11.03.2023 Views

HMP 83 Judas Priest

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

te", który przypomina mi elektroniczną

zimną falę (było takie coś).

Ogólnie płyta "Rock Hard" to dość

jasny punkt w dyskografii Suzi.

Pod koniec lat 70. Suzi Quatro

próbowała przetrwać ratując swoją

pozycję na scenie pop-rockowymi

kawałkami w stylu "If You Can't

Give Me Love" czy też "Stumblin'

in" (śpiewany w duecie z Chrisem

Normanem). I w sumie udało się

jej. Do takiego grania wraca wraz z

kolejnym albumem "Main Attraction"

(1982). Zaczyna się on

songiem "Heart Of Stone", który

może spokojnie rywalizować ze

wspomnianymi hitami z końca lat

70. Następne kawałki utrzymane

są w podobnej konwencji, takiego

radiowego pop-rocka. I ogólnie jest

spoko. No ale nie, musiała wyleźć

dusza artysty, zachciało się eksperymentów.

Wraz z piosenkami

"Candy Man" i "Remote Control"

Suzi gwałtownie skręca w kierunku

elektronicznego popu (new wave,

cold wave, jak zwał tak zwał), aby

powrócić do lżejszego rocka, ale

tak bez przekonania. "Fantasy In

Stereo" to taka kolaboracja pop

rocka z synth popem czy inną falą.

Natomiast "Transparent" jakby

gdzieś ocierało się o "Heart Of

Glass" niejakiego Blondie. Tym samy

tropem idzie zamykająca piosenka

"Oh Baby". Hmmm... nie

dziwię się, że następna płyta "Unrealeased

Emotion", początkowo

nosząca nazwę "Suzi Q", zarejestrowana

w roku 1983, światło dzienne

ujrzała dopiero w roku 1998.

Myślę, że show-business miał dosyć

takiej Suzi. Bo ja na pewno.

Muzycznie jest to ponownie melodyjny

pop-rock z naleciałościami

rock'n'rolla oraz pewnymi elementami

dancingu czy też country music.

Czasami przemykają gdzieś

echa dawnej Suzi, tej bardziej zadziornej,

ale to raczej symboliczne

akcenty. Choć kawałek "Good Girl"

w podtytule ma "Looking For A

Bad Time", więc tęsknota za dawnymi

czasy leżała Suzi na sercu.

Finałowy utwór "Suzi Q" ma nawet

bluesowe podłoże. Nie jest to moje

ulubione wcielenie Quatro, ale daje

się to zdzierżyć. Niestety wraz z

sekcją bonusów mamy powrót do

muzyki elektronicznej. Jaki to koszmar

niech przykładem będzie

przeróbka "Wild Thing" The

Troggs. Nie da się tego słuchać.

No cóż w karierze każdego artysty

zdarzają się słabsze momenty, a

"Main Attraction" i "Unrealeased

Emotion" można tak ocenić. Te

wszystkie płyty znalazły się w boxie

"The Albums 1980 - 86".

Rzecz dla największych fanów

Suzi Quatro.

\m/\m/

The Rods - Metal Will Never

Die - The Official Bootleg Box

Set 1981-2010

2022 HNE

Nie mam pojęcia czy wcześniej

The Rods zanotowało na swoim

koncie tzw. bootlegi. Jednak tym

razem wypracowali sobie od razu

box zawierający aż cztery dyski z

nieoficjalnymi nagraniami koncertowymi.

Nie jestem zwolennikiem

takich nagrań, przede wszystkim

ze względu na ich słabą jakość.

Przeważnie jest to ściana dźwięku,

z której niewiele da się wyłowić

uszami. I takie są dwa pierwsze

dyski z "Metal Will Never Die".

Na repertuar pierwszego z nich,

wchodzą nagrania z El Paso zarejestrowane

w El Paso Country Coliseum,

najpierw w sierpniu, a później

we wrześniu roku 1982. Był

to okres, gdy formacja miała za sobą

wydanie albumów "Rock Hard"

i "The Rods" oraz EP-ki "Full

Throttle" (choć źródła podają

jeszcze jedna EP-kę, "Nothing

Going On in the City"). Na setlistę

tych występów składają się kawałki

właśnie z tych wydawnictw. Ogólnie

pokazują one jak The Rods

buduje fundament swoich występów,

których echa w zasadzie

można usłyszeć nawet dzisiaj.

Szkoda, że sound jest takiej kiepskiej

kondycji, bo to właśnie ten

czas, dla tej formacji był najciekawszy.

Na kolejnym dysku znalazły

się nagrania, które słucha się

nawet nieźle, choć do dobrej jakości

im jeszcze daleko. W roku 1982

The Rods wydaje album "Wild

Dogs", który jest bardzo pozytywnie

oceniany w Kerrang. Taka rekomendacja

pozwoliła wystąpić

The Rods jako suport przed Iron

Maiden, który wyruszył w brytyjską

część trasy Beast On The Road.

Same nagrania pochodzą z występu

w Guidhall, który odbył się

8 marca w Portsmouth. Show The

Rods zawiera dziesięć kawałków w

tym solo na gitarze i perkusji. Prezentuje

w pełni ukształtowany zespół

ze znakomitym repertuarem.

O dziwo jest to krążek, który najczęściej

słuchałem z całego zestawu.

W sumie Amerykanie mieli

w latach osiemdziesiątych znakomity

okres. Wydali naprawdę wyborne

płyty, które w zasadzie się

nie zestarzały i nadal słucha się ich

z przyjemnością. Całe szczęście w

roku 2008 doszło do ponownego

zawiązania działalności zespołu. O

The Rods pamiętano w Europie i

bardzo chętnie zaczęto ich sprowadzać

na stary kontynent. Dokumentuje

to rejestracja występu na

festiwalu Headbangers 2009. Są

to czasy bardziej współczesne, wiec

jakość nagrań jest znacznie lepsza,

choć nadal słyszymy, że to bootleg

(nie najlepsza jakość wokalu, przynajmniej

na początku, i perkusja

jak ze "studni"). Niemniej nie ma

co mocno narzekać. Poza tym zestaw

nagrań jest przedni, stanowiący

przekrój całości repertuaru, a

dodatkowo panowie są w znakomitej

formie. Myślę, że uczestnicy

Headbangers 2009 mieli niesamowitą

radochę w czasie występu

The Rods. W roku 2011 formacja

wypuszcza swój pierwszy krążek

po reaktywacji zatytułowany "Vengeance".

Niemniej album był promowany

znacznie wcześniej.

Świadczy o tym repertuar czwartego

dysku. Nagrania pochodzą z

koncertu, jaki zespół dał w roku

2010 w Cortland (stan New York).

Znalazły się tam trzy kawałki, które

później tworzyły program "Vengeance".

Są to "Ride Free Or Die"

oraz "Raise Some Hell" i "I Just

Wanna Rock". Te dwa ostatnie stanowią

nawet elektryzujący początek

wspominanej pierwszej studyjnej

płyty po reaktywacji. Ogólnie

to show z Cortland kolejny raz pokazuje,

że muzycy The Rods potrafią

profesjonalnie przygotować i

zagrać koncert skierowany do fanów

tradycyjnego heavy metalu.

W swoim repertuarze mają wystarczająco

dużo udanych kompozycji,

aby każde ich show niosło muzyczną

ekscytację i nie sadzę, aby fani

tego zespołu kiedykolwiek nudzili

się w czasie ich występu.

Generalnie "Metal Will Never

Die - The Official Bootleg Box

Set 1981-2010" to niezłe wydawnictwo.

Mimo wszystko zbytnio do

niego nie namawiam. Powinni zainteresować

się nim Ci, co są mocno

nakręceni na The Rods, pozostali

raczej powinni pozostać przy

albumach studyjny. Myślę nawet,

że jeżeli Ci najwięksi fani Amerykanów,

nie będą mieli tej pozycji

na półce, to nic się nie stanie.

\m/\m/

Thee Final Chaptre - So Let It Be

Done

2022 Divebomb

Divebomb Records kontynuuje

publikowanie niezwykłych muzycznych

perełek, które były mi do

tej pory nieznane. Jedną z nich jest

zespół Thee Final Chaptre z Nowego

Orlenu działający w latach

1990 - 1992. W trakcie swojej

krótkiej kariery Amerykanie wydali

kasetę "It is Written", która przy

odrobinie szczęścia mogła być EPką,

a nawet Mini-LP. Ekipę zaliczano

do heavy/power metalu, ale

jest to określenie niejednoznaczne.

Mnie ich muzyka bardziej pasuje

do progresywnego amerykańskiego

power metalu, który zderzył się z

klasycznym heavy metalem. Taki

miszmasz Queensryche i Iron

Maiden. Do tego wiele cech US

power metalu, biorąc pod uwagę

m.in. Helstar, Virgin Steele, Jag

Panzer czy Riot. Są też echa inspiracji

thrash metalem. Powinienem

wymienić wczesną Metallikę

i Testament, jednak przytoczę nazwy

Deliverance i Tourniquet.

Dlaczego? O tym za chwilę. Na "So

Let It Be Done" znalazł się wspomniany

odświeżony materiał z "It

is Written" plus sześć bonusów.

Wszystkie kompozycje są niesamowite,

a wyobraźnia muzyczna

Amerykanów wręcz onieśmiela.

Jest w nich moc, ale także wiele

subtelności. Wszystkie utwory są

gęsto nasycone niesamowitymi tematami

muzycznymi, które przenikają

się ze sobą, tworząc zagatkowy,

a zarazem wciągający i niezwykły

świat muzyczny. Są bardzo

różnorodne, pomysłowo wymyślone

oraz napisane z rozmachem.

Zebrano w nich wszystko, co w

takiej muzyce bardzo mi się podoba,

znakomite riffy, przykuwający

uwagę wokal, niebanalne melodie,

świetne aranżacje, niesamowitą miksturę

emocji, klimatów oraz brzmieniowych

kontrastów. Muzyka

nie raz zagrana jest bardzo technicznie,

ale nie ma w niej nic z

kanciastych aranżacji, znanych,

chociażby z techno-thrashu. Muzyka

cały czas wartko płynie bez

żadnych zgrzytów i dysonansów.

Można byłoby teraz przeanalizować

poszczególne utwory, ale jak

już zaznaczyłem, każdy jest inny,

ale równie dobry. Każdym można

na swój sposób się zachwycać. Tak

dla spokoju, bardziej mojego, wymienię

ostatnią kompozycję, ponad

dziewięciominutowy "The

Hallowed Hymn", który zawiera

wszystko, czym wyróżnia się Thee

Final Chaptre, a dodatkowo jest

mocno epicki. Muzycy są wręcz rewelacyjni.

Niesamowita jest sekcja

rytmiczna, Paul "Rock" Starnes

(bas) David Osbourn (perkusja).

Bas i perkusja są świetnie ustawione,

mają znakomity sound, a pomysły

na poszczególne partie są

nie od parady. Co do gitarzysty

Gary'ego Michaela Wilsona,

oczywiście można zachwycać się

jego popisami solowymi, ale dla

mnie ważniejsze są riffy, na które

muzyk ma niesamowite patenty.

Wokalista Andrew "Tripp" Whittington

jest klasą dla samego siebie,

ale jego szkoła śpiewu wywodzi

się z tej samej, co np. Tima

"Rippera" Owensa. Jak wspomniałem,

utwory pochodzą z różnych

sesji, ale w ogóle tego nie słychać.

Redaktorzy tego wydawnictwa

przygotowali tak płytę tak, że w

ogóle nie rzuca się to w uszy. Za to

wspomniane uszy mogą rozkoszować

się brzmieniem. Jest niesamowite,

soczyste, pełne mocne i w

ogóle się nie zestarzało. Myślę, że

wiele współczesnych kapel chciałoby

mieć taki sound. Wróćmy teraz

do wątku, o którym napomknąłem

na początku recenzji. Chodzi o ten

z Deliverance i Tourniquet w roli

212

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!