HMP 83 Judas Priest
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
się z tymi, pisanymi przez Grete
Van Fleet, z początku utwór raczej
rockowy, który ewoluuje w bardziej
metalowy utwór, gitarowo
progresywny, w stylu Blackmore'a.
Odchodząc od samej twórczości
muzycznej, Mortal Soil jest
świetnie wyprodukowanym albumem,
trzeba docenić, dobry miks i
mastering. Utwory mają dużo mocy
i energii, ale są klarowne i przyjemne
dla ucha, nie ma zamieszania,
możemy wsłuchać się w dowolny
instrument i przeanalizować
jego partie. Ton gitary prowadzącej
jest fenomenalny, wyśrodkowany i
z odpowiednim sustainem i kompresją,
nie łamie sygnału i nie krzyczy,
jest zbalansowany i przyjemny.
Do tego dobre bębny często
urozmaicają utwory, świetne zmiany
rytmu, chociażby za pomocą
blach. Spodobała mi się ich przestronność,
potrafiły w trakcie
utworów przejść, z prostego rytmu
do zabójczych blastów, sprawnie
łączyły gatunki. Najmniej przypadła
mi do gustu praca wokalu, czasem
brakowało jej dynamiki, była
monotonna, głos w niektórych
utworach zdawał się momentami
nie mieć mocy i być na granicy załamania,
jak choćby w "Sanctuary
Of Death". Zabrakło mi też szerszej
palety rytmów w gitarze rytmicznej,
riffy często opierały się na
bardzo podobnym paternie i palm
muttingu, zdarzało jej się zbyt wolno
rozwijać. Czego nie można odebrać
tej płycie to budowanie nastroju
i klimatu, to, ten duet zrobił
fenomenalne, Organy i dzwony kościelne,
grobowy feeling, tym krążek
aż ociekał. "Mortal Soil", jak
na płytę debiutancką jest naprawdę
dobry, jest to album wszechstronny
i myślę, że może przypaść
do gustu wielu fanom, zarówno
brytyjskiego heavy metalu jak i
wielbicieli klasycznej, czasem cięższej
muzyki rockowej. Jest melodyjny
i wpadający w ucho, a przede
wszystkim wciągający i spójny.
Mówi się, że piękno tkwi w prostocie,
a diabeł w szczegółach, a te
szczegóły rozwiązane zostały
świetnie, i wyłapując je możemy w
pełni doświadczyć materiału zaproponowanego
przez Fiński duet.
Album nie jest niesamowicie odkrywczy
czy skomplikowany, ale
zapewni kilkadziesiąt minut dobrze
spędzonego czasu z dobrym
metalem. Panowie mają spory potencjał
i z ciekawością będę wyczekiwał
ich kolejnych muzycznych
dokonań. (5)
Szymon Tryk
Mother of Millions - Orbit
2022 Vicisolum Productions
Mother of Millions to grecki zespół
zaliczany do scen progresywnego
metalu oraz progresywnego
i alternatywnego rocka. Ma na
swoim koncie trzy pełne studyjne
albumy "Human" (2014), "Sigma"
(2017) i "Artifacts" (2019). Aktualnie
pracuje nad swoją czwartą
dużą płytą. Poprzedza ją właśnie
omawiana EP-ka "Orbit". Rozpoczyna
ją króciutki bardzo melancholijny
utwór "Where Do We Go
From Here", gdzie rozmarzony głos
wokalisty śpiewa w akompaniamencie
nostalgicznych i ascetycznych
dźwięków fortepianu. W
podobnej formie jest utrzymany
kończący płytę, bardziej rozbudowany
kawałek "Rome". Ma on dodatkową
informację (piano version),
więc domyślam się, że istnieje
jakaś bardziej "zespołowa" wersja.
Obie kompozycje można zaliczyć
do rocka progresywnego.
Wskazują na to konstrukcję utworów,
ich klimat, aranżacje i przekaz.
Jednak moim zdaniem to nie
rock progresywny jest najważniejszy
dla muzycznego świata greckich
muzyków. Świadczą o tym
dwie kompozycje, które znalazły
się w samym środku EP-ki. Tytułowa
"Orbit" jest zdecydowanie w
stylu mocnego, nowoczesnego,
wielowątkowego metalu, w dodatku
bardzo mrocznego, ale za to
melodyjnego. Znajdziemy też kilka
wtrąceń w stylu rocka alternatywnego.
Natomiast "No Light, No
Light" choć ciągle jest w formie dynamicznego
nowoczesnego metalu,
to jest o wiele bardziej otwarta na
słuchacza i ma zdecydowanie cieplejszy
klimat. Być może to kwestia
tego, że jest to cover zespołu
Florence + The Machine. Jeszcze
jedna uwaga odnośnie tego kawałka.
Wokalista George Prokopiou
swoim śpiewem przypomina mi tu
wokale Keitha Caputo z zespołu
Life Of Agony (gdzieś z początku
kariery). Nie bardzo wiem, skąd
akurat przyszło mi takie porównanie.
Raczej nie słucham takich kapel
jak Life Of Agony. Tym bardziej
trzeba zaznaczyć, że głos George
to raczej stara szkoła rocka i
w dodatku potrafi poruszyć nim
wiele emocji. Za to nie widzę na tej
EP-ce progresywnego metalu. No
może w owych dynamicznych
utworach, bardziej nowoczesnych,
są jakieś smaczki rodem z progresyjnego
metalu, ale bardziej są to
jedne z elementów aranżacji, nic
więcej. Niemniej całość brzmi
"zdrowo" i mimo wszystko zetknięcie
się z nowym (a także ze wcześniejszym)
materiałem Mother of
Millions może przynieść słuchaczom
i fanom wiele pozytywów. Po
prostu sprawdźcie Mother of Millions.
\m/\m/
Mysterizer - The Holy War 1095
2021 Rockshots
Lubię takie kapele. Takie, czyli
konkretne, mimo krótkiego stażu
scenicznego doskonale wiedzące,
co chcą grać, mające jasno sprecyzowany
styl i konsekwentnie idące
wyznaczoną drogą. Muzyczna propozycja
pochodzącego z Finlandii
Mysterizer to spora gratka dla fanów
melodyjnego heavy metalu.
Tak, zgadł kolega jeden z drugim.
Takiego z klawiszkami. Proponuję
zachować jednak spokój. Partie
grane na parapetach są tutaj przeważnie
schowane za gitarami i
stanowią w dużej mierze jedynie
tło, nie odbierając tym samym albumowi
"The Holy War 1095"
ani grama heavy metalowego charakteru.
Zatem spokojnie. Nie powinny
być one gwoździem wbijanym
w najbardziej uczulone na ten
instrument bębenki uszne. Nawet
jeśli zdarzają się pojedyncze momenty,
gdzie przejmują one nieco
bardziej wiodącą rolę. Ma to na
przykład miejsce w świetnym "Last
Stand Hill". Klawiszowa partia,
którą tam usłyszymy ma typowo
AORowy klimat, co akurat w tym
konkretnym przypadku dodaje
temu kawałkowi uroku. W "Virus
C" natomiast gra keyboardu pełni
istotną rolę w tworzeniu naprawdę
sielskiego nastroju. Nastroju, który
tak de facto kontrastuje z ogólną
wymową tego numeru. Jednak
główną magię "Virusa" (jakkolwiek
w dzisiejszych czasach by to nie
brzmiało) stanowi patetyczny,
chóralnie zaśpiewany refren. Słuchając
całości "The Holy War
1095", nie sposób nie stwierdzić,
że to właśnie przebojowe refreny są
ich największym atutem ("Alea
lacta Est" czy "Heroes" to pod tym
względem absolutne mistrzostwo).
Nie jedynym zresztą. Panowie gitarzyści
Mike Hammer oraz Henry
Hanninen ewidentnie potrafią i
najwyraźniej lubią sobie "pocisnąć"
na swoich gitarkach. Najlepszym
potwierdzeniem jest tu ich pojedynek
w "The Fountain of Immortals".
Album ten ma jednak jedną
zasadniczą wadę, która nie ukrywam,
psuje nieco ostateczny obraz
całości. Jest to mianowicie wokal
Tomi'ego Kurtti. Nie zrozumcie
mnie źle. Gość potrafi śpiewać i dysponuje
całkiem niezłą barwą tylko
cóż z tego, jak owa barwa ni cholery
nie pasuje do muzyki granej
przez Mysterizer. W wysokich
rejestrach momentami jego śpiew
brzmi naprawdę komicznie. Gdyby
nie ten mankament, ostateczna
ocena byłaby pewnie wyższa. Mimo
wszystko czuję, że od czasu do
czasu będę do tego albumu wracał.
Chętnie też sprawdzę, jak sobie będą
radzić na kolejnej swej płycie
(4).
Bartek Kuczak
Naked Gypsy Queens - Georgiana
2022 Mascot
Naked Gypsy Queens to amerykańska
grupa z Nashville, a minialbum
"Georgiana" jest jej debiutanckim
wydawnictwem. Czterech
młodych muzyków, ze śpiewającym
gitarzystą Chrisem Attigliato
na czele, przypomina tą płytą, że
klasyczny heavy/hard i blues rock
są ponadczasowe i wiecznie żywe.
Kompozycja tytułowa to Led Zeppelin
w czystej postaci, bluesowohardrockowy,
z partiami granymi
slide, surowa i dynamiczna. Mocy
nie brakuje też "Down To The
Devil", kojarzącemu się z Deep
Purple, ale o nieco southernowym,
bardziej korzennym, posmaku, z
kolei "Strawberry Blonde #24" nie
powstydziliby się tacy The Black
Crowes, a to też coś znaczy. Są tu
tez dwa nieco lżejsze, balladowe
utwory: "Wolves" ma mocniejsze
refreny, ale zwrotki delikatniejsze,
a do tego aż dwie solówki. "If Your
Name Is New York (Then Mine's
Amsterdam)" to w całości, poza refrenem,
balladowo-klimatyczny
utwór, wywiedziony z "III" Zeppelinów,
świadczący o tym, że Naked
Gypsy Queens mają tak zwane papiery
na granie - nawet jeśli nie
czeka ich kariera, jaka stała się
udziałem grupy Greta Van Fleet,
to i tak warto zainteresować się ich
pierwszym wydawnictwem. (4,5)
Wojciech Chamryk
Nazareth - Surviving The Law
2022 Frontiers
Ciężki, dynamiczny i świeży, tymi
słowami po pierwszym przesłuchaniu
można określić "Surviving
The Law". Zastanawiałem się czy
wydając swój 25 album, można
jeszcze kogoś zaskoczyć i jak widać
zdecydowanie tak, jestem przekonany,
że gdybym trafił na ten krążek,
nie znając wcześniej Nazareth,
to pomyślałbym sobie, że jest
to świetny debiut, że musieli to
stworzyć pełni nowych pomysłów,
gniewni młodzi chłopcy z zamiło-
RECENZJE 189