HMP 83 Judas Priest
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
uwielbiam zanurzać się w muzyczny
świat Niderlandczyka, ciągle
mnie zachwyca jego mieszanka
ciężkich riffów, zwiewnych progresywnych
przerywników, znakomitych
melodii oraz generalnie wybornych
dźwięków (te Hammondy...).
A "Revel In Time"
właśnie to gwarantuje. Nie bez
znaczenia są również kwestie wokalne.
Arjen niezmiennie przyciąga
doskonałych wokalistów, którzy
zazwyczaj odwdzięczają się swoimi
niesamowitymi partiami. Tak też
jest tym razem. Niemniej Lucassen
na "Revel In Time" poszedł o
krok dalej i do każdego utworu
przygotował wersję z innym wokalistą.
W ten sposób na obu dyskach
mamy tę samą muzykę, ale z inną
obsadą śpiewaków. Z tą samą muzyką
też do końca tak nie jest. Na
drugim dysku poszczególne kompozycje
zawierają również pewne
niuanse. Także dla cierpliwych jest
bardzo wiele szczegółów do sprawdzenia.
A w samych wokalistach
można się pogubić, jest ich więcej
niż gromadka: Brittney Slayes,
Russell Allen, Micheal Mills,
Ross Jennings, Jeff Scott Soto,
Brandon Yeagley, Joe Lynn Turner,
Will Shaw, Damian Wilson,
Dan Swanö, Marcel Singor,
Floor Jansen, Roy Khan, Marcela
Bovio, John Jaycee Cuijpers,
Alessandro Del Vecchio, Wilmer
Waarbroek, Irene Jansen, Mike
Andersson, Tony Martin, a nawet
sam Arjen Lucassen zaśpiewał
w drugiej wersji "Bridge Of Life". W
dodatku wykorzystano coś takiego
jak Hellscore Choir. Ten znakomity
chór zaśpiewał we wspaniałej,
rozbudowanej kompozycji "Lost
Children Of The Universe", w którym
główny wokal wykonuje Roy
Khan, a popisem solowym zachwyca
Steve Vai. Przy okazji, instrumentalistów
też jest sporo.
Spójrzcie na tę listę: Michael Romeo,
Timo Somers, Ron Bumblefoot
Thal, Adrian Vandenberg,
Joel Hoekstra, Jens Johansson,
Lisa Bella Donna, Joost van
den Broek, Steve Vai i Alessandro
Del Vecchio. Niemniej są oni
tylko pewną atrakcją, bowiem całość
w garści trzyma wyobraźnia i
talent Arjena Lucassena. "Revel
In Time" nie jest najlepszym dziełem
wśród wszystkich dokonań Niderlandczyka,
ale utrzymuje on je
ciągle na wysokim poziomie, dzięki
czemu trwale wzbudza u mnie zainteresowanie.
Bardzo chętnie będę
wracał do tej pozycji, zresztą jak
wszystkich innych, tylko żebym
miał na to czas. (4)
Balls Gone Wild - Stay Wild
2022 Metalville
\m/\m/
Turbo rock? OK, to nawet nieźle
brzmiące określenie, ale z zastrzeżeniem,
że AC/DC grali tak już
prawie 50 lat temu. Niemieckie
trio Balls Gone Wild oddaje hołd
swym znamienitym mentorom już
w openerze "Killing One", a i
"Hangman" (przy którym spokojnie
można nucić "Dirty Deeds Done
Dirt Cheap") czy "Plata o Plomo"
też ucieszą zwolenników ekipy
pod wodzą Angusa Younga. Dla
odmiany hałaśliwy "School On Fire"
to już pełną gębą Motörhead,
numer siarczysty i nad wyraz
dynamiczny. Coś z punkowej zadziorności
ma też w sobie "Knocked
Out", niczego pod względem energii
nie brakuje również kompozycji
tytułowej czy "Feel My Love". Barwa
głosu i wokalna maniera Vince'a
van Rotha świetnie do tych
numerów pasują, do tego frontman
Balls Gone Wild śpiewa nader
swobodnie i na dużym luzie, co jest
kolejnym atutem tego materiału.
Nie brakuje też akcentów typowo
bluesowych: spokojniejszego we
wstępie "Twist Of Fate" i bardziej
dynamicznego, spod znaku heavy/
blues rocka w dynamicznym "Masked
City". Nie od rzeczy będzie też
wspomnieć, że wiele na tej płycie
chwytliwych refrenów i zaraźliwych
wręcz melodii, by wymienić
tylko "Ready For Love" czy wspomniane
już wcześniej "Feel My Love"
i "Killing One", na poły balladowy
"Bride Of Satan" również jest niczego
sobie. (4,5)
Wojciech Chamryk
Battle Symphony - War On Earth
2022 Soman
Battle Symphony to projekt wymyślony
przez greckiego dziennikarza
i pisarza Nikosa Tzouannisa.
Spotkałem się z dwoma
określeniami dotyczącymi się tej
formacja. Pierwsze to metal opera,
a drugie to symfoniczny power metal.
Z metal operą poniekąd bym
się zgodził, bowiem album "War on
Earth" to złożona opowieść sciencefiction,
a na potrzeby opowiedzenia
tej historii zaproszono wielu
znakomitych wokalistów, m.in.
Tasosa Lazarisa (Fortress Under
Siege), Nicholasa Leptosa (Arrayan
Path, ex - Warlord), Roberto
Tiranti (Labyrinth), Daniela Heimana
(Warrior Path), Dee Theodorou
(Illusory), Juliana Küstera
(Tridentifer, Black Eden), Felepe
Del Valle (Delta, Drake) oraz wokalistki
Kate Johnson i Gulsah
Brett. Także może to kojarzyć się
z projektami Arjena Lucassena
(m.in. Ayreon) czy też Tobiasa
Sammeta (Avantasia). Natomiast
jeśli chodzi o symfoniczny power
metal to, wziąłbym go pod uwagę
jako jeden z elementów aranżacyjnych.
Jak dla mnie dla Battle Symphony
zdecydowanie ważniejsze
jest zderzenie power metalu i
heavy metalu, z dość ambitnym
podejściem, co nieraz mocno przypomina
progresywny metal. Dopiero
później wymieniłbym elementy
symfonicznego melodyjnego power
metalu czy też orkiestracje, które
wykorzystywane były jako uzupełnienie,
coś dodatkowego i uatrakcyjniającego.
Tych atrakcji na
"War on Earth" jest zdecydowanie
więcej, chociażby melodyjny power
metal w stylu europejskim, epicki
metal, hard rock, folk i muzyka orientalna,
muzyka elektroniczna,
ambiet, synth pop itd. I co najważniejsze
wszystko jest dodane z najwyższym
smakiem oraz niesamowitym
wyczuciem. Za wymyślenie i
skompilowanie dźwięków w znakomite
i bardzo ciekawe kompozycje
odpowiada wspomniany Nikosa
Tzouannisa, który jest również
głównym operatorem instrumentów
klawiszowych. Jednocześnie
wspomagają go gitarzysta Grigoris
Giarelis (Badd Kharma) oraz obsługujący
bas i perkusję Ektoras
Tsolakis (ex - Mahakala). Ten
ostatni odpowiada za miks i master
(znakomita sprawa) i ogólnie jest
producentem tej płyty. Także bardzo
ważna persona tego wydawnictwa.
Mamy też trzech gitarzystów,
którzy jako goście udzielili się
w sztandarowym utworze "Battle
Symphony", a są to Gus Drax, Helena
Kotina, Stathis Pavlantis.
Sumując, muzycznie jest bardzo
zacnie, każdy utwór to znakomity
kawałek intrygującej muzyki. Ze
względu, że to jest opowieść, to
utwory, choć bardzo różne łączą
się w jedną dźwiękowa całość, która
nie nudzi się, ani po pierwszym,
ani po drugim, trzecim i kolejnym
przesłuchaniu. Pod warunkiem że
lubi się ambitne odmiany, melodyjnego
power metalu. Także
przed Wami blisko 70. minut znakomitej
muzyki, gdzie moc perfekcyjnie
łączy się z melodią i całą
gamą emocji. Prawdopodobnie można
było się już wcześniej domyśleć,
że debiut Battle Symphony
"War on Earth" ma znakomite
brzmienie i równie dobrą produkcję.
Także album jest przykładem,
że na tej scenie także teraz
można przygotować coś, co jest
atrakcyjnie i na poziomie. (4,5)
Black Eye - Black Eye
2022 Frontiers
\m/\m/
Rzut oka na skład i wydawcę, i
wszystko jasne: Black Eye to kolejna
supergrupa wytwórni Frontiers,
złożona z czterech doświadczonych
włoskich muzyków i Brytyjczyka
Davida Readmana, wokalisty
najbardziej znanego z Pink
Cream 69 i niedawnego akcesu do
Tank. Długogrający debiut Black
Eye to tradycyjny dla lat 80. hard'
n'heavy, niekiedy jednak z wycieczkami
w inne rejony muzyczne.
Być może takie było założenie,
że każdy ma znaleźć na tej
płycie coś dla siebie, ale akurat
mnie niezbyt porywają sztampowo-powermetalowy
"When You're
Gone", podszyty nowoczesną elektroniką
"Darkest Night" czy równie
nijaki w warstwie muzycznej "Space
Travel", które na dobrą sprawę
ratuje Readman. Wokalista jest
zresztą bez dwóch zdań najsilniejszym
punktem zespołu, co potwierdza
również w świetnym openerze
"The Hurricane", równie dynamicznym
"Break The Chains"
czy finałowym, momentami lżejszym
"Time Stand Still". Nie brakuje
też utworów mocniejszych
brzmieniowo ("Don't Trust Anyone",
"Under Enemy's Fire"), a najmocniejszym
punktem płyty jest
"Midnight Sunset", zróżnicowany i
świetnie zaśpiewany numer, który
byłby ozdobą klasycznych albumów
Whitesnake z przełomu lat
70. i 80. Dlatego, chociaż nie brakuje
tu nietrafionych pomysłów,
warto dać "Black Eye" szansę, bo
to materiał na poziomie i z wokalistą
w fenomenalnej formie. (4,5)
Wojciech Chamryk
Black Swan - Generation Mind
2022 Frontiers
Chociaż "Generation Mind" powiela
sprawdzony schemat firmy
Fronitiers: znany wokalista +
sprawdzeni/równie popularni muzycy,
to jednak akurat tej płycie
warto poświęcić nieco uwagi. Nie,
nie dla nazwisk, chociaż Robin
McAuley, Reb Beach i Jeff Pilson
są obecni na metalowej scenie już
od lat 80., będąc jej niekwestiowanymi
gwiazdami, bo to po prostu
bardzo udany album. Zakorzeniony
muzycznie w ósmej dekadzie
ubiegłego wieku, melodyjny, przebojowy
i zarazem siarczysty, do tego
świetnie zaśpiewany. To ostatnie
akurat nie dziwi, bowiem Robin
McAuley wokalistą jest wyśmienitym
i do tego wciąż jest w
formie, czego nie da się niestety
RECENZJE 173