11.03.2023 Views

HMP 83 Judas Priest

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

New Issue (No. 83) of Heavy Metal Pages online magazine. 67 interviews and more than 170 reviews. 216 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Judas Priest, Powerwolf, Hellhaim, Monasterium, Udo Dirkschneider, Satan, Grave Digger, Kreator, Anvil, Xentrix, Vio-Lence, Evil Invaders, Tysondog, X-Wild, Evil, Skull Fist, Tension, Night Cobra, Death SS, Thunderor, Gauntlet Rule, Sanhedrin, Fer De Lance, CoverNostra, Mirage, Tyrada, Snake Eyes, Sign Of Death, Ironflame, Greyhawk, Powertryp, Solitary, Ted Nugent, Nazareth, Graham Bonnet Band, Victory, Praying Mantis, Ibridoma, Cobra Spell, Knight And Gallow, Midnite Hellion, Space Vacation, Evergrey, Sunrunner, Parallel Mind, Setheist, Envy Of None, Reaper, Circle Of Silence, Sin Starlett, Death Dealer, Leash Eye, Elder, Circus Prütz and many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

jasny przekaz, "Jak nic nie macie, to coś stwórzcie

i my to wydamy". I tak po 30 latach wróciliśmy

do studia, a "Four", po wydaniu, znalazło się

na liście 50 najlepszych albumów roku "Classic

Rock". Byliśmy tym kompletnie zaskoczeni,

zrobiliśmy to bardziej dla zabawy, ale

wzbudziliśmy tym całkiem spore zainteresowanie

w Europie, zagraliśmy w UK, Niemczech

czy Francji, nigdy wcześniej nie koncertowaliśmy

na starym kontynencie. Kiedy

uderzył Covid i odwołano nam daty, zdecydowaliśmy

się, że wykorzystamy ten czas, na nagrywanie.

Zarejestrowaliśmy dwa nowe utwory

i zapis live z występu w Niemczech, skończyliśmy

też ich miks i mastering i planujemy

wypuścić je jeszcze w tym roku, mogę zdradzić,

że będą całkiem ciężkie. Wszyscy jesteśmy

dla siebie jak bracia, znamy się od zawsze,

ostatnio zagraliśmy koncert u nas w Toronto i

przyjął się świetnie, a za jakiś czas jeszcze

gramy St. Catharines, więc jesteśmy pewnego

rodzaju niedzielnymi graczami, ale sprawia

nam to ogromną radości, jesteśmy jak rodzina.

Możecie spodziewać się nowości od Coney.

Kiedy powróciłeś do studio w 2013, a Coney

Hatch wróciło do działania, czy odtarły się

wtedy wszystkie stare wspomnienia, trasa z

Iron Maiden czy Judas Priest, zdałeś sobie,

że tęsknisz za rock&rollem, a teraz pojawiła

się szansa, żeby to powtórzyć? czy z biegiem

lat, wolałeś tylko zrobić dobrą robotę i pozostać

w domowym zaciszu?

Dobrze, że wspomniałeś o Iron Maiden,

świetnie bawiliśmy się na "Piece Of Mind" jak

i "Screaming for Vengeance", bardzo zaprzyjaźniliśmy

się z tymi zespołami, ale szczególnie

ze Stevem Harrisem z Maiden odnalazłem

wspólny język, obecnie to jeden z moich

najstarszych przyjaciół, poznaliśmy się w

1983, zgaduję, że ciebie pewnie jeszcze nie

było wtedy na świecie (śmiech). Kiedy Steve

przyjechał z British Lion zagrać kilka koncertów

w Kanadzie, od razu się ze mną skontaktował,

oznajmił, że musimy zagrać kilka dat

razem jak za dawnych lat, gdy Coney grało z

Iron Maiden, a Steve'mu się nie odmawia.

Mam z tego okresu same dobre wspomnienia,

to był świetny czas. Co ciekawe,

część materiału na

"Four", to nie dokończone pomysły

z tamtych czasów, było

tak na przykład z kawałkiem

"Connected", jest to jeden z

naszych najstarszych pomysłów,

który w końcu mogliśmy

sfinalizować, takie rzeczy pomogły

nam wrócić do formy.

Dzielić scenę z Iron Maiden,

to musiało być coś specjalnego.

Niesamowite wspomnienia, ale

graliśmy z tak wieloma świetnymi

artystami, Cheap Trick,

Ted Nugent, Accept, Peter

Frampton, Frank Marino czy

Joe Perry. Nie przypominam

sobie żadnej kiepskiej daty z

tamtego okresu, zagraliśmy z

The Tubes, jeden z moich ulubionych

koncertów, tak jak i

zespołów. Żyłem wymarzonym

życiem, miałem wtedy tylko 21

lat, musiałem się regularnie

Foto: Envy Of Non

szczypać i zdawać sobie sprawę,

że to dzieje się naprawdę.

Kilka lat wcześniej kupowałem ich plakaty i

wieszałem na ścianach mojego pokoju, a teraz

jestem z nimi w trasie.

W latach 80-tych słynęliście z tego, że wasze

koncerty były diabelnie głośne, niektórzy nazywali

je mianem "ear-damaging" pol -

"niszczących słuch" to prawda?

Tak, to prawda (śmiech). Zagraliśmy naprawdę

dużo koncertów w Toronto i pojawiła się

recenzja, zatytułowana "Coney Hatch to najgłośniejszy

zespół jaki w życiu słyszałem", nie była

negatywna, ale autor zastanawiał się, dlaczego

występy muszą być tak głośne. Wszystko

przez naszych old-schoolowych dźwiękowców,

widzieliśmy ze sceny, ludzi odwracających

się i zatykających uszy, więc powiedzieliśmy

im po koncercie, że mogą zdjąć trochę

volume, ale oni zaprzeczali, twierdzili, że taka

muzyka, musi być grana głośno. Dlatego teraz,

zawsze przed naszym występem przez

nagłośnienie leci intro "Powitajcie proszę

najgłośniejszy zespół w Kanadzie, Coney Hatch".

Wiem, że pewnie są zespoły, głośniejsze od

nas, ale to prawda, że w tamtych czasach,

przesadzaliśmy z tym, to było głupie, teraz ja

i nasz perkusista mamy problemy ze słuchem

(śmiech). Nie wiem, czemu to robiliśmy, ale to

chyba było częścią zespołu.

W 1991 roku za swój solowy album zdobyłaś

nagrodę Juno, dla najbardziej obiecującego

wokalisty, czy było to dla ciebie ważne

wyróżnienie?

Myślę, że było to bardzo ważne, w końcu to

kanadyjski odpowiednik Grammy. Kiedy rozpadło

się Coney Hatch, nie byłem pewien czy

w ogóle będę kontynuować karierę, to był mój

zespół, moje dziecko, sam go zakładałem, co

miałbym teraz robić. Pomyślałem, że mogę

spróbować działać solo, więc otrzymanie takiej

nagrody było sporym zaszczytem, a z

pewnością, zbudowało moją pewność siebie,

zobaczyłem, że daje radę robić to sam. Był to

duży zastrzyk emocjonalno-mentalny. Pomijając

komponowanie, to zająłem się też produkcją

tej płyty, więc jeszcze bardziej byłem z

dumny z tej nagrody. Co było dość zabawne,

to fakt, że otrzymałem nagrodę, która w teorii

powinna trafić do nowego, obiecującego dopiero

wokalisty, a ja przecież na kanadyjskiej

scenie rockowej byłem od około 10 lat, więc

zastanawiałem się jakim cudem ją wygrałem

(śmiech), ale było to coś specjalnego.

Miałeś też okazję zagrać razem z jednym z

twoich osobiście ulubionych zespołów, Kings

X...

Tak, Wydałem wtedy album "Scatterbrain"

był on całkiem ciężki, ale patrząc na całokształt

to moje solowe projekty miały tendencje

do stawania się coraz cięższymi z kolejnego na

kolejny. Nie mieliśmy w planach żadnej trasy

koncertowej z Soho69, ale kiedy dostaliśmy

propozycje otwarcia koncertu Kings'X, nie

mogłem odmówić. Doug Pinnick to jeden z

moich ulubionych basistów i wokalistów, ma

tak niesamowity głos, uważam, że jest jednym

z najbardziej utalentowanych muzyków na

świecie. Miałem ogromne szczęście, że dane

było mi się z nim zaprzyjaźnić, mamy kontakt

do teraz, używam też na scenie efektu sygnowanego

jego nazwiskiem. Był to dla mnie

wielki zaszczyt, zagrać z nimi na jednej scenie.

Uwielbiam ten zespół.

Nie nazywając pierwszego albumu Envy Of

None, chcieliście zachować tą niepisaną

zasadę heavy metalową, mówiącą o nazywaniu

debiutanckiego krążkom imieniem zespołu?

Czy to bardziej chęć zachowania waszej

osobistej tradycji, gdyż z Coney Hatch i

Rush również nie były zatytułowane?

Chyba masz rację, jeśli chodzi o tą tradycje,

dużo zespołów tak robi. Chcieliśmy tym umocnić

i podkreślić nawę zespołu, to miał być

prosty przekaz. Kiedy pracowaliśmy nad oprawą

płyty, paczkach, okładkach i spojrzeliśmy

na dwie panie z grafiki i napis "Envy Of

None", to to było to, to po prostu wyglądało

dobrze, prawdę mówiąc, chyba nigdy nie planowaliśmy

nazywać krążka jakkolwiek inaczej.

Doczytałem się, że teraz zajmujesz się "the

other side of the desk", Czyli czym dokładnie?

Wspomniałem, że teraz znacznie mniej koncertuje

i nie jeżdżę w trasy. Zajmowałem się

managementem Rush, Big Wreck czy Tea

Party, pomagałem im w nagrywaniu, bukowałem

studio, czy planowałem i ustalałem koncerty,

sprawiało mi to satysfakcje, byłem z

nich dumny. Z czasem pojawiło się więcej

telefonów z zapytaniami czy nie chciałbym się

kimś zaopiekować, to zapewnia mi zajęcie w

ciągu dnia i stałą prace, i to mam na myśli

mówiąc "other side of the desk". Myślę, że

mam całkiem sporo doświadczenia i wiele

widziałem, więc mogę pomóc młodym artystom

i sprawić, żeby nie popełniali tych błędów

które ja mając 19 czy 20 lat. Między innymi

w taki sposób poznałem się z Mayah, kiedy

się spotkaliśmy to miałem jej tylko poradzić, a

rozpoczęła się historia Envy Of None.

To jak miałbyś sprzedać najcenniejszą radę

dla młodych, czy aspirujących muzyków, co

by to było?

Nie ma znaczenia, jak bardzo jesteś utalentowany,

czy jak świetnym gitarzystą jesteś,

jeśli brakuje ci wytrwałości i wiary w siebie,

żeby ciągle w to brnąć, to może być problem.

Bo to bardzo długa i trudna droga, pełna

wzlotów i upadków, więc aby się nie poddać

148

ENVY OF NONE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!