22.08.2015 Views

FRONDA

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Biorę papier, wsuwam do kieszeni długopis, portfel i bilet, wyciągam z plecakakanapki i wychodzę. Pięć przedziałów, w pierwszej klasie pustawo, w Warsieherbata i kanapki. Miłe zaskoczenie - grzeją. Niemiłe - kontrola biletów. Panikonduktor podejrzliwie patrzy na moje pisanie, ale nie wzywa posiłków. Poza nią- sami młodzi ludzie, inaczej niż w przedziale, siedzący za mną właśnie mająproblem; kupili bilety na osobowy a jadą pośpiesznym. Ale słyszę, że doszli zkonduktorką do porozumienia.Kelner wraca z wózkiem z tournee po pierwszej klasie.Zaczyna padać, ale to nie pomaga szybom. W górach podobno spadł śnieg.Teraz jedziemy przez różnokolorowy las. Tu już jest prawdziwa jesień. Kolejneobjawienie. Zielono-złote drzewa, świeżo zmoczone deszczem, oblane słońcem.Stworzenia dzień drugi.Mam wrażenie, że łyżeczka zaczyna się topić, więc wyciągam ją z herbaty. Herbataz cytryną w pociągu nie smakuje tak dobrze, jak ta sama pita w schronisku.Przegryzając kolejne kęsy kanapki odczytuję napis: Sala wyłącznie do konsumpcjipotraw zamówionych w bufecie. Ręka podświadomie wędruje pod stół. Czuję siętak, jak w makdonaldopodobnym barze na Kasprowym. Wieczna konspiracja.Wytrzymuję wzrok kelnera i jem dalej. Zastanawiam się, dlaczego dopiero terazodkryłem napis nad bufetem, choć przecież już wiele razy jadłem w Warsie. Jużwiem, zawsze siadałem tyłem. Pewne rzeczy robi się odruchowo.Kedzierzyn-Ko Yle.Z POWROTEMWpadłem na dworzec w ostatniej chwili, pociąg właśnie wtaczał się na peron. Naszczęście przy kasie nie było nikogo i zdążyłem kupić połówkę do Krakowa. Naperonie kłębił się tłumek, niknący już w wejściach do wagonów, jakaś wycieczkaalbo nawet kilka wycieczek. Niektóre twarze rozpoznałem, byli na dworcu jużwtedy, gdy koło południa sprawdzałem połączenia.Wagon, do którego wszedłem, już wcześniej zapełniła wracająca z gór młodzież.Plecaki, karimaty, ktoś ze wszystkich przedziałów wyłuskuje legitymacje szkolne,chcąc zapewne usprawnić kontrolowanie biletów. Staję w korytarzu. Po chwiliprzez wagon przelewa się kilkudziesięcioosobowa grupa wycieczkowiczów zbagażami, zatykając resztki wolnego miejsca na lewo i prawo ode mnie. Patrzącprzez szybę między zasłonami odkrywam w przedziale przede mną hipotetyczniewolne miejsce, więc z desperacją otwieram drzwi. To chyba ta sama wycieczka.Ignorują moje pytanie, ale ich ignorancja nie jest większa od mojej desperacji.Wrzucam plecak na górę i siadam przy oknie. Na małym stoliku kładę dwie książki- są obłożone, więc nie muszę nimi manewrować, żeby ukryć tytuły. Wszyscy wprzedziale, nie licząc mnie, znają się doskonale. Są zapewne z tej samej szkoły,może nawet z jednej klasy. Jadą bez opiekuna, od razu można to zauważyć. Sąmili, bo nie palą w przedziale. Klną mniej, niż mógłbym się spodziewać. Może siępilnują. Gdy ktoś chlapnął coś niecenzuralnego, milknęli wszyscy, potem szeptalii chichotali spoglądając w moją stronę. Na szczęście moja obecność nie wpędziłaich w neurozje, po jakimś czasie mówią już spokojnie swoim językiem, częstująmnie nawet czekoladą. Chyba zostałem zaakceptowany, choć dystans nie znika,244 <strong>FRONDA</strong> DOŻYNKI 1996

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!