22.08.2015 Views

FRONDA

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

ona wybije z głowy. Nie ma prawa tego od niego żądać. Zresztą z pewnością jejna to nie stać. To niemożliwe, żadna kobieta nie może być tak okrutna. A jeślinawet, to już na pewno nie ona. To gra. Tylko gra.Wycisnął się z fotela, podszedł do łóżka, pochylił się i podniósł butelkęwody mineralnej. Trochę jeszcze było. Pociągnął kilka łyków, przyjemny chłódna moment uciszył zaległą w żołądku pijawkę niepewności. Jeszcze trochę idostanę wrzodów - starał się wzbudzić w sobie współczucie. Otworzył okno,przeciągnął się i zrobił kilka skrzypiących przysiadów. A jeśli to nie gra? Jeśli onazrobi to naprawdę? Jeśli... Ponowny skurcz zgiął go tak mocno, że musiał usiąść.Cholera, już mam wrzody. Sięgnął po leżące przy łóżku lucky strikel Dymem jewezmę.W połowie papierosa zaczęło mu się kręcić w głowie. Położył się. Chwilępatrzył w sufit, a później zamknął oczy. I wtedy przypomniał sobie owcę. Stała naśrodku jezdni i tępo patrzyła w nadjeżdżający samochód. Żadnego ruchu. Jakzamurowana. Jakby jej kto nogi spętał. Czemu nie uciekała? Miała tyle czasu.Obrócił się na bok i chwilę wpatrywał w chropowatą ścianę próbując w rozrzuceniugrudek farby znaleźć jakiś sens. Owca-Jezus. Owca-dziecko. Zawsze go śmieszyłfreudyzm, teraz jednak nie mógł się odpędzić od podpowiedzi, które podsuwałznękany rozum.Wstał i podszedł do okna, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Zanosiłosię na kolejny, upalny dzień. Gdzieś w oddali jechał traktor, na przyczepie siedzieliludzie, rozmawiali. Zbyt daleko, by mógł ich rozpoznać, ale być może ich znał,być może przychodzili do niego, by ukrywszy twarz za kratkami konfesjonału,powierzać Bogu swoje tajemnice. Jakże im teraz zazdrościł. Że jadą w tejspiekocie, i że pochylą kark przy nie lubianej pracy, która jednak pozwoli choć natrochę nie pamiętać. I nawet tych tajemnic, prostych, choć często okrutnychgrzechów, też im teraz zazdrościł.Chodził z kąta w kąt, jakby łudził się, że w tej wędrówce napotka wreszciewytłumaczenie. Wskazówki zegara beznamiętnie się przesuwały, ale on ani ojotę nie przybliżył się do odpowiedzi, której tak bardzo pragnął.Umył się, przebrał i wyszedł na dwór. Szedł szybko, prawie biegł, mijającw pośpiechu stada łaciatych krów i objuczone tornistrami dzieci, które pozdrawiałygo radosnym uniesieniem ręki. Proboszcz, jedzący jajecznicę po porannej mszy,ucieszył się widząc go w tak dobrej kondycji. - Dieta i sen. To zawsze stawia nanogi. Chcesz trochę? - zaprosił do stołu.Podziękował ruchem głowy.- Muszę pożyczyć samochód.- Siadaj. Może chociaż herbaty?- Nie mam czasu. Muszę natychmiast mieć samochód.Proboszcz odłożył widelec i wytarł serwetą usta.- Dobra, dobra. Jak musisz, to bierz.Wstał, podszedł do krzesła i z oparcia ściągnął starannie przewieszonespodnie. Wyjął kluczyki i dokumenty.- Tylko wróć przed południem. Do miasta muszę jechać.- Wrócę.- Ty to masz ze mną dobrze, Marcin. W ogóle masz dobrze.356 <strong>FRONDA</strong> DOŻYNKI 1996

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!