22.08.2015 Views

FRONDA

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

nalewa mu się do butów. No i jak teraz wyglądam? Kilka razy poruszył nogami.Ciężkie buty niechętnie wynurzały się z wody. Przypomniał sobie dziecięcą radośćna widok kałuż, co sprawiło mu dużą frajdę.Powoli człapiąc ruszył w kierunku domu. Przeszedł kilkadziesiąt kroków inagle błyskawicznie się odwrócił. Zmrużył oczy, ale nie zdołał niczego wyróżnićz ciemnozielonej ściany. Chwilę stał bez ruchu, zgarniając jedynie językiem zimnestrużki deszczu, które po brodzie usiłowały dostać się za koszulę.- Jeschke! - krzyknął wreszcie. - Wyłaź!Nikt nie odpowiadał.- Wyłaź! - powtórzył. - Wiem, że tam siedzisz!Krzaki niespodziewanie się rozsunęły. Po chwili na dróżce rzeczywiściepojawił się Jeschke. Uśmiechał się poprawiając na głowie celofanowy worek ponawozach. Nie sprawiał wrażenia zawstydzonego. Raczej cieszył się, że spotkałkogoś, przed kim nie musi skrywać swojej tajemnicy.Stary zrobił parę kroków i ukłonił się.- Gorzej ci, Jeschke? Burza jest. Noc idzie. Czemu siedzisz w tychkrzakach? Że ty oszalałeś, to nie znaczy, że myszołów też. Byłby idiotą, gdybyteraz polował.- Oj, wielebny go nie docenia - stary energicznie pomachał palcem.- Na co ma polować? Na dżdżownice? - roześmiał się.Jeschke popatrzył na niego poważnie. - Nie wiem. Ale trzeba patrzeć.Patrzeć bez przerwy. On może się zjawić w każdym momencie. Muszę być czujny- sprawiał wrażenie rozgorączkowanego.- Idź do domu. Przeziębisz się. Żona się wścieknie...- Nie mogę.- Jeschke, proszę!- Niech wielebny nie prosi. Ja muszę. Po prostu muszę... - uśmiechnąłsię.Podszedł do starego.- W takim razie masz - podał mu torbę.- Co to?- Takie tam... Dżem. I chleb. Może nie cały zamókł.-Ale...- Bierz. Nie wiadomo, ile ci zajmie to czekanie. No... - podsunął mu torbęprawie pod sam nos - ...bo się rozmyślę. W końcu okazja, ksiądz daje chleb bezrozgrzeszenia.Roześmiali się. Jeschke wsadził torbę pod pachę i znikł w krzakach.Chwilę za nim patrzył, aż wreszcie odwrócił się i wskoczył prosto wnajwiększą kałużę. A potem rozpędził się i wskoczył do następnej. A potem donastępnej. I jeszcze jednej. Odechciało mu się wracać do domu.Skręcił w las i maszerował przed siebie szybkim marszem pozwalającmokrym gałęziom smagać się po twarzy. Choć był cały przemoczony, wcale nieczuł zimna. Myślał o tym dziwaku, którego pożegnał przed chwilą. Było w nimcoś, co zasługiwało na uwagę. Postanowił go lepiej poznać.<strong>FRONDA</strong> DOŻYNKI 1996 363

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!