22.08.2015 Views

FRONDA

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

- Pamiętasz, jak wymusiłem go na tobie na jakimś małomiasteczkowymodpuście? Nawet nie pamiętam, gdzie to było. Nie chciałaś mi go kupić, bo jesttak strasznie brzydki - rozłożył dłoń i zaczął głaskać zabawkę. -A ja z tego samegopowodu czułem, że muszę go mieć. Jest tak szpetny, myślałem wtedy, że jak sięnad nim nie ulituję, to nikt go nie zechce.Delikatnie przeniósł szczurka nad stolik i położył na paczce papierosów. -Ujęło mnie nie piękno, ale szpetota...- Marcin! - przerwała. - Ja muszę wiedzieć!Wstał z kozetki. - Wyjdę. Pochodzę sobie - powiedział.Zacisnęła oczy. Czuł, że za chwilę wybuchnie płaczem. Nie mógł na topozwolić. W końcu nie była niczemu winna.- Nie martw się - podszedł do niej, wyciągnął rękę, ale nie odważył siędotknąć jej głowy. - Nigdy nie byłem dalej od twojego wuja Alfreda niż dziś. Ateraz daj mi iść na spacer. Tak długo nie chodziłem po Warszawie. Tyle się tuzmieniło.Rzeczywiście, chwilami nie mógł się nadziwić, jak bardzo nie poznajewłasnego miasta. Ostatnio był tu dwa lata temu. Nie miał czasu przyjeżdżać imatkę zapraszał do siebie. Teraz szedł Marszałkowską i rozglądając się nawszystkie strony chłonął Warszawę. Przyglądał się różnobarwnym witrynom,pięknym dziewczynom, eleganckim samochodom, jakby od nich chciał zarazićsię miłością do życia, które Aleksandra postanowiła mu zgotować.Skręcił w Świętokrzyską i Krakowskim Przedmieściem przeszedł na StareMiasto. Wcześniej kupił loda i cały się nim pokleił. Nie miał chusteczki, więc terazsiedział pod kolumną Zygmunta oblizując palce i paląc papierosa. Dym miał smakczekolady. Na Rynku przyglądał się długo indiańskiej orkiestrze i uwijającym sięprzy niej kilkunastu dziewczętom z przetłuszczonymi włosami, które parę razymusiał częstować papierosami. Wreszcie zniknął w Świętym Marcinie, który przyjąłgo kojącą ciszą i chłodem murów. Znalazł ławkę w bocznej nawie i zatopił się wmodlitwie. Dlaczego ja? - skarżył się. Czemu mi to robisz? Czy nie wybrałeś jużdla mnie drogi? Czyżby to, kim mnie uczyniłeś, ci nie wystarczyło? Czy chceszmi udowodnić, że w swojej pysze myliłem się sądząc, że znam Twoje plany?Czemu milczysz? Czemu milczysz w najtrudniejszej chwili mojego życia? Jeżelitaka jest Twoja wola... - przerwał. Nie mógł się skupić, czuł, że to wołanie nic nieda. Podniósł głowę i spojrzał na Ukrzyżowanego, który, rozpięty na ścianie, patrzyłw całkiem inną stronę. Niestety, nigdy się tak nie zdarza - pomyślał - żebyś zszedłi podał kartkę, na której będzie napisane: zrób tak i tak. Tyle razy powtarzałem toinnym, dlaczego teraz miałbyś robić wyjątek? Wiem, odpowiedź mam znaleźć wsobie, a ty mi wtedy pomożesz.Przeżegnał się, wstał i wyszedł. Upał uderzył go z całą mocą. Przedkościołem kłębił się tłum elegancko ubranych ludzi. Wąską uliczką powoli przybliżałsię biały mercedes przystrojony kolorowymi balonami. Ślub - poczuł lekkie ukłuciew sercu. Samochód stanął tuż obok niego. Ktoś podbiegł i otworzył drzwi. Zobaczyłśnieżną biel sukni panny młodej. Chciał się jej przyjrzeć, ale napierający tłumodrzucił go do tylnych rzędów. Przez wydekoltowane plecy kobiet i szerokiemarynarki mężczyzn widział tylko znikający co chwilę welon. Zrezygnowanyodszedł więc kilka kroków. Z oddalenia radosny krąg sprawiał wrażenie jakiegoś360 <strong>FRONDA</strong> DOŻYNKI 1996

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!