05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

— Więc nie opuścisz mnie, Soniu? — zapytał, patrząc na nią z ufnością.<br />

— Nie, nie, nigdy i nigdzie! — krzyknęła. — Pójdę za tobą wszędzie! O, Boże!... O, ja<br />

nieszczęśliwa! Dlaczego, dlaczego przedtem nie znałam ciebie! Dlaczego dawniej nie<br />

przychodziłeś? O, Boże...<br />

— Przecież przyszedłem.<br />

— Ale dopiero teraz! Ach, co robić?... Razem! Razem!<br />

— powtarzała nieprzytomnie i objęła go znowu. — Pójdę z tobą razem na katorgę!<br />

Raskolnikow zatrząsł się, dawny, pełen nienawiści i prawie szyderczy uśmiech wykrzywił<br />

mu usta.<br />

— Soniu, może ja wcale nie mam zamiaru iść na katorgę<br />

— powiedział.<br />

Sonia spojrzała na niego badawczo.<br />

Po pierwszym namiętnym i wyczerpującym współczuciu dla nieszczęśnika uzmysłowiła<br />

sobie teraz straszliwy fakt morderstwa. W zmienionym tonie, jakim się do niej odezwał,<br />

usłyszała nagle głos zabójcy. Patrzyła na niego zdumiona. O niczym jeszcze nie<br />

wiedziała: po co, dlaczego i jak to się stało. Wszystkie te pytania naraz kłębiły się w jej<br />

głowie. I nagle zwątpiła: „On, on jest mordercą? Czy to możliwe?"<br />

485<br />

— co 10 znaczy.' co się ze mną dzieje? — powtarzała w osłupieniu, wciąż jakby<br />

nieprzytomna. — Jak pan mógł, pan taki... zdecydować się na to? Jak pan mógł?<br />

— No tak, dla rabunku. Przestań, Soniu — odpowiedział zmęczonym i zniecierpliwionym<br />

tonem.<br />

Sonia stała oszołomiona, ale nagle krzyknęła:<br />

— Byłeś głodny! Ty... żeby pomóc matce? Tak?<br />

— Nie, Soniu, nie — bełkotał, odwróciwszy głowę — nie byłem taki głodny... rzeczywiście<br />

chciałem pomóc matce, ale... nie o to chodzi... nie męcz mnie, Soniu.<br />

Sonia załamała ręce.<br />

— Czy to prawda, czyżby to była prawda? Boże, czyż to być może? Kto w to uwierzy?...<br />

Jak to, swoje pan wszystko rozdaje, a zabija dla rabunku! Ach!... — żachnęła się nagle. —<br />

Te pieniądze, które pan dał Katarzynie Twanownie... Te pieniądze... Boże, czyżby i te<br />

pieniądze...<br />

— Nie, Soniu — przerwał skwapliwie — to nie były te pieniądze, uspokój się! Te pieniądze<br />

przysłała mi matka przez pewnego kupca. Otrzymałem je, kiedy byłem chory, i tego<br />

samego dnia dałem Katarzynie Iwanownie... Razumichin widział... on właśnie za mnie je<br />

odbierał... to moje własne pieniądze.<br />

Sonia słuchała z niedowierzaniem, usiłując jakoś się w tym wszystkim zorientować.<br />

— Tamte pieniądze... zresztą nawet nie wiem, czy były tam pieniądze — dodał cicho,<br />

jakby w zamyśleniu — zdjąłem jej wtedy sakiewkę z szyi, zamszową... była pełna...<br />

wypchana, nawet nie zaglądałem do środka, zapewne nie zdążyłem... A rzeczy, same<br />

jakieś spinki i łańcuszki, wszystko to razem z sakiewką schowałem następnego dnia rano<br />

pod kamieniem, w podwórku pewnego domu przy prospekcie W-kim... Leży tam teraz<br />

wszystko...<br />

Sonia słuchała z wytężoną uwagą.<br />

— Więc w takim razie, dlaczego... Sam pan powiedział, że dla rabunku, a nic pan nie<br />

wziął? — zapytała szybko, jak tonący chwytając się źdźbła nadziei.<br />

486<br />

— Nie wiem... nie zdecydowałem się jeszcze, czy wezmę te pieniądze, czy nie —<br />

powiedział wciąż jakby w zadumie, lecz nagle oprzytomniał, przelotny uśmiech zagościł<br />

mu na wargach. — Ach, niezłe głupstwo palnąłem teraz, co?<br />

„Może to wariat" — błysnęła Soni myśl. Ale zaraz odrzuciła to przypuszczenie: „Nie, to<br />

chyba coś innego". Nie rozumiała z tego nic a nic.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!