22.08.2015 Views

FRONDA

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

DARIUSZ SUSKAPIESNawet w lipcu zdarza się tu mróz. Przychodzi znienacka, jakby chciałdowieść, że wszystko jest możliwe, każda zmiana i każde nieszczęście. Ranoojciec wychodzi przed dom. Jego oczy, wciąż jeszcze przebywające we śnie,długo przyzwyczajają się do światła. Patrzą na szron ciągnący się po łąkach,daleko, aż po podnóża Wilczej Góry, gdzie właściwie od samego początku istniałomiejsce pod ten grób. Było, kiedy mieli tu ośrodek wypoczynkowy żołnierzeWehrmachtu, było jeszcze wcześniej.Jak opisać śmierć psa, który tego dnia powlecze się za ojcem, już martwy,ale jeszcze żywy? Niepozorny, rudowłosy kundel o wyglądzie nieokreślonym jakżycie i oczach, na które zaćma spadła ot tak, po prostu, a nie z wyroku bogów.Żadna tragedia. Żadna historia. Mróz w lecie, co się przecież może zdarzyć oświcie. A z powodu mrozu to zakłócenie biegu rzeczy, które cechuje niektóremartwe natury: wszystko jest prawdopodobne, trzeba tylko odpowednio długopoczekać, jabłka przesuną się w salaterce, w końcu ożyje i odleci przyszpilonykolorowy motyl.Ojciec z psem ruszają w ostatni spacer na Wilczą Górę. Podróż ta ma wsobie okrucieństwo pozornej wędrówki. W nieruchomej, nasyconej aż do granicrozkładu zieleni gubią się drobiazgi, te nieistotne szczegóły pejzażu, któreostatecznie, jak się okazuje, przesądzają o życiu bądź śmierci. Strzykawka ztrucizną w kieszeni ojca, pospieszne znikanie szronu w podnoszącym się corazwyżej słońcu.Idą długo. Zrakowaciałe podbrzusze psa ociera się o piasek ścieżki. Gdybynie brzydota guza, okrwawionego i twardego jak kamień, tego niedużego kundlamożna byłoby wziąć za bohatera mitologii,-za Syzyfa. Ojciec wielokrotnie siadana przydrożnych słupkach, które są niewygodne, więc ponaglają do dalszej drogi,wielokrotnie zapala papierosa, jakby spowolnienie akcji mogło umożliwić jejzaniechanie. Psa już nie dziwi ta powtarzalność niejasnych gestów, to dobrowolneigranie z żywiołem ognia. Stacja pierwsza i druga, stacja trzecia i czwarta, najpierwdojść do rozwidlenia, potem prosto i w prawo, aż otworzy się widok nakamieniołom, płaską ścianę bazaltu, do której poprzylepiały się karłowate,skrzaczałe brzozy. Stąd już bardzo blisko, jeden rzut kamieniem, kolejny niezdarnyaport.W końcu dochodzą. Niczego nie da się przedłużać w nieskończoność,nawet największej przyjaźni. Kiedy siadają naprzeciw siebie, niebo nabiera białegokoloru upału, a w chmury zagłębia się śliskie ostrze odrzutowca. Jego ślad jestniezauważalnym błyskiem na tęczówce oka psa i ojca. Gdzieś zaczyna się wojna,ale tu jest spokój.Oczywiście wszystko mogło odbyć się o wiele bardziej dramatycznie.Ojciec mógł poderżnąć psu gardło szkłem z rozbitej butelki lub strzelić mu zestrzelby prosto między niewidzące oczy. Nasz świat zrobił wszystko, żeby akcjatoczyła się jak najłagodniej, bezboleśnie, by możliwe było zachowanie dystansu220 <strong>FRONDA</strong> DOŻYNKI 1996

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!