22.08.2015 Views

FRONDA

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

Pomóż Towarzystwu Jezusowemu modlitwą. - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

dom dookoła, lecz jej nie spotkał. Schowała się, przestraszyła własnej śmiałościi schowała - jej lęk pomógł mu się raźniej poczuć. Obmacał się szukającpapierosów i uświadomił sobie, że ciągle ma na sobie jedynie majtki i szlafrok.Cofnął się do sieni.Gdy zgasił trzeciego salema, podszedł do szafy i zaczął się ubierać.Wyciągnął obcięte nożyczkami stare dżinsowe spodnie, których nie zakładał odprzyjazdu na wieś. W ogóle nie nosił ich od niepamiętnych czasów. W kieszeniznalazł otwartą paczkę gum do żucia i bilet z koncertu rockowego. Boże, kiedy tobyło. Stare, dobre czasy.Szedł przez wieś mrużąc oczy, by z ciemności lepiej wyławiać kształty.Noc była pogodna i gwiaździsta, ale cienki rogal księżyca dawał ledwie przyzwoiteświatło. Żwir chrzęścił pod stopami. Było rozkosznie cicho, nawet psy już legły, itylko rozedrgane świerszcze próbowały nadążyć za rytmem jego kroków.Minął kilka gospodarstw. Bez sensu to łażenie - pomyślał. Stanął na środkudrogi. Rozejrzał się dookoła. Śladu żywej duszy. Obrócił się na pięcie i ruszył wstronę domu. Po kilku krokach potknął się. Kurwa. Dawno nie używane słowosprawiło mu przyjemność. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Pochylił się naddrogą. Podniósł kamień.Rozpędził się i wysokim lobem cisnął go przed siebie. Huk pękającychdachówek wyrwał ze snu wszystkie okoliczne kundle. Wkrótce do ich jazgotudołączyło muczenie wystraszonych krów. W domach poczęły zapalać się światła.Rzucił się do ucieczki. Skręcił w małą ścieżynkę i pomknął lasem przedsiebie. Biegł, ile sił w nogach, opamiętał się dopiero przy wyjściu na plażę. Upadłma mokry, zimny piasek. Ciężki oddech żłobił w nim małą koleinę.Obrócił się na plecy i starał się spojrzeć jak najdalej za siebie. Wkrótcezaczęło mu się kręcić w głowie. Zerwał się na kolana, uniósł dłonie jak do modlitwyi na klęczkach zaczął zbliżać się do morza.Woda była zadziwiająco ciepła. I prawie żadnych fal. Energicznie pracowałramionami i wkrótce odpłynął już całkiem daleko od brzegu. Przewrócił się naplecy. Słony Bałtyk unosił go delikatnie. Jak latający dywan - przyszło mu dogłowy. A gdyby tak nie wrócić? Boże, może już starczy? Trzydzieści trzy lata.Akuratny wiek, by się już z Tobą przywitać, nie sądzisz? Bóg jednak milczał. Jakzawsze, gdy jesteś naprawdę potrzebny - pomyślał.Prąd wyniósł go daleko od miejsca, gdzie zostawił ubranie i musiał przejśćspory kawałek, by je odnaleźć. Szedł nagi po piachu i nagle pomyślał, że byłobyśmiesznie, gdyby wierni mogli go teraz zobaczyć. Oto duszpasterz, który nie manic do ukrycia! Uśmiechnął się. To nie jest takie proste. Bez gaci też można miećjeszcze tysiąc tajemnic.Znalazł wreszcie ubranie, ale wcale nie miał ochoty go zakładać. Szedłtrzymając je w ręku. W pewnym momencie kilkaset metrów przed sobą zauważyłjakąś postać. Instynktownie ukucnął i zmrużył oczy, by wyostrzyć wzrok. Jezu, toona - pomyślał. Błyskawicznie wciągnął na siebie spodenki i koszulę.To nie była ona. Brzegiem plaży szła rozłożysta, nie całkiem trzeźwa i niecałkiem ubrana kobieta. Mogła mieć ze trzedzieści pięć lat, może nieco więcej.Widok siedzącego w kucki mężczyzny trochę ją zaskoczył, ale wcale nieprzestraszył.<strong>FRONDA</strong> DOŻYNKI 1996 341

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!