11.07.2015 Views

jc3b3zef-kisielewski-ziemia-gromadzi-prochy

jc3b3zef-kisielewski-ziemia-gromadzi-prochy

jc3b3zef-kisielewski-ziemia-gromadzi-prochy

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

z Eberfeld, ubraną po krakowsku, wiersz Władysława Bełzy, któryzaczyna się od słów:Wiem ja, bo mi o tym mama powiadala,Żem dziecię tej ziemi, żem jest Polka mala...Wiersz jest wykuty na blachę, ale język zesztywniał i an~ rusznie chce rozebrzmieć dziewczęcYI!1 głosikiem. Aniela Wiciaków;na stoina krześle i ani drgnie. Dopiero łagodna perswazja pana prezesa odnosiskutek. Wiersz zostaje wypowiedziany.Potem już idą szybko inne punkty programu: przemówieniepana Pożarskiego, komunikaty i wolne głosy. I byłoby się na tymwszystko skończyło, gdyby nie stary Pawlak. Jako skarbnik miałprawo przemawiać. I przemówił. Powiedział tak:- Mieszkam w Niemczech lat trzydzieści sześć. Na niejednymzebraniu w tym czasie byłem. Niejedno zebranie sarn prowadziłem.A przecież, rodacy, to dzisiejsze zebranie jest wyjątkowe i dobrze jesobie zapamiętajcie: po raz pierwszy do nas, do robotników polskich,przyjechał ktoś z Ojczyzny, aby z nami być razem. Przyjeżdżają' doPolactwa w Berlinie, w Westfalii, w Nadrenii, ale tu na Pomorze,w ten zapomniany kąt nikt dotąd nie przyjechal.Poszły słowa powitania pod naszym adresem. Jakżeż możnabyło na nie nie odpowiedzieć, choć się ustaliło przedtem, że mówżadnych nie będzie, ponieważ władze niemieckie tego nie lubiąi mogą się czepiać. Jakżeż było nie przemówićlWstał tedy jeden z nas i słów parę powiedział. Słów, w którychnie było namysłu, ale prosty, niewykalkulowany odruch. I nigdyjeszcze los nie był bardziej niesprawiedliwy: można wygłaszać mowywspaniale przygotowane, można wypowiadać odczyty, w· które sięwłożyło sarn ekstrakt zdobytej wiedzy, i dostać za to wszystko paręzdawkowych oklasków, a zdarza się znów, że człowiek powie kilkaprostych, ubogich, sentymentalnych słów i otrzymuje taki nawałpoklasku, że jeszcze chwila, a gospoda "Pod trzema trąbami'" rozlecisię w drzazgi i na cztery wiatry.Tylko pan Piehl notuje, aż się papier dziurawi. Kilka ubogich'zdań zapisuje przez całą stronę,. zaopatruje komentarzami, a w przerwachłyska złym okiem. Kto wie, który z nas ma większe prawodo rzucania morderczych spojrzeń. Bo po komunikatach następujepunkt programu ostatni: odśpiewanie hymnu narodowego.Wzbija się z wnętrza nędznej, zakurzonej sali melodia "MazurkaDąbrowskiego". Wszyscy stoją wyprostowani i wyprężeni, a panPiehl siedzi, rozparty niedbale. Pan Piehl uważa, że jest tak wielkąosobistością, iż zupełnie wystarczy, gdy uczci śpiewanie hymnu naró-20 305 .

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!