11.03.2023 Views

HMP 83 Judas Priest

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

mdła jak Doro "Classic Diamonds"

(2004), brzmi solidnie i w

żadnym razem nie cukierkowato,

ale jednak takie brzmienia podpadają

pod niemiecki mainstream.

Choć tytuł wydawnictwa wskazuje

na pierwszą osobę liczby pojedynczej

- "my" ("moja"), to do powodzenia

przedsięwzięcia przyczyniło

się sporo muzyków, producent

oraz cała wytwórnia Atomic Fire

(czytaj: Nuclear Blast). Za poszczególnymi

utworami kryje się

mnóstwo fascynujących historii,

dlatego szkoda że Udo nie był zbyt

skłonny do opowiadania ich podczas

naszej rozmowy. Przytoczę

może tą dotyczącą genezy numeru

tytułowego. Otóż pewnego ranka,

podczas wakacji w resorcie narciarskim

Megeve przy Mont Blanc

(Alpy), osiemdziesięciojednoletni

dziś francuski kompozytor

Jacques Abel Jules Revaud napisał

za jednym zamachem aż cztery

różne utwory. Wśród nich była

ballada "For Me" z tekstem w języku

angielskim o zakochanej parze.

Początkowo pragnął, aby wykonywała

ją angielska wokalistka i

aktorka Petula Sally Olwen

Clark, ale nie otrzymał od niej pozytywnej

odpowiedzi. Do swej piosenki

próbował przekonać też urodzoną

w Egipcie i władającą jedenastoma

językami aktorkę oraz

wokalistkę Iolanda Cristina Gigliotti,

a także francuskiego wokalistę,

perkusistę, producenta i tancerza

Claude Antoine Marie

François. Nikt z wymienionej trójki

nie wykazał zainteresowania. A

kiedy w końcu inny francuski wokalista,

Hervé Vilard, zaśpiewał

"For Me", autor Jacques Abel Jules

Revaud nie był zadowolony z

efektu. Chwilę później kompozytor

wraz ze wspomnianym już

Claude Antoine Marie François

przerobił numer na "Comme d'habitude",

aby zawrzeć w niej emocje

związane z rozstaniem tego drugiego

ze swą dziewczyną France Gall

(też śpiewała, a nawet w 1965 roku

reprezentowała Luksemburg w

konkursie Eurowizji). Piosenka

ukazała się w listopadzie 1967r.

Kilka miesięcy później kanadyjski

wokalista i aktor Paul Anka usłyszał

"Comme d'habitude" podczas

wakacji we Francji. Poleciał natychmiast

do Paryża, aby wykupić do

niej prawa autorskie. Następnie,

już po powrocie do Ameryki Północnej,

ale jeszcze w 1968 roku,

Paul Anka dowiedział się podczas

kolacji z Frankiem Sinatrą (1915-

1998) we Florydzie, że Frank Sinatra

czuje się artystycznie wypalony

i zamierza całkiem porzucić

śpiewanie. Paul postanowił zareagować

i wesprzeć przyjaciela w trudnym

momencie. Rozumiał jednocześnie,

że "Comme d'habitude" nie

do końca odpowiada charakterowi

Franka. Liryki musiały ulec kolejnej

zmianie. Właśnie dlatego Udo

dziś śpiewa: "And now the end is here

/ And so I face that final curtain",

zamiast mierzyć się z językiem

francuskim. Ani tutaj, ani w tytule

ostatniej płyty U.D.O. "Game

Over" wcale nie chodzi o zakończenie

działalności Udo Dirkschneidera.

Zresztą Frank Sinatra

jeszcze ćwierć stulecia po pamiętnej

kolacji z Paulem Anką nagrywał

autorskie utwory (jego

ostatni, 59. Album "Duets II"

ukazał się w 1994r., a rejestrowany

był w 1993r.). Dalej, Paul Anka

uznawał Franka Sinatrę za przedstawiciela

"me generation", w związku

z czym w słowach śpiewanych

przez Udo w "My Way" nie

uświadczymy śladu po parze zakochanych,

a zamiast tego takie

zwroty, jak: "I ate it up and spit it

out/ I faced it all and I stood tall and

did it my way". Tym samym Udo

wyraża sposób myślenia "nowej" (w

kontekście okoliczności powstawania

oryginalnej wersji) generacji,

nawet jeśli robi to nieświadomie,

co jest tym ciekawsze, że wywiad

zaprezentowany w niniejszym wydaniu

HMP kończy się słowami:

"mój syn naturalnie należy do młodszego

pokolenia, więc inaczej patrzy na

muzykę i na świat". A kiedy zwróciłem

uwagę Udo, że owszem - kroczył

całe życie własną, niezależną

drogą - ale w jego sukcesie pewną

rolę odegrały również inne, sprzyjające

mu osoby, usłyszałem: "nie

mieli oni wpływu na obrany kierunek".

Odnoszę wrażenie, że o ile "My

Way" jest zbiorem kowerów, utworów

napisanych przez innych, to i

tak "My Way" nie jest o innych,

tylko o jednej jedynej osobie: o najgenialniejszym

wokaliście heavy

metalowym Europy Kontynentalnej

wszech czasów. (-)

Unborn - UR2DK

2022 Thrashing Madness

Sam O'Black

Na przestrzeni lat Thrashing Madness

zdarzało się publikować

również premierowe materiały,

choćby takich grup jak: Fortress,

Hellias, Roadhog, The No-Mads

czy Bladestorm, ale gros wydawnictw

tej firmy to archiwalia. Czasem

dochodzi jednak do sytuacji

wyjątkowych, ponieważ album

"UR2DK" olsztyńskiego Unborn

zawiera nie tylko nagrania demo z

lat 1990-93, ale również sześć

utworów zarejestrowanych w tym

roku. Nie są one tak do końca premierowe,

zostały bowiem oparte

na pomysłach sprzed lat, dokończone

i nagrane niedawno przez

Wolfa i Manianę, ale fakt pozostaje

faktem: to świeżutki, niepublikowany

dotąd materiał. Fani

oldschoolowego death/thrash metalu

na pewno będą nim usatysfakcjonowani,

bo to intensywne, surowe

i mocarne granie na najwyższych

obrotach, tak jak w "Link Of

The Chain" czy "Piggy-Wiggy". Instrumentalny

"Minuet in 4/4" faktycznie

ma coś z menueta, zresztą

pod względem technicznym niczego

temu materiałowi nie można

zarzucić, klasa i tyle, a do tego w

pierwszej połowie lat 90. na pewno

by tak nie zabrzmiał. Potwierdza

to jedyny efekt króciutkiej sesji w

radiowym studio z roku 1993 - "No

Other Life", ostry numer z agresywnymi

wokalami, mocny i zarazem

techniczny, muzycznie na pewno

krok w przód w porównaniu z debiutanckim

demo. "Unbirthday"

wieńczy dzieło, zamykając pierwszy

w dyskografii Unborn kompaktowy

krążek. Jak dla mnie to

materiał kompletny, nie tylko z racji

tego, że bębni tu jeszcze Docent,

który dopiero w roku 1993

zasilił skład Vader. Grając już w

Unborn na pewno był już lepszym

bębniarzem niż za czasów Slashing

Death; reszta składu również

stanęła na wysokości zadania.

Dlatego takiego "Buried In The

Sea" nie powstydziłby się Slayer;

"Drink His Health (R.I.B.)" kosi

równie bezlitośnie, zaś "The Armageddon"

jest najbardziej zróżnicowany.

No i "Clean Your Teeth", numer

wściekle intensywny, ale przy

tym również na swój sposób melodyjny,

co tylko wychodzi mu na

korzyść - nie ma co ściemniać,

"Unbirthday" to jeden z klasycznych

materiałów naszego podziemia

i dobrze się stało, że ta zakończona

w roku 1994 po niespełna

pięciu latach aktywności

historia doczekała się happy endu

w postaci premierowych numerów.

(6)

Wojciech Chamryk

Venator - Echoes From The Gutter

2022 Dying Victims

Debiutancki longplay austriackiego

zespołu Venator penetruje

najsurowsze, najostrzejsze i najbardziej

nabuzowane obrzeża tradycyjnego

heavy metalu. Nie jest to

thrash ani żadna ekstrema, lecz

bezkompromisowy heavy metal zagrany

porywająco, z ogromną werwą.

Jak komuś za mało ognia na

Enforcer "Zenith" (2019), to tu

uświadczy go z nawiązką. Entuzjazm

tkwiący w "Echoes From

The Gutter" może być zaraźliwy

nie tylko dla lubiących ostro imprezować

metalowców, ponieważ

stoją za nim rzetelne kompozycje

(od początku do końca wyrównany

poziom), trochę wpadających w

ucho melodii, gęsta sekcja rytmiczna,

fajny old schoolowy klimat i

solidne brzmienie. Nad całością

unosi się jedyny w swoim rodzaju

duch młodocianego łobuzerstwa,

przywodzący na myśl Jamesa Hetfielda

plującego za pacholęcych lat

ze sceny na fanów. Ale to dobrze -

tłum na koncertach będzie szaleć

(dopiero będzie, bo prawdopodobnie

dostępny na YouTube zapis

koncertu "Venator Keep It True"

nie oddaje ich potencjałowi pełni

sprawiedliwości, wygląda zbyt statycznie,

nie rozkręcili się jeszcze

tak jak by mogli). Ta kapela najwyraźniej

nie istnieje po to, żeby powstawała

udana sztuka, tylko zabójcza

nawałnica, ale utrzymana

dokładnie w tej stylistyce, którą

autorzy sami się całe życie zachwycają.

Pragnę przy tym raz jeszcze

podkreślić, że Venator nie reprezentuje

ekstremy i nie oddziałuje

negatywnie na samopoczucie słuchaczy;

wręcz przeciwnie - czerpię

umiarkowaną satysfakcję ze wsłuchiwania

się w "Echoes From The

Gutter" i czuję się przy/ po tym lepiej

niż gdybym nie słuchał nic. A

kto wie, może jednak w przyszłości

Austriacy zaproponują coś bardziej

wyrafinowanego? Całkiem możliwe,

skoro już wykazują się talentem

(dobitnie świadczą o tym np.

solówkowe harmonie w "The

Hexx"). Jeśli w tej chwili mają nadzieję

"pokazać Polakom, że w

Austrii jest coś więcej niż tylko

stoki narciarskie, naćpani politycy

i krowy", to myślę, że żywiona

przez nich nadzieja dawno się ziściła.

Tyleż to naiwne, co i dziewicze,

ale ma swój niezaprzeczalny

urok. Najlepsze jeszcze przed nimi.

(4)

Sam O'Black

Victorius - Dinosaur Warfare Pt.

2 - The Great Ninja War

2022 Napalm

Włodarze Napalm Records udowadniają,

że melodyjny power metal

ciągle coś znaczy. Chyba jako

jedni z nielicznych, co chwile wypuszczają

jakąś pozycję z tej sceny.

Najwidoczniej cały czas im się

opłaca, a ich kapele mają swoją

bazę fanów. Może nie dużą, ale za

to wystarczającą. Victorius to niemiecki

zespół, który działa od

2004 roku, a "Dinosaur Warfare

Pt. 2 - The Great Ninja War" jest

ich szóstym albumem studyjnym.

Muzycznie to szybki, mocno rozbrykany,

melodyjny power metal w

stylu europejskim, z klawiszami,

orkiestracjami i wysokim wokalem.

Także Niemcy mogą kojarzyć się z

RECENZJE 201

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!