HMP 83 Judas Priest
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Przed wydaniem w 1991 roku, drugiej płyty
Praying Mantis, "Predator In Disguise",
było wydawnictwo koncertowe. Kolaboracja
z Paulem Di'Anno i Dennisem Strattonem.
Dość ciekawa to rzecz, ale czy po latach
"Live At Last" wzbudza w Was więcej pozytywnych
czy też negatywnych emocji…?
Same pozytywy! Rozpadliśmy się, choć próbowaliśmy
zrobić kolejny album. Wytwórnia go
nie przyjęła, więc zdecydowaliśmy się sprzedawać
go na własną rękę. Kiedy to nie wychodziło,
pozbyliśmy się też managementu, który
jak wspominałem był bardzo zły. Wtedy
Dave, nasz perkusista, stał się kimś w tym
rodzaju. Przyjaźnił się z Clivem Burrem, często
razem imprezowaliśmy i kiedy Clive odszedł
z Iron Maiden, uznaliśmy, że moglibyśmy
stworzyć zespół razem i tak powstał Stratton.
Płyta nie zrobiła szału, spodobała się pewnej
części fanów, ale nie miała dużego
wydźwięku, więc wszyscy się rozeszli. Nic się
nie działo do 1990 roku. Wtedy Dennis
Stratton zapytał, czy nie chcielibyśmy znowu
razem pograć, a dokładniej stworzyć hybrydę
Praying Mantis i Iron Maiden. Pojechałem
wtedy do Japonii, był to pomysł tamtejszego
znanego DJ'a Masahito, zagraliśmy koncert,
który zwariowanym Japończykom bardzo się
spodobał. Co ważne, spodobał się też wytwórni,
która zarejestrowała ten występ i zaproponowali
nam współpracę. Mam same dobre
wspomnienia z tamtego okresu. Praca z nimi
to była sama przyjemność, mimo że Paul Di'
Anno miał też swoje projekty na boku.
W latach 90. Praying Mantis wrócił na tory
regularnego nagrywania i wydawania albumów.
Który z nich, z tamtego okresu lat 1991-
1998 wskazałbyś jako ulubiony?
Ten który zarobił najwięcej pieniędzy!
(śmiech) Serio mówiąc, to ciężko wybrać jeden.
Na "Forever In Time" nie byliśmy zadowoleni
z miksów, ale wytwórnia nalegała na
producenta, który się tym zajmował. Z kolei
"Sanctuary" był świetnym albumem. Zadedykowaliśmy
go z Chrisem naszym ojcom i mojemu
bratu, który też odszedł. Jeśli chodzi o
samą muzykę to myślę, że "Forever In Time"
będzie moim ulubionym, pomijając słabą produkcję
i mimo to, że "A Cry For The New
World" zarobił najwięcej pieniędzy (śmiech).
Dostawaliśmy wtedy bardzo duże zaliczki od
japońskiej wytwórni, mogliśmy zakupić dużo
sprzętu. Wchodziła też era cyfry, więc nagrywaliśmy
za pomocą komputerów. Miałem
wtedy w mieszkaniu pokój na poddaszu, który
przerobiliśmy na domowe studio. Pięć albumów
z tamtego okresu powstało w tym miejscu.
Tylko perkusję nagrywaliśmy gdzie indziej.
Pracowanie w swoim domu pozwalało
mi zapisywać każdy pomysł nawet w środku
nocy. Myślę, że gdybyśmy nagrali to w świetnym,
profesjonalnym studiu, to brakowałoby
mi tej atmosfery.
Pamiętasz swoje pierwsze zetknięcie się z
muzyką? Jak to wszystko się zaczęło?
Słuchałem bardzo dużo muzyki wspólnie z
rodzicami. Mój ojciec był Grekiem, a mama
Hiszpanką, więc mimo tego, że urodziłem się
w Anglii i wychowywałem na popowej muzyce
lat 60., między innymi The Beatles, to dzięki
rodzicom słuchałem dużo muzyki z ich krajów,
stąd w Praying Mantis tyle melodii. Od
tego się zaczęło... W szkole bardzo dobrze
radziłem sobie z zajęciami technicznymi i lubiłem
majsterkować, więc postanowiłem zbudować
sobie gitarę elektryczną. Skonstruowałem
ją w ostatnim roku szkoły i tak naprawdę
dopiero wtedy zacząłem uczyć się grać na
instrumencie. Zamykałem się codziennie w
pokoju i spędzałem niezliczone godziny, choć
nie miałem wtedy pojęcia o cieńszych strunach,
więc w końcu moje opuszki były tak
twarde, że mogłem wbijać w nie igły! Był to
mój popisowy trik na każdej imprezie
(śmiech). Na studiach założyłem zespół ze
znajomym Petem, ponieważ oboje uwielbialiśmy
Status Quo, ale inspirowaliśmy się również
Thin Lizzy i Wishbone Ash. Tak rodził
się Praying Mantis.
Ważną kartą w historii Praying Mantis jest
"Junction". W połowie lat 70. grałeś w tym
zespole z przyjaciółmi po okolicznych pubach.
To chyba też była swego rodzaju szkoła
życia i preludium do tego, co może czekać na
Ciebie jeśli zdecydujesz się być zawodowym
muzykiem…?
Tak, od "Junction" moja kariera tak naprawdę
się zaczęła. W pewnym momencie zdaliśmy
sobie sprawę, że ta nazwa nie brzmi zbyt dobrze
i dlatego potem powstało Praying Mantis.
Zrobiliśmy nasze "studio" w domach i nagrywaliśmy
nasze pierwsze taśmy demo na
magnetofon. Mieliśmy mały pad perkusyjny i
ciągle nakładaliśmy kolejne partie i w ten sposób
tworzyliśmy pełne utwory. To były dopiero
początki.
Tak, ale w końcu w 1978 roku sięgnął po Was
DJ Neal Kay. Nie tylko Praying Mantis
sporo mu zawdzięcza… Macie do dziś jakieś
kontakty?
Jasne, niedawno nawet rozmawialiśmy, bo
musieliśmy ustalić kilka faktów i poprzypominać
sobie stare czasy do wywiadów których
będziemy udzielać. Ma powstać kilka książek
na temat NWOBHM i redaktorzy wypytują
ludzi ze środowiska. Mamy regularny kontakt,
może nie widujemy się zbyt często, bo mieszka
na drugim końcu kraju, ale często wymieniamy
się mailami.
Czy oprócz obecnej nazwy braliście pod
uwagę jakąś inną i, naturalnie, co zdecydowało,
że postawiliście na "Modliszkę"?
Słyszałem, że chodziło o sposób poruszania
się Waszego wokalisty, Stana Cunninghama…
Tak, to prawdziwa historia. (śmiech)
Rozważaliśmy kilka innych nazw, każdy z nas
wtedy malował logo z płomieniami i gitarami
(śmiech), ale nic z tego nam się finalnie nie
spodobało. W końcu postawiliśmy na Praying
Mantis i już tak zostało, zresztą przypieczętowała
to okładka albumu "Time Tells No
Lies".
Od lat 90. gracie numery utrzymane w średnich
tempach, albo nawet wolnych. Pojawia
się też sporo delikatnych dźwięków. Skąd
wziął się pomysł na eksplorowanie właśnie
takiej niezbyt metalowej ścieżki?
To wyszło naturalnie. Niektórzy wpadają w
schematy albo starają się kopiować to co robią
inni, ale myślę, że dobrze jest mieć swoje oryginalne
brzmienie i sądzę, że takie mamy.
Chociaż spójrzmy prawdzie w oczy, wszystko
może być lub jest lekkim plagiatorem, więc nie
twierdzę, że moje riffy są niepowtarzalne.
Czasem usłyszę coś ciekawego i stworzę riffy
na bazie tego pomysłu, a czasem napiszę cos
zupełnie nowego, oryginalnego. Patrząc
wstecz to każda muzyczna permutacja musiała
już zostać wyczerpana, choćby przez muzykę
klasyczną.
Teksty są uzupełnieniem muzyki. Tematy
dość melancholijne, sporo jest przemijania,
śmierci, końca świata i podobnych. Skąd
akurat taka mało wesoła aura roztacza się
nad Praying Mantis…?
Bo Chris pisze większość tekstów, a o śmierci
i zniszczeniu może bez końca. (śmiech) Jeśli
jakiś utwór ma wesoły wydźwięk, to oznacza,
że ja go napisałem. Czasem brakuje mi tych
weselszych utworów i żartuje z Chrisa, czy
nie moglibyśmy napisać w końcu coś radosnego,
może o miłości? (śmiech)
Chciałbym zapytać o plany zespołu. Czy,
jeśli sytuacja z wirusem zelżeje, będzie szansa
zobaczyć gdzieś Praying Mantis na scenie
w Europie?
Pod koniec maja mamy zaplanowaną małą
trasę po Hiszpanii i Portugalii, a tydzień po
powrocie lecimy do Szwecji zagrać na Sweden
Rock. Potem mieliśmy grać na Bang Your
Head i kilku innych festiwalach w Niemczech
oraz na jednym w Czechach, ale sprzedaż biletów
była niska i kilka z nich odwołano. Ludzie
boją się kupować bilety w dobie pandemii,
kiedy koncerty często są przekładane, czy odwoływane
i nie chcą tracić pieniędzy. Jak już
się decydują, to nabywają je dosłownie tuż
przed. Często też członkowie zespołów dostają
pozytywny wynik testu i w ostatniej chwili
nie mogą pojawić się na festiwalu. Ale tak, zagramy
trochę koncertów, choć nie jest to tyle
dat ile planowaliśmy. Chcielibyśmy też wrócić
do Japonii i zagrać ponownie w Polsce. W
2023 będzie wypadać pięćdziesiąta rocznica
naszego zespołu i mam nadzieje że uda nam
się wtedy zagrać porządną trasę!
Dzięki za możliwość zadania tych paru
pytań! Na koniec prośba o słowo dla czytelników
Heavy Metal Pages w Polsce…
W imieniu całego zespołu chciałbym podziękować
za kontakt i za wsparcie! Nie możemy
się już doczekać, kiedy znowu będziemy mogli
dla was zagrać w Polsce. Miejmy nadzieję, że
już bez całej pandemii. Możecie nam postawić
najlepszego polskiego drinka, będziemy
mogli się razem napić (śmiech). Liczymy, że
uda się zagrać nie tylko w Warszawie ale też w
innych miastach.
Adam Widełka, Szymon Tryk,
Szymon Paczkowski
PRAYING MANTIS 113