zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Nie bredź! — krzyknął zniecierpliwiony Razumichin. — Skąd wiesz? Nie możesz ręczyć<br />
za siebie. Ja podobnie jak ty tysiąc razy kłóciłem się z ludźmi, a potem znowu do nich<br />
przychodziłem... Sumienie przemówi, więc idziesz z powrotem do człowieka... Zapamiętaj,<br />
dom Poczinkowa, drugie piętro...<br />
— Widzę, szanowny panie Razumichin, że zgodziłby się pan, aby go tłukli, byle tylko mieć<br />
przyjemność opiekowania się kimś.<br />
— Kogo tłuc? Mnie? Za sam pomysł nos ci urwę! Dom Poczinkowa, numer 47, u<br />
urzędnika Babuszkina...<br />
— Nie przyjdę, panie Razumichin! — Raskolnikow odwrócił się i odszedł.<br />
— Idę o zakład, że przyjdziesz! — krzyknął za nim Razumichin. — A jak nie... to słyszeć o<br />
tobie nie chcę! Poczekaj! Zamietow jest tam?<br />
— Jest.<br />
— Widziałeś go?<br />
— Widziałem.<br />
— Rozmawiałeś z nim?<br />
— Rozmawiałem.<br />
213<br />
— O czym? A zresztą niech cię piorun trzaśnie, nie mów mi tego. Więc dom Poczinkowa,<br />
47, u Babuszkina, pamiętaj!<br />
Raskołnikow doszedł do ulicy Sadowej i zniknął za rogiem. Razumichin w zamyśleniu<br />
patrzył za nim. W końcu machnął ręką i wszedł do restauracji, ale nagle zatrzymał się na<br />
schodach.<br />
„Niech to licho porwie — zastanawiał się prawie głośno — mówi niby rozsądnie, a jednak<br />
zdaje mi się... Ale i ze mnie też porządny dureń! A czy wariaci nie potrafią rozprawiać<br />
rozsądnie? Zdaje się, że Zosimow tego właśnie się obawia!... — Puknął się w czoło. — A<br />
co będzie, jeżeli... jak ja mogłem zostawić go teraz samego? Przecież może się jeszcze<br />
utopić! Oj, palnąłem głupstwo! Nie wolno!" — i Razumichin pobiegł z powrotem, aby<br />
dogonić Raskolnikowa, ale nie mógł go nigdzie dostrzec. Splunął ze złości i szybko<br />
powrócił do „Pałacu Kryształowego", żeby czym prędzej wybadać Zamietowa.<br />
Raskołnikow poszedł prosto na ...ski most, stanął pośrodku mostu i oparłszy się łokciami<br />
o balustradę, patrzył przed siebie. Po rozmowie z Razumichinem poczuł nagle takie<br />
osłabienie, że z trudem dowlókł się do mostu. Chciał gdzieś usiąść albo położyć się<br />
wprost na ulicy. Pochyliwszy się nad wodą, patrzył bezmyślnie na ostatni różowy odblask<br />
zachodzącego słońca, na rząd domów, które wydawały się ciemne na tle zapadającego<br />
zmierzchu, na odległe okno gdzieś na mansardzie, po lewej stronie kanału, które jakby<br />
płonęło w ostatnich promieniach słońca... Potem znów uporczywie wpatrywał się w<br />
ciemną wodę. Nagle mignęły mu w oczach jakieś czerwone koła, domy ruszyły z miejsca,<br />
przechodnie, brzegi rzeki, pojazdy — wszystko zawirowało w szalonym tańcu... Drgnął, od<br />
omdlenia uratowało go okrutne i bezsensowne wydarzenie. Poczuł, że ktoś stoi obok<br />
niego z prawej strony, tuż przy nim. Spojrzał: była to wysoka kobieta, w chustce na głowie,<br />
o żółtej, podłużnej, wychudłej twarzy i zaczerwienionych, zapadłych oczach. Patrzyła<br />
wprost na niego, lecz było jasne, że go nie widziała i niczego już nie rozróżniała dokoła.<br />
Nagle kobieta oparła się prawą ręką o balustradę, podniosła prawą nogę, przełożyła ją<br />
214<br />
przez poręcz, potem lewą i skoczyła do kanału. Brudna woda zakryła ofiarę, ale po chwili<br />
wypchnęła ją na powierzchnię. Prąd ją unosił, głowa i nogi były zanurzone w wodzie,<br />
plecy wystawały nad powierzchnią, spódnica wzdęła się nad wodą jak poduszka.<br />
— Utopiła się! Utopiła się! — krzyczały dziesiątki głosów naraz. Ludzie zbiegali się; na<br />
brzegach kanału gromadzili się przechodnie; na moście koło Raskolnikowa zebrał się tłum<br />
widzów, który go popychał i przyciskał do poręczy.<br />
— Święci pańscy, toć to nasza Afrosinjuszka — rozległ się w pobliżu płaczliwy krzyk<br />
kobiety. — Ratujcie, kto w Boga wierzy! Ludzie kochani, wyciągnijcie ją z wody!