22.08.2015 Views

FRONDA

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Wziął butelkę od proboszcza i przechylił kilka łyków. Alkohol urósł mu wgardle. Zakrztusił się. Proboszcz nadstawił kubek. Nalał mu.-Ale przecież wczoraj... Rozmawialiśmy... - urwał. Nie bardzo wiedział,co ma powiedzieć. To, co usłyszał, zupełnie do niego nie mogło dotrzeć. A jeślinawet docierało, to nie tak, jakby sobie tego życzył. Za spokojnie. Za chłodno.Za... Właściwie złapał się na tym, że chciałby mieć już to wszystko poza sobą.- Więc nie wyobrażaj sobie, że jesteś jedyną osobą, która nas dzisiajopuszcza - proboszcz wypił do dna. - Tak właśnie bywa. Nieszczęścia chodząparami.- Kto wie, może szczęścia? - mruknął pod nosem.Proboszcz popatrzył na niego uważnie, a potem po raz kolejny podstawiłkubek.Odsunął butelkę. - Wracasz ze mną?Proboszcz pokręcił przecząco głową.- W takim razie wybacz - szerokim łukiem wrzucił butelkę do wody - alechociaż jeden ksiądz powinien się ostać w parafii.Wstał, odwrócił się i machnął ręką kilka razy.Kuter, który go przywiózł, włączył silnik i powoli zaczął się przybliżać.15.Spakował tyle, ile się dało w dwie wielkie, skórzane walizki. Siedział terazprzy stole bębniąc palcami po blacie. Najbliższy autobus do miasta odjeżdżał zagodzinę i piętnaście minut. Jeschke, mam nadzieję, że nie jesteś rozczarowany- pomyślał - bo tym razem role się odwróciły i ty musisz modlić się za mnie.Wstał i przeszedł kilka razy po pokoju. Zastanawiał się, czy matka rozpłaczesię od razu, czy dopiero wtedy, gdy opowie jej, co zamierza zrobić. A może wcalesię nie rozpłacze? Może będzie szczęśliwa? Chyba jednak się rozpłacze. Jakwtedy, kiedy szedł do seminarium.Spojrzał na zegar. Godzina dwanaście. Wlecze się. Skoro już sięzdecydował, chciał wyjechać jak najprędzej. Czekanie, ciągłe czekanie. Całe życieto czekanie. Już nic od niego nie zależało. Teraz Twoja kolej - tarł dłonią o dłoń- ja jestem gotów.Podszedł do okna. Na polu, jak co dzień, pracowali ludzie. Ocierali pot zczoła nic nie wiedząc o jego losie. Zresztą on też o nich nic nie wiedział. Tylkotyle, że ktoś z kimś sypia, ktoś kogoś okrada, ktoś komuś życzy śmierci. Dlaczegotak się dzieje, nie potrafił już odpowiedzieć. Po prostu się dzieje. Przychodzi takidzień, kiedy nie sposób nie złorzeczyć, nie nienawidzić, nie pożądać. Nie każdemuBóg zsyła szansę. Zaciągnął zasłonę i usiadł na łóżku. Godzina pięć. Zdąży, czynie? Popatrzył w lustro. Ksiądz Marcin spoglądał na niego z rozczochranymiwłosami. Jeszcze sutanna. Rozpiął dwa guziki. Wydawało mu się, że obdzierasię ze skóry. Ile ja mam jeszcze tych skór? Rozpiął kolejny guzik. Znowu spojrzałw lustro. Ksiądz patrzył na niego ze smutkiem. Pukanie. Drgnął. Ktoś puka dodrzwi. Zrobił dwa kroki w przód. Ksiądz zniknął z lustra.Stało się.<strong>FRONDA</strong> DOŻYNKI 1996 371

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!