasach
nie ma żadnej niezależności, w przypadku
większości z nich nie wierzysz w ani jedno
słowo z tego, co śpiewają i grają. Wytatuowani
ludzie, którzy podążają za każdym trendem
jak chorągiewka na wietrze. Brak jakiejkolwiek
postawy czy osobowości. Krótko mówiąc,
nic co wyróżniałoby cię z tłumu... Jak
powiedział Lemmy: "nikt nie chce widzieć
miłego sąsiada na scenie".
Chyba, że jest to ktoś taki jak John Denver
(śmiech). Często jest tak, że wystarczy
jakaś iskra, jeden impuls, skutkujący świetnym
numerem i potem wszystko idzie już
łatwo, a kolejne pomysły sypią się niczym z
rękawa?
Dokładnie, najczęściej wystarczy mała iskra,
a pisanie utworów odbywa się jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki. Nie usiadłem z
myślą o napisaniu muzyki, to działa samo
przez się i wiem, że nie można tego brać za
pewnik i jestem bardzo wdzięczny, że muza
nadal mnie wystarczająco adoruje. Mam nadzieję,
że tak pozostanie.
Producentem "Here it Comes" był sam
Flemming Rasmussen, musiało więc to być
Foto: BineWeinberger
dla was nie lada przeżycie, tak jak zresztą
nawiązanie współpracy z Andy'm La Rocque,
który wspomaga was już od czasów
demo "Dark And Cold"?
Praca z Flemmingiem od dłuższego czasu
była moim marzeniem. I rzeczywiście się
udało. To dla mnie szczególne wyróżnienie,
bo on nie pracuje z każdym. Utwierdza mnie
to w przekonaniu, że idziemy w dobrym kierunku,
że ciężka praca opłaca się oraz, że nie
jesteśmy beztalenciami (śmiech). To samo
tyczy się Andy'ego, który od ponad 10 lat
jest u mojego boku z radą i swoim doświadczeniem.
On już dawno dostrzegł nasz potencjał
i bardzo ceni naszą wytrwałość i siłę
woli. Dobrze jest znać takich ludzi!
Myślisz, że ludzie z El Puerto Records
dostrzegli potencjał nowego materiału, dlatego
postanowili go wydać, mimo tak ciężkich
czasów dla muzyki?
Mam nadzieję, że tak! Bardzo cenię sobie
ekipę El Puerto Records. Po pierwsze, mają
wieloletnie doświadczenie w branży muzycznej.
Po drugie, mogę się z nimi porozumiewać
na równych zasadach i w moim ojczystym
języku. Po trzecie, oni też wychowali
się na starym, dobrym metalu i po prostu
wiedzą, co jest dobre! Czuję, że jestem w
dobrych rękach i zobaczymy dokąd dojdziemy!
Trudno być teraz wydawcą czy grać w zespole,
zresztą nasze życie zmieniło się z
powodu pandemii praktycznie w każdym
aspekcie - nie zniechęca to was, jak widzę,
Garagedays nie zamierza składać broni?
To zawsze było trudne, z wyjątkiem ludzi
"chorągiewek" z niezbędnymi kontaktami,
lub dupków! Ponieważ nie mamy zbyt wiele
pieniędzy, nie mamy kontaktów, ale raczej
mamy niepokorne osobowości, będziemy nadal
walczyć o swoje! Znacie nasz kawałek
"Never Give Up", to nasze credo! Oczywiście
wolałbym też, żebyśmy nie mieli tej pieprzonej
pandemii i mogli grać na żywo, ale teraz
wielu ludzi jest w domu i ma czas, żeby w
spokoju posłuchać naszej płyty. I kto wie,
może to pomoże spokojnie przejść wielu
przez ten czas i nie stracić nadziei? Jestem
przekonany, że lepsze czasy jeszcze nadejdą,
a w międzyczasie napiszemy nowy album!
Zresztą głupio byłoby poddać się akurat na
tym etapie, kiedy macie już pewien dorobek,
jesteście kojarzeni, do tego pojawiły się
przed wami nowe perspektywy, dzięki kontraktowi
z El Puerto?
Z wytwórnią czy bez, nigdy nie czułem się
bez perspektyw. Oczywiście, praca z zespołem
ułatwia wiele rzeczy. Ale szczerze mówiąc,
trudno mi też z czegoś zrezygnować,
jestem przyzwyczajony do pracy nad rozwojem
zespołu! Weźmy na przykład naszą
stronę internetową, to nie przychodzi samo z
siebie. Więc jestem też bardzo wymagający,
jeśli chodzi o ostateczną wizualizację itd.
Bon Jovi powiedział kiedyś, że musisz myśleć
na wielką skalę, aby osiągnąć taki sam
sukces! W jego wypadku to zadziałało, byłbym
szczęśliwy, gdybym też miał takie szczęście.
Trudno jednak oczekiwać, że Garagedays
stanie się wielką gwiazdą, nawet tylko w
niemieckiej/austriackiej skali, ale nie pomylę
się pewnie zakładając, że na obecnym etapie
nawet o tym nie myślicie, grając wyłącznie
dla przyjemności?
Skąd takie przypuszczenia? Dlaczego nie?
Dlaczego miałoby się nie sprawdzić? Co
przemawia przeciwko temu? Narodowość?
Gdzie byłaby ludzkość bez wielkich wizjonerów?
Chodzi też o to, żeby żyć marzeniami,
albo przynajmniej mieć marzenia. Niektórzy
z nich nawet tego nie mają .... Dzięki Bogu
wciąż mam nadzieję, że cud wydarzy się w
moim codziennym życiu, poddanie się nie
byłoby opcją dla mnie i zespołu. Jakkolwiek
niesprzyjające byłyby okoliczności! Kilka dni
temu czytałem relację z koncertu Kiss z lat
70. Reporter śmiał się, że to taki kiepski zespół,
jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widział.
O tamtych Kiss pewnie już nigdy byś
nie usłyszał, był to po prostu zespół skazany
na zagładę. Ale my mówimy o Kiss! To samo
spotkało też Queen czy Black Sabbath.
Nikt nie wierzył w ich sukces, a teraz? Nawiasem
mówiąc, nigdy nie myślałem tylko na
poziomie niemiecko-austriackim! Tak czy
inaczej, zobaczymy, dokąd zaprowadzi nas
nasza droga! Życzcie mi szczęścia!
Wojciech Chamryk, Sara Ławrynowicz,
Szymon Paczkowski
GARAGEDAYS 153