11.03.2023 Views

HMP 83 Judas Priest

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

teorii - urozmaicić zawartość płyty.

Tu nie ma o tym mowy. Jest za to

niestety przysłowiowy klops, ciężko

strawna mikstura, przyrządzona

z tradycyjnych i nowoczesnych

składników. Stąd jazzująca gitara

w utworze tytułowym, progresywny

metal w "My Soul Released"

czy ciekawie zaaranżowane syntezatory

w orientalizującym "Keops",

ale te przebłyski giną w zestawieniu

z natrętną motoryką i rozwiązaniami

pod publiczkę w "Rise

Again", faktycznie traumatycznym

"Trauma" i kilku innych utworach.

Są tu też kompozycje prostsze i surowsze,

jak "When I Remember" czy

utrzymany w stylistyce lat 80.

"Cause Of You", które tylko

utwierdzają mnie w przekonaniu,

że zespół starał się złapać za ogon

kilka przysłowiowych srok jednocześnie.

Niestety nie wyszło, a jedyne

co zapamiętam z "Road To

Peredition" to fakt, że Zvonimir

Špacapan to bardzo perspektywiczny

i utalentowany wokalista. (2)

Wojciech Chamryk

KingCrown - Wake Up Call

2022 ROAR!

Swojego czasu bracia Joe i David

Amore narobili boruty w macierzystym

zespole Nightmare. Trochę

to dziwne, bo panowie parę

wiosen liczą... Oczywiście wylecieli

z Nightmare z hukiem. Niemniej

nie poddali się i zaczęli szukać

swojego miejsca na scenie m.in. w

projekcie Öblivion grając całkiem

niezłego hard rocka. Jednak ich naturalnym

środowiskiem jest i będzie

heavy/power metal, taki jaki

grali w Nightmare. Dlatego nie

dziwie się, że zainicjowali kolejny

projekt, który nazwali King

Crown. W roku 2019 wydali krążek

"A Perfect World", który zawiera

właśnie znakomity heavy power

metal. Nie inaczej jest z tegorocznym

albumem "Wake Up

Call". Zaczyna go świetna tytułowa

kompozycja prująca bez kompleksów

do przodu w obranym

przez nich stylu. Nie jest to jazda

bez trzymanki, a raczej ekscytujący

rajd pod pełną kontrolą. Tym bardziej

że muzycy perfekcyjnie przemyśleli

i zaaranżowali "Wake Up

Call". Chociażby jego wstęp oparty

jest o akustyczne gitary, a jego

temat odnajdziemy również w końcowej

fazie utworu. Do tego zabawa

atmosferą, tempami, plus epicko-maidenowskie

zaśpiewy. Nie

brakuje znakomitych partii gitar,

czy to rytmicznych, czy też solowych.

Sekcja pracuje perfekcyjnie i

z mocą. Oczywiście melodie prowadzi

znakomity mocny głos Jo

Amaro. Kolejne dwa kawałki "The

End Of The World" i "Story Of

Mankind", choć różne są równie

wyśmienite. Pierwszy ma więcej

przestrzeni, zaś drugiemu brakuje

ciutkę wigoru i animuszu, tak jak

to uczynili Francuzi w openerze.

Wraz z "Lost Foreigner" zwalniają,

ale ich muzyka staje się mocna i

majestatyczna. Natomiast z "One

With Earth" wracają do szybszego

grania i heavy/powerowej witalności.

Jednak tak jakby nie wykorzystywali

w pełni swojego potencjału

i zachowywali pewien bezpieczny

dystans, bufor. Nie wiem, czego

muzycy się obawiali, ale ta dodatkowa

moc mogłaby zaprowadzić

kapelę do perfekcji. Przynajmniej

tak to czuję. Tak też wymyślona

jest większa część pozostałych

utworów. Oczywiście każda ma coś

swojego, muzycy KingCrown nie

bardzo lubią powtarzać się czy też

popadać w nudę. I tak wspominany

"One With Earth" ma chyba

najbardziej chwytliwy refren na

płycie. "To The Sky And Back" znowu

mknie z rozwagą do przodu

przy akompaniamencie fajnych riffów.

Natomiast "The Awakening"

rozpoczyna się folkowym tematem

niczym w Led Zeppelin. Za to zamykające

album "City Lights" i

"Fire Burns Again" zachwycają typową

dla tego zespołu mieszanką

mocy i melodii, ale także ślą przesłanie,

że ten zespół i tworzący go

muzycy nie muszą niczego, nikomu

udowadniać. Po prostu bracia

Amaro zrobili to grając w Nightmare,

a KingCrown jest tego doskonałą

kontynuacją. Oprócz wymienionych

kompozycji mamy

jeszcze wyborną power metalową

balladę "Gone So Long", opartą na

znakomitych partiach fortepianu i

gitar akustycznych oraz średniaka

w postaci kawałka "A New Dawn".

Oczywiście muzyka ma odpowiednią

oprawę, instrumenty brzmią

tak, jak powinny. Jest co doceniać.

Także jak ktoś jest fanem oldschoolowego

europejskiego heavy/

power metalu podanego na miarę

współczesnych możliwości to,

śmiało powinien sięgnąć po King

Crown i ich "Wake Up Call".

Choć po prawdzie jest on troszeczkę

słabszy od ich debiutu "A

Perfect World". Jednak ja życzyłbym

sobie, aby ich kolejne wydawnictwa

były przynajmniej na takim

samym "słabszym" poziomie.

(4,7)

\m/\m/

Knight and Gallow - For Honor

and Bloodshed

2022 No Remorse Reords

Epickość weszła ostatnio w modę

wśród młodych zespołów heavy

metalowych. Czy to dobrze czy źle

- nie ma jednoznacznej odpowiedzi.

Z jednej strony tematyka

"sword and sorcery" zdominowała

już raz tę niszę, a efektem był wysyp

czegoś, co znany Wojownik

Żelaza z Ziemii Kieleckiej określił

kiedyś mianem "gej-metalu". Powstrzymajmy

się może od pejoratywnego

oceniania kogokolwiek

przez pryzmat orientacji, ale faktem

jest, że europower (bo o nim

mowa) nie był najwdzięczniejszym

ujęciem tego tematu. Z drugiej -

czerpanie z takich wzorców jak

Manilla Road czy wczesny Manowar

przynosi zazwyczaj efekty na

naprawdę dobrym poziomie. I tak

też jest w przypadku Knight and

Gallow. Młoda ekipa z Kalifornii

po dwóch zapowiedziach w postaci

singla i demówki wreszcie wydała

na świat debiutanckiego długograja.

Chłopaki wyglądają co prawda

jakby przed chwilą grali na szkolnym

"bands battle", ale nie dajmy

się zwieść pozorom. Poznał się na

nich zresztą sam Chris Papadatos

z No Remorse Records, który byle

kogo do swojej stajni nie wpuszcza.

Mamy tu więc energiczną,

młodzieńczą dawkę epickiego US

power metalu inspirowanego klasykami

w stylu wspomnianego Manowar,

z domieszką trochę agresywniejszych

przedstawicieli gatunku

typu Iced Earth, a zarazem nie pozbawionego

melodii, które mogą

budzić skojarzenia nawet z Helloween

czy wczesnym Hammerfall.

Zespół znalazł bardzo fajny balans

między melodyjnymi kompozycjami,

a odpowiednią dawką łomotu.

Bardzo dużo o albumie mówi już

otwieracz - "Men of the West" to

rasowy epik i najdłuższy numer na

płycie. Melodyjny, podniosły (kłaniają

się nawet "maidenowe" galopady)

i rozbudowany, ale przy tym

całkiem chwytliwy - tu akurat panowie

prezentują odrobinę łagodniejsze

oblicze. Później za to pojawia

się pierwszy "agresor" w postaci

mojego ulubieńca, czyli "Godless".

To już prosty i bezpośredni strzał -

mam nawet wrażenie że wokalista

Nick Chambers musiał się zasłuchać

w niektóre zaśpiewy Quorthona

(inspiracja jak najbardziej

na miejscu, biorąc pod uwagę warstwę

tekstową). W podobnym duchu

utrzymane są jeszcze np.

"God's Will" (chyba najcięższy na

całej płycie, z ciekawymi, agresywnymi

wokalami, choć jak dla

mnie trochę za bardzo powydziwiany)

i ponownie bardziej rozbudowany

zamykacz "Black Swordsman".

To kolejny z moich faworytów

- utrzymany z początku w średnim

tempie, prowadzony przez

bardzo ciężki, groov'iasty riff, a w

połowie przeradzający się dziką gonitwę

- świetne budowanie patosu,

w dobrym tego słowa znaczeniu. Z

drugiej strony, mamy też odrobinę

"melodyjniejszą" część albumu, po

której plasują się takie utwory jak

brzmiącym chyba najlżej na całej

płycie (ale to wcale nie wada!)

"Stormbringer's Call" czy świetne

"Blood of Wolves" powerowo pędzące

przez zwrotki i zwalniające

na hymniczny refren. Na koniec jednak

chcę pewną rzecz sprostować

- te powyższe laurki nie oznaczają

jeszcze niestety, że mamy do czynienia

ze złotym dzieckiem epickiego

heavy. Kompozycje wpadają w

głowę co prawda bardzo szybko, a

całości nie brakuje ikry, ale melodie

bywają troszkę naiwne (patrz:

"Lord of the Sword"). Stąd nie

umiem wskazać prawdziwie słabego

punktu płyty w postaci konkretnego

utworu, ale są pośród nich takie,

które po prostu mogą się szybko

znudzić. Co pocieszające -

Knight and Gallow to naprawdę

młoda horda, stąd wszelkie niedojrzałości

w kompozycjach idzie łatwo

usprawiedliwić. A umiejętność

zrobienia takich numerów jak

wspomniane "Black Swordsman"

rokuje baaardzo dobrze. (4)

Piotr Jakóbczyk

Kreator - Hate Uber Alles

2022 Nuclear Blat

Ostatnie dokonania Mille Petrozzy

i jego kolegów dość mocno podzieliły

metalową brać. Wśród jednych

wzbudzały zachwyt (powiedzmy

sobie szczerze, czasem

mocno przesadzony), inni zaś osądzali

tą ekipę od czci i wiary, zarzucając

jej zdradę thrashowych

ideałów i inne podobne pierdolety.

Sami główni zainteresowani zdają

sobie nic z tego nie robić i konsekwentnie

idą drogą, którą zaczęli na

albumie "Enemy of God", a rozwinęli

między innymi na "Hordes

of Chaos" czy genialnym "Phantom

Antichrist". Warto też nadmienić,

że poruszając się w tej estetyce

stylistycznej, nie zapominają

o swych korzeniach. Piętnasty album

w dorobku Kreatora zatytułowany

"Hate Uber Alles" jest

niczym innym jak bezpośrednią

muzyczną kontynuacją przywołanych

powyżej wydawnictw. W tym

miejscu warto wspomnieć o pewnej

zmianie personalnej, która zaszła

w szeregach zespołu. Ustabilizowany

przez długie lata skład został

opuszczony przez Christiana

"Speesy'ego" Gieslera. W jego

miejsce pojawił się Frederic Leclercq,

basista znany głównie z występów

w Dragonforce. Czy owa

zmiana wpłynęła w jakikolwiek

sposób na muzykę zespołu? Raczej

nie, choć ten dopływ świeżej krwi

RECENZJEY 185

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!