05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

— Jest to ta sama staruszka — ciągnął dalej Raskolnikow szeptem, jak i przedtem, nie<br />

zwracając najmniejszej uwagi na słowa Zamietowa — ta sama, o której zaczęto<br />

opowiadać w cyrkule, a ja, pamięta pan, zemdlałem wtedy. Co, zrozumiał pan teraz?<br />

— Ale o co chodzi? Co to ma znaczyć... czy zrozumiałem? — odparł Zamietow mocno<br />

poruszony.<br />

205<br />

1-Niciuciiuiiia, poważna iwarz KasKOinncowa zmienna się w jednej chwili i z miejsca<br />

wybuchnął takim samym nerwowym śmiechem jak przedtem, jakby nie był już w stanie<br />

zapanować nad sobą. W tej chwili jego pamięć odtworzyła jasno i dokładnie uczucie,<br />

którego doznał tak niedawno: oto stoi za drzwiami z siekierą w ręku, rygiel drga od<br />

uderzeń, tamci dwaj walą w drzwi pięściami i klną, a on odczuwa nieprzepartą chęć<br />

krzyknąć do nich przez drzwi, droczyć się z nimi, pokazać im język, droczyć się z nimi i<br />

śmiać się... zanosić się od śmiechu i śmiać się, śmiać się, śmiać się!<br />

— Albo pan jest wariatem, albo... — Zamietow urwał nagle, jakby porażony myślą, która<br />

nagle przemknęła mu przez głowę.<br />

— Albo? Albo co? No, co? No, niech pan powie!<br />

— Nie! — warknął gniewnie Zamietow. — To jakieś bzdury!<br />

Umilkli obaj. Po tym nagłym paroksyzmie śmiechu Raskol-nikow znowu posmutniał i<br />

zadumał się. Oparł łokcie na stole, podtrzymując dłońmi głowę. Wyglądało to tak, jakby<br />

zupełnie zapomniał o obecności Zamietowa. Milczenie trwało dosyć długo.<br />

— Dlaczego nie pije pan herbaty? Wystygnie — powiedział Zamietow.<br />

— Co? Herbata? A tak... — Raskolnikow odpił ze szklanki, zakąsił kawałkiem chleba i<br />

spojrzał nagle na Zamietowa tak, jakby sobie coś przypomniał czy uprzytomnił; twarz jego<br />

przybrała dawny, drwiący wyraz. Nadal popijał herbatę.<br />

— Tyle namnożyło się teraz oszustów — zaczął znów Zamietow. — Niedawno czytałem w<br />

„Wiadomościach Moskiewskich", że w Moskwie przyłapano szajkę fałszerzy.<br />

Zorganizowali całą sieć. Podrabiali obligacje pożyczki państwowej.<br />

— O, to stara historia! Czytałem o tym miesiąc temu — odpowiedział spokojnie<br />

Raskolnikow. — Więc są to zdaniem pana oszuści? — dodał z uśmiechem.<br />

— A nie?<br />

— Tamci? To dzieciaki, żółtodzioby, a nie oszuści. Zbierze się pięćdziesięciu ludzi i łączą<br />

się w szajkę! Czy to nie śmieszne?<br />

206<br />

!>ICl.VVtŁ<br />

z nich ufałby drugiemu bardziej niż sobie! Wystarczy, że jeden wygadał się po pijanemu, i<br />

już całą sprawę diabli wzięli. Partacze! Wynajęli pierwszych lepszych młokosów, aby ci<br />

rozmieniali im pieniądze w kantorach; taką sprawę powierzyli byle komu! No, niech i tak<br />

będzie; przypuśćmy, że udało się przeprowadzić akcję nawet przy pomocy młokosów;<br />

przypuśćmy, że każdy zarobił już po milionie, no, a co dalej? Jeden będzie zależny od<br />

drugiego przez całe życie! Wolałbym się powiesić! A ci nawet nie potrafili rozmienić<br />

pieniędzy: przyszedł taki do banku, otrzymał pięć tysięcy i już mu ręce drżały. Cztery<br />

tysiące przeliczył, a piątego nawet nie liczy, chowa do kieszeni, żeby zwiać czym prędzej.<br />

Oczywiście, od razu jest podejrzany. I cała sprawa wali się z powodu jednego durnia!<br />

Czyż można postępować w podobny sposób?<br />

— Pan się dziwi, że ręce mu drżały? — podchwycił Zamie-tow. — Nie, to jest zupełnie<br />

naturalne. Jestem przekonany, że to naturalne. Nie zawsze można zapanować nad<br />

sobą...<br />

— Tak?<br />

— A co pan myśli, że pan by wytrzymał? Ja na pewno nie! Za sto rubli narażać się na<br />

takie niebezpieczeństwo! Pójść z fałszywą obligacją, i to gdzie? do kantoru w banku,<br />

gdzie na tym zęby zjedli... Nie, ja bym się nigdy nie odważył! A czy pan by się odważył?

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!