HMP 83 Judas Priest
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
zwa Virus nie wpadła mi w oczy, a
tym bardziej w uszy. Dzięki ładnie
wydanemu boksowi "Scarred For
Life" mogłem się zapoznać z tą
brytyjską grupą uprawiającą w latach
1986-1990 thrash metal. Zespół
działa od 2008 roku nadal,
nagrał nawet w 2020 roku album,
także nie zamierza składać broni,
choć ze starego składu został tylko
gitarzysta Coke McFinlay. Back
On Black w zestawie umieścił trzy
albumy jakie Virus nagrał na przestrzeni
lat 1987-1989: "Pray For
War", "Force Recon" i "Lunacy".
Za jednym zamachem więc możemy
skompletować sobie dyskografię
zespołu. Na pierwszym albumie
Virus było triem. John D. Hess
(bas), Henry Heston (śpiew, gitary)
i Tez Kaylor (perkusja) zarejestrowali
krótki, bo raptem liczący
sobie niecałe 30 minut, materiał.
Szorstki, szybki, może nawet jakoś
wybitnie nie rzucający się w uszy,
jednak bardzo energetyczny i
utrzymany w duchu gatunku. Na
kolejnej płycie Virus poszerzył się
o wspomnianego wcześniej Coke
McFinlaya i taki skład pozostał do
momentu zawieszenia. Dzięki tej
zmianie muzyka grupy zyskała trochę
więcej przestrzeni, ale nie drastycznie.
Nadal utrzymywali ostry
thrash. Druga gitara, co dało się
zauważyć, dała większe możliwości.
Dalej zespół obracał się w znanej
konwencji, gdzieniegdzie nakładając
kosmetyczne poprawki do
stylu, jaki założył sobie wcześniej.
Krążek "Lunacy" jest tak samo dynamiczny,
jak poprzedni. W sumie
mógłbym nawet stwierdzić, że brzmi
jak kontynuacja pewnych pomysłów.
Szkoda, że grupa nie wypuściła
po nim czegoś więcej, bo
słychać, że byli na fali wznoszącej.
Fajnie, że ktoś wpadł na pomysł
zbiorczego przybliżenia tej grupy.
Virus, jak mogłem się przekonać,
brzmi po latach nieźle. Każdy z albumów
ma swoje dobre momenty.
Może nie zaliczyłbym tego do czołówki
gatunku, ale w żadnym wypadku
krążki nie przynoszą ujmy.
Grupa całkiem zacnie radziła sobie
w tym krótkim czasie działalności i
zostawiła po sobie trzy razy równy
materiał. Dla fanów gatunku powinny
być to rzeczy po prostu smaczne.
X-Wild - So What!
2022 ROAR!
Adam Widełka
W niedługim czasie mają ukazać
się reedycje wszystkich trzech albumów
X-Wild. Cóż za piękna
wiadomość! W końcu ktoś pomyślał
o tym, mam wrażenie, niezasłużenie
zapomnianym trochę zespole.
Działał krótko ale za to pozostawił
po sobie świetną muzykę.
Naturalnie dużo zawdzięcza Running
Wild, bo przecież projekt założyli
muzycy, którzy grali w kapeli
Rock'n'Rolfa i stylistycznie
czasem było to granie zbliżone, jednak
w ogólnym rozrachunku nadali
tej grupie własny charakter.
Perkusista Stefan Schwarzmann,
basista Jens Becker i gitarzysta
Axel Morgan z pomocą wokalisty
Franka Knighta zaproponowali
solidne podejście do heavy metalu.
Album "So What!" to debiut formacji.
Wydany w 1994 roku zawiera
około pięćdziesięciu minut
szorstkiego jak papier ścierny, szarpanego
klasycznego metalu. Słychać
mocny wpływ "macierzystej"
formacji, bo fragmenty mogą przypominać
piracki klimat, do jakiego
przyzwyczaił nas Kasparek, ale
nie można też mówić o jakimś bezmyślnym
kopiowaniu. Z biegiem
minut jak materiał się rozkręca
można już być pewnym, że obcujemy
z naprawdę solidnym tworem.
Frank Knight powala swoim unikatowym
wokalem (choć złośliwi
mogą zaznaczyć, że nic się nie różni
od Udo Dirkschneidera) wypluwając
kolejne linijki tekstów. Sekcja
trzyma azymut, choć nazwanie
jej najbardziej wszechstronną
byłoby nadużyciem, to może się
podobać i gra tak, jak ma grać - bez
zbędnych cudów. Jest potężna jak
betonowy filar, na którym oparte
są jadowite riffy gitary. Album to
równe kawałki bez mazgajstwa.
Numer goni numer, a każdy utrzymany
jest w typowo heavy metalowej
konwencji. Jest motoryka,
zadziorność i odpowiednia moc -
do niczego w sumie nie można się
przyczepić. Album "So What!" nie
jest jakimś super odkrywczym graniem.
Tak jak zresztą X-Wild nie
założony został po to, żeby bez powodu
kombinować. Zdaję sobie
sprawę, że nie każdy będzie zainteresowany
i może ktoś zarzucić
tym utworom szablonowość, ale
nie można odmówić tego, że bije z
tej muzyki trudna do zatrzymania
energia. Na pewno grupa w połowie
lat 90. udanie mogła dać fanom
Running Wild trochę radości,
bo jak wiadomo Rolf wpływał
coraz mocniej na mieliznę. Chociaż
pomijając konotacje - X-Wild
okazał się, jak wspomniałem wyżej,
osobliwym i bardzo interesującym
zespołem i fajnie, że przypomną
o nim nowe reedycje Rock Of
Angels Records!
Adam Widelka
Xentrix - Shattered Existence
2022/1989 Dissonance Productions
W końcu się za to wzięli! Dissonance
Productions anonsuje
wznowienia pierwszych płyt Xentrix.
Dla niektórych to piękne wydarzenie
- dość długo nie było w
obiegu, a przynajmniej w ludzkich
cenach, albumów tej brytyjskiej kapeli.
Na początek oczywiście
"Shattered Existence" z 1989 roku
z trzema bonusami, w tym coverem
Raya Parkera Jr. "Ghostbusters".
W pewnych kręgach Xentrix
uchodzi za grupę wręcz kultową.
Ciężko się z tym nie zgodzić, bo
panowie młócili bardzo dobry, techniczny
wręcz thrash metal. Ich
muzyka miała wtedy wszystko, co
mogło złożyć się i składało na konkretny
krążek z tego gatunku. Dynamiczna
praca gitar i solidna sekcja
nawet po latach nic nie traci
ze swojej mocy. Trochę czasu minęło
a nadal "Shattered Existence"
potrafi zaciekawić. Z drugiej
strony obok ciekawych riffów i naprawdę
interesujących pomysłów
nie da się przejść obojętnie obok
tego, że Xentrix pełnymi garściami
czerpał z twórczości zespołów odnoszących
sukces zza wielką wodą
w połowie lat 80. W kompozycjach
z tego albumu bardzo mocno wybijają
się wpływy Metalliki czy Testament.
Czy to razi? Czasem tak.
Są fragmenty, gdzie wyraźnie wybrzmiewają
echa kolegów z USA.
Nie można oczywiście mówić o jakimś
kopiowaniu totalnie bezmyślnym
- przez coś ponad 40 minut
Xentrix na debiucie radzi sobie
nieźle. Są również kawałki, które
zdradzają potencjał młodej załogi i
w których kiełkuje własny charakter.
Do końca jednak nie udaje się
im pozbyć tego specyficznego brzmienia
pachnącego dokonaniami
wspomnianych wyżej. Album
"Shattered Existence" to mimo
wszystko rzecz jak najbardziej ponad
przeciętna. Absolutnie może
się podobać i przyciągać nowych
fanów. Na pewne sytuacje nie
sposób być jednak głuchym, choć
nie psują one AŻ tak całości. Jest
tu moc, zadziorność i umiejętność
kombinowania. W tamtych czasach
Xentrix wykorzystał wydeptane
ścieżki z głową.
Adam Widełka
Xentrix For Whose Advantage?
2022/1990 Dissonance Productions
Dissonance Productions wznawia
kolejno albumy brytyjskiego
Xentrix. Chronologicznie, jak
przykazano, także można sobie też
prześledzić przy okazji drogę, jaką
grupa przechodziła. Byli, i w sumie
są, jedną z ciekawszych kapel ze
starego kontynentu grających
thrash metal. Sprawdzone wzorce
zza oceanu filtrowali przez swoje
pomysły i nie zatracili się w inspiracjach
- przez to dziś nadal chętnie
słuchane są takie albumy jak
"For Whose Advantage?". Oryginalnie
wydany rok po debiucie, w
1990, nakładem Roadracer Records.
Można odnieść wrażenie, że
jest to udana kontynuacja tego, co
Xentrix założył sobie na poprzednim
krążku. Już aż tak mocno nie
zwraca uwagi to, że zespół chętnie
czerpał inspiracje od zaczynających
wcześniej grup amerykańskich.
Bardziej na "For Whose Advantage?"
zarysowuje się własny
charakter, z odniesieniami, choć
nie przysłaniającymi tego, co chcą
pokazać. To album może nie tak
szybki i agresywny, mający jednak
w sobie dużo swobody i energii.
Słychać, że Brytyjczycy nie byli zainteresowani
bezmyślnym łupaniem
wedle zasady - im szybciej
tym lepiej. Zdarza się nawet przemyślany
antrakt w postaci krótkiego,
akustycznego numeru, jaki
ładnie wprowadza słuchacza do,
niejako, kilku ostatnich kompozycji.
Umieli panować nad prędkością
swoich kawałków, więc szybkość,
nawet jeśli jest, nie przygniata.
Takimi płytami buduje się nazwę.
Można potem nagrać coś
słabszego, innego, ale zawsze ludzie
będą wracać do tych najlepszych
pozycji. Myślę, że w dyskografii
Xentrix ten album jest szczególny.
Dla wielu to chyba jeden z
lepszych europejskich krążków
thrash metalowych i trzeba przyznać,
że opinia nie jest na wyrost.
Jest to rzecz w swoim znaczeniu
przystępna, bardzo sprawnie zagrana
i napisana. Tak jak w przypadku
"Shattered Existence" umiejętnie
przemycone są wpływy amerykańskiego
thrashu, będące po prostu
fundamentem., na którym zbudowano
ciekawe kompozycje. Tak
- można tak to ująć - jest interesująco.
Gdzie trzeba grupa gra bardzo
dynamicznie, ale w ogólnym
rozrachunku to solidny thrash bez
zbędnego ciśnienia na udowadnianie
komuś czegoś. Po prostu jest
to równa i, po latach, całkiem świeżo
brzmiąca płyta.
Adam Widełka
214
RECENZJE