20.03.2023 Views

HMP 78_Turbo

New Issue (No. 78) of Heavy Metal Pages online magazine. 90 interviews and more than 230 reviews. 264 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Turbo, Kat & Roman Kostrzewski, Accept, Helstar, Agent Steel, Armored Saint, Crystal Viper, Axe Crazy, Necronomicon, Sodom, Darkness, Nervosa, Accuser, Angelus Apatrida, Voiviod, Quo Vadis, Ragehammer, Monastery, Okrutnik, Evangelist, Rascal, Spirit Adrift, Haunt, Wytch Hazel, Diamond Head, Iron Savior, Wizard, Niviane, Holy Mother, Vhaldemar, Konquest, Sylent Storm, Communic, Harlott, Eternal Champion, Megaton Sword, Coronary, Possessed Steel, Ashes Of Ares, Significant Point, Midnight Spell, Neuronspoiler, Byfist, Chalice, Pounder, Stallion, Chainbreaker, Michael Schenker Group, Fates Warning, Pyramaze, Wuthering Heights, Lords Of Black, Vincent and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 78) of Heavy Metal Pages online magazine. 90 interviews and more than 230 reviews. 264 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Turbo, Kat & Roman Kostrzewski, Accept, Helstar, Agent Steel, Armored Saint, Crystal Viper, Axe Crazy, Necronomicon, Sodom, Darkness, Nervosa, Accuser, Angelus Apatrida, Voiviod, Quo Vadis, Ragehammer, Monastery, Okrutnik, Evangelist, Rascal, Spirit Adrift, Haunt, Wytch Hazel, Diamond Head, Iron Savior, Wizard, Niviane, Holy Mother, Vhaldemar, Konquest, Sylent Storm, Communic, Harlott, Eternal Champion, Megaton Sword, Coronary, Possessed Steel, Ashes Of Ares, Significant Point, Midnight Spell, Neuronspoiler, Byfist, Chalice, Pounder, Stallion, Chainbreaker, Michael Schenker Group, Fates Warning, Pyramaze, Wuthering Heights, Lords Of Black, Vincent and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Finlandii grał Przemek Pahl, z którym grałem

również w Heam. Przemek był za miękkim

perkusistą i jemu też podziękowałem.

Bogusz ponieważ miał lat osiemnaście, to

gwarantował rozwój muzyczny i został. Wróciliśmy

do Poznania i zacząłem szukać nowych

muzyków. Z Krakowa pojawił się znakomity

perkusista o dziwnym nazwisku i

imieniu Alan Sors. Wszyscy myśleli, że to

Węgier albo Francuz, a to był kolo z Krakowa.

Grzegorz jednak nachodził mnie, że on

chce dalej śpiewać, więc się zgodziłem i wtedy

całe szczęście. Na gitarze pojawił się również

znakomity Krzysiek Szmigiero. Doskonały

technicznie gitarzysta. Jeździł wtedy

ciągle na koncerty ze swoją żoną, która stała

na scenie za nim, a on ciągle się odwracał,

grając bez przerwy solówki i wyznawał jej

miłość. Nie mogłem na to patrzeć, bo myślę

sobie, co to kurwa jest, zespół muzyczny czy

Urząd Stanu Cywilnego? I wkrótce nasze

drogi się rozeszły. Krzysiek zdążył jeszcze

nagrać z nami wersje radiowe "Jaki był ten

dzień", "Już nie z tobą", "Wariacki taniec" i

chyba coś jeszcze, ale nie pamiętam. Na

szczęście Andrzej nie miał do mnie żalu i

wrócił do zespołu. Zaczęliśmy od nowa robić

wymienione utwory i zaczęliśmy ostro pracować

w pomieszczeniach poznańskich ZPRów.

Materiał był gotowy i bardzo byłem zadowolony,

bo był mocno rockowy, bardziej

niż na pierwszej płycie. I od tego krążka postanowiłem

trzymać linię zespołu. Wiedziałem,

że następna płyta będzie miażdżąca.

Ostatnim instrumentalnym utworem "Narodziny

demona" zapowiedzieliśmy nadejście

"Kawalerii Szatana". Niestety nasza pierwsza

wytwórnia Polton, ani żadna inna nie

była zainteresowana naszą muzyką. Miałem

rzeczywiście dość i byłem bliski załamania.

Na szczęście bardzo nam przyjazny redaktor

Krzysztof Domaszczyński postanowił wydać

tę płytę w swoim Klubie Płytowym Razem

w niewielkim, pięciotysięcznym nakładzie.

Materiał wyszedł jeszcze na kasecie wydanej

przez firmę z Poznania Merimpex z

koszmarną okładką i powoli zaczęliśmy odzyskiwać

utraconą tożsamość.

Daliście też zdecydowany odpór adwersarzom

na trzecim albumie "Kawaleria Szatana",

zresztą już w 1985 roku chcieliście grać

zdecydowanie mocniej, co potwierdza

wspomniana kompozycja "Narodziny demona",

instrumentalny finał "Smaku ciszy"?

Trzecia płyta była naszym "być, albo nie być"

Słuchałem godzinami wszystkiego co wtedy

na świecie było dostępne w metalu. Wtedy

rządziła Metallica, Slayer, Kreator, Sodom

i inne, i ja tego wszystkiego słuchałem z wypiekami

na twarzy. To była inspiracja do

tworzenia "Kawalerii...". Pamiętam, siedziałem

wtedy z gitarą na krawędziach fotela w

swoim mieszkaniu na 15 piętrze i grałem cały

czas na gitarze, nagrywając fragmenty na

magnetofon kasetowy Grunding. Mój dwuletni

wówczas syn Bartek bawił się w piaskownicy,

a ja napierdalałem. Czułem, że tworzę

coś wielkiego. Roznosiła mnie energia i chęć

udowodnienia, że Turbo, że ja potrafię zrobić

taki materiał, że będzie ogień. Cała praca

nad materiałem na próbach z zespołem to

było istne szaleństwo, zabawa i wielka radość,

że udało się nam stworzyć chyba znakomity

materiał na płytę. Jeszcze wtedy nie

wiedzieliśmy, że ta stanie się za X lat jedną z

najważniejszych płyt metalowych w Polsce, a

być może w całych demoludach (kraje tzw.

obozu socjalistycznego).

Tak ognistego i zaawansowanego technicznie

thrashu nikt się wtedy po was nie spodziewał,

szczególnie tzw. branża, ale fani

przekonali się do was błyskawicznie, choćby

podczas pierwszych edycji festiwalu

Metalmania?

No i właśnie o to nam chodziło, żeby zaskoczyć,

zszokować wszystkich, że pomimo tego

syfu, który graliśmy przez chwilkę, czyli w

Foto: Piotr Mielcarek

okresie błędów i wypaczeń, że potrafimy zagrać

to co najbardziej kochaliśmy, czyli niczym

nieskrępowanego rocka, a raczej metal.

Zagraliśmy chyba Sylwestrowe Przeboje

Dwójki 1985 w Spodku w Katowicach i

wtedy poznaliśmy Tomka Dziubińskiego,

który opowiadał nam o festiwalu metalowym,

który chce zorganizować z Jackiem

Adamczykiem w następnym roku czyli w

1986, właśnie w Spodku i chciałby nas zaprosić

do wzięcia w nim udziału. Byliśmy

przeszczęśliwi, bo zdawaliśmy sobie sprawę,

że taki koncert dla tak wielkiej publiczności

pomoże nam w odzyskaniu pozycji zespołu

metalowego, albo nawet coś więcej. I to nam

się udało. Ja tego nie widziałem, ale jak weszliśmy

na scenę i zaczęliśmy odgrywać materiał

z "Kawalerii..." i częściowo najostrzejsze

utwory ze "Smaku ciszy", to ktoś wpadł

do kawiarenki Olimpijska w Spodku i krzyknął:

"chodźcie wszyscy na salę, bo tam się dzieją

rzeczy niebywałe, gra Turbo". A początek całej

sytuacji był taki, że jak zapowiedziano Turbo,

to prawie wszyscy redaktorzy wyszli do

knajpki, bo pomyśleli, a... Turbo, nie to

przecież jest słabiutkie. Ale tym koncertem

pokazaliśmy, że jesteśmy znakomitym bandem,

który będzie się mocno liczyć, oprócz

TSA i Kata. I tak się stało. Należymy do

tzw. trójcy metalu w Polsce.

Stąd pomysł wydania koncertowego albumu

"Alive", a do tego, dzięki dostrzeżeniu

waszej muzyki na Zachodzie, podpisaliście

też kontrakt z Noise Records, która wypuściła

wasz kolejny album studyjny "Last

Warrior"?

Bardzo dużo pomysłów miał Tomek Dziubiński.

To był chyba jedyny wtedy w Polsce

prawdziwy pasjonat metalu. To był szaleniec.

Na Zachodzie byłby milionerem, bo

miał wizje i znakomicie realizował swoje managerskie

zapędy. Wszystko miał poukładane.

Ponieważ miał paszport i znał dobrze

język angielski, to ja cały czas mu mówiłem,

żeby wziął ten paszport i jechał w Europę. I

Tomek tak robił, i stąd te kontrakty: najpierw

dla Kata, a później dla nas. Niestety

oprócz zalet miał też dość istotną wadę. Nie

chcę pisać o nim źle, bo prywatnie to był

człowiek urokliwy, zabawny i bardzo rodzinny.

Biznesowo już tak to nie wyglądało, ale

zrobił dla nas bardzo dużo i w jedną i w drugą

stronę i tą dobrą, i tą złą. Nagraliśmy płytę

"Alive" po wydaniu "Ostatniego wojownika".

To był zapis chyba następnej Metalmanii.

Koncert ten był publikowany prze

niemiecką stację RTL. Wszystko układało

się wręcz światowo. Mieliśmy kontrakt z

Noise, podpisany na aż pięć płyt. Nikt wtedy

nie miał takiego w Polsce. Określany był

jako kontrakt stulecia. Były gigantyczne plany,

koncertów po Europie z największymi

metalu. Niestety wszystko, któregoś dnia runęło.

Do dzisiaj nie wiemy co się stało. Tajemnicę

zerwania kontraktu zabrał ze sobą

do grobu Tomek.

Płyta sprzedała się nieźle, ale przebojem nie

była, a do tego wiodło wam się coraz gorzej

z racji fatalnej sytuacji w kraju, bo przecież

"Ostatni wojownik" początkowo ukazał się

tylko na kasecie, a na płycie dopiero w 1989

roku, z koncertami też było nie najlepiej?

Tutaj mnie zaskoczyłeś bo nie pamiętam, czy

TURBO 7

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!