HMP 83 Judas Priest
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
wy, a zarazem podany z lekkością i
melodią oldschoolowy thrash metal
w stylu amerykańskim. Pełno w
nim odniesień do wczesnych Exodus,
Testament, Hirax, Forbidden
itd. W riffach, gitarowych popisach,
pulsującym basie czy rozpędzonej,
acz dość technicznej perkusji,
wyraźnie słyszymy cytaty z
klasyków, ale Włosi z założenia
nie chcą niczego odkrywać na nowo,
wolą wykorzystać sprawdzone
rozwiązania i patenty. Jednak potrafią
zagrać to z niezłym pomysłem,
animuszem oraz energią, że
krążka słucha się niezwykle fajnie.
Myślę, że sporą rolę odgrywa tu
forma wydawnictwa, czyli EP-ka i
jej dwudziestokilkuminutowy czas
trwania. Po prostu płytka przez te
pięć kawałków nie da się znudzić.
Krążek Ireful brzmi jak większość
propozycji ze sceny NWOTM,
czyli konserwatywnie i solidnie,
słowem: dobrze. Także "The
Walls Of Madness" jest dla młodych
fanów thrashu oraz wielbicieli
jego nowej fali. Starzy załoganci
też spokojnie mogą sięgnąć
po płytkę. Nie sądzę, aby wielu nią
się zawiodło. (4)
\m/\m/
Ironflame - Where Madness
Dwells
2022 High Roller
O, tak. Ironflame to już jest heavy
metalowa marka, na której można
polegać. Chociaż objawiła się światu
zaledwie kilka lat temu (debiut
"Lightning Strikes The Crown"
ukazał się w 2017r.), to każda
spośród jej czterech dotychczasowych
płyt trzyma wysoki poziom
w ramach tradycyjnego podejścia
do gatunku. "Where Madness
Dwells" nie jest szczególnie odkrywcze
pod względem stylistycznym,
za to kontynuuje kurs obrany na
wcześniejszych longplayach, czyli
jeśli ktoś lubił dajmy na to "Blood
Red Victory" (ja nawet bardzo), to
"Where Madness Dwells" spokojnie
przypadnie takiemu słuchaczowi
do gustu. Grunt, że "Lightning
Strikes The Crown" zawiera
osiem znakomitych kawałków -
mniej epickich, bardziej zorientowanych
na riffy, z mocniej wyeksponowanym
basem, a także bardziej
osobistymi, zamiast fantastycznymi
lirykami. Przypomina mnie
to sytuację, gdy szkielet jest typowy
dla każdego lechona, a w środku
kusi świeżo upieczone adobo,
podlane sosem na bazie odrobinę
bardziej sfermentowanego octu. Aż
dziw, że niemal całość (za wyjątkiem
solówek gitarowych) została
opracowana przez tylko jedną osobę,
a mianowicie przez amerykańskiego
wokalistę, multiinstrumentalistę,
kompozytora i producenta
Andrew D'Cagna, ponieważ zazwyczaj
smaczne kąski w tak
obfitej ilości wymagają współpracy
zespołu utalentowanych fachowców.
Tu pojawia się dysonans. W
studiu Ironflame to praktycznie
projekt jednoosobowy, ewentualnie
z zaproszonymi gośćmi. Niektóre
zespoły szczycą się osiąganiem
bardzo zbliżonego brzmienia
na żywo do brzmienia z płyt. W
przypadku Ironflame byłoby to
wątpliwe, skoro na koncertach projekt
ten przeradza się w regularny,
kilkuosobowy zespół. Wynikałoby
stąd, że w studiu panuje między
zainteresowanymi stronami zupełnie
inna chemia niż na scenie, a
materiał nabiera całkiem innych
walorów dźwiękowych. Jeśli ktoś
może wybrać się na gig, to spoko,
ale w przeciwnym razie raczej nigdy
nie pozna w pełni utworów. W
tym sensie słuchanie "Where
Madness Dwells" tylko we własnym
domu skrywa w sobie wrażenie
nieodkrytej tajemnicy. Ciekawe,
w ilu notowaniach na najlepsze
płyty roku się znajdzie? Akurat
nie w moim rankingu, ale poważnie
podejrzewam, że u niektórych
fanów tak będzie. (4,5)
Sam O'Black
James LaBrie - Beautiful Shade
Of Grey
2022 InsidOut Music
Wokalista Dream Theater nie ma
ostatnio ani dobrej passy, ani tym
bardziej prasy - w sieci można bez
trudu znaleźć nagrania świadczące
o tym, że szczyty wokalnej formy
ma już dawno za sobą, a do tego
najwyraźniej zdarza mu się podpierać
w czasie koncertów playbackiem.
Jakoś dziwnie szybko posypał
mu się ten głos, bo ma przecież
raptem 59 lat, a wielu znacznie
starszym wokalistom wciąż
on dopisuje. Jest jednak jak jest i
być może swoistą formą odreagowania
przez LaBrie tego stanu
rzeczy ma być nowa płyta, zawierająca,
z jednym wyjątkiem, akustyczne,
bardzo klimatyczne kompozycje.
Przy takim delikatnym
graniu wokaliście nie grozi sforsowanie
głosu, ale nierealne wydaje
mi się powtórzenie przez niego na
żywo czyściutkich, wysokich partii
z "Devil In Drag" czy nawet tych
niższych z "Sunset Ruin". Gorzej,
że w niektórych utworach jego
głos, mimo studyjnej obróbki, jest
dziwnie zduszony ("Hit Me Like A
Brick") albo niczym szczególnym
nie porywa ("What I Missed") bądź
jest niepokojąco słaby ("Super
Nova Girl"). Porywanie się na
"Ramble On" Led Zeppelin w takiej
dyspozycji głosowej też wydaje
mi się pozbawione sensu, bo Robert
Plant, znacznie przecież starszy,
nawet teraz jest w lepszej formie
wokalnej od LaBrie. Szkoda
tylko tych niezłych, ciekawie zaaranżowanych
- gitarowe partie dopełniają
smyczki i organy - utworów,
ale akurat z tym wokalistą nie
mogło się to udać. "Devil In Drag"
trafił na ten album w dwóch wersjach,
akustycznej i elektrycznej.
Muzycznie ta mocniejsza jest
świetna, nieco progresywna w formie,
ale frontman sprawia, że nie
są to żadne odcienie szarości, ale
co najwyżej poprawności... (2)
Kenn Nardi - Trauma
2021 Divebomb
Wojciech Chamryk
Ponoć większość ludzi na świecie
doświadczyła co najmniej jednej
traumy, czyli urazu psychicznego
na skutek jakiegoś strasznego zdarzenia
zagrażającego utratę zdrowia
lub życia. Tytuł drugiej solowej
płyty Kenna Nardi'ego ma wobec
tego szczególne znaczenie, ale różnym
osobom może przywoływać
różne wspomnienia - jedne napawające
trwogą, inne przerastające
swym okrucieństwem. Bywa, że
mniej lub bardziej świadomie wypieramy
je, bo nie jesteśmy gotowi,
aby się z nimi otwarcie zmierzyć.
Konwenanse nakazują, aby się z
nich nie śmiać. A przecież to, co
wydawało nam się traumatyczne w
odległej przeszłości, dziś może być
dobrym powodem do żartów. Ktoś
wpadł w histerię z powodu łagodnych
turbulencji podczas swojego
pierwszego lotu samolotem, ja z
impetem spadłem do głębokiego
morza nie umiejąc wcale pływać (w
morskim parku rozrywki, pod pilnym
nadzorem ratownika, ale jednak),
a taksówkarzowi za czasów
PRL hamulce odmówiły posłuszeństwa
w rozpędzonym Polonezie.
Ot, trauma - jedno słowo rozpalające
emocje w nieprzewidywalnym
kierunku. Taki też jest drugi
longplay Kenna Nardi'ego. Można
go przypisać do kategorii progresywnego
metalu, choć brzmi w
sposób wymykający się progresywnym
konwenansom. Kiedyś jednym
tchem wymieniało się kapele
takie jak: Voivod, Watchtower,
Anacrusis, Coroner i Mekong
Delta, mimo że cechowały je
odmienne brzmienia. Przedstawianie
Kenna Nardi'ego jako głównego
kompozytora Anacrusis, który
przed ośmiu laty wydał trwający
bagatela 157 minut pierwszy album
solowy, a ostatnio zaproponował
jego następcę, która również w
pełnej wersji nie mieści się na jednym
dysku CD, wtrąca zagorzałych
metalowców w poważny stan:
nie ma żartów z prog thrashem.
No, z prog thrashem to nie, ale
akurat "Trauma" wypada mało
prog thrashowo. I wcale nie trwa
dłużej niż przedostatni Therion.
Podstawowa wersja, nie licząc bonusów,
mieści się na jednej płycie
kompaktowej. Nie testuje ona cierpliwości
zwolenników klasycznego
heavy czy thrashu. Nie wymaga
przedzierania się przez nadęte dłużyzny.
Co więcej, łatwo wpada w
ucho. Jest na swój sposób niepowtarzalna,
bo zrodzona z naturalnego
napływu pomysłów jednego nietuzinkowego
artysty, który sam
wszystko skomponował, zagrał na
instrumentach, zaśpiewał, wyprodukował
i niezależnie wydał. Nie
wiąże się z tą muzyką żadna pretensja,
żadna próba pozorowania
czegokolwiek, ale z drugiej strony
potrzeba pozostania wiernym utartym
schematom też nie. Pojawiło
się za to mnóstwo świetnych pomysłów,
a następnie fachowiec
przyłożył się do ich pieczołowitego
zrealizowania, nadając każdemu
detalowi dokładnie taki kształt i
formę, jakiej szczerze pragnął. Nie
miał przy tym ambicji, żeby jego
muzykę wykorzystywać do jakiejkolwiek
formy terapeutycznej,
więc w zetknięciu z osobistym wymiarem
kategorii "trauma", album
ten ma moc rozpalania emocji w
nieprzewidywalnym kierunku.
Wydaje mi się, że częścią doświadczenia
będzie chętne ponowne odtwarzanie.
Podejrzewam, że wszyscy
metalowcy otrzaskani z nie-ekstramalnymi
podgatunkami metalu
są dostatecznie gotowi, by się z
"Traumą" samodzielnie zmierzyć i
odebrać ją inaczej, niż pozostali.
(4,5)
Sam O'Black
Keops - Road To Peredition
2022 SPV
Może i w ojczystej Chorwacji Keops
jest zespołem znanym i popularnym,
ale mnie ich trzeci album
znudził i wymęczył. "Road To Peredition"
jest bowiem podręcznikową
kwintesencją tego, czego w
metalu nie znoszę, gdzie do bardziej
tradycyjnej formy dodaje się,
nierzadko na siłę, jakieś nowoczesne
czy wydumane akcenty, mające
świadczyć o szerokich horyzontach
muzyków i - przynajmniej w
184
RECENZJE