05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

222<br />

u y ii<br />

LO.\*. \JYi\j ii/ni,<br />

zwiska ofiary. Raskolnikow wymienił swoje nazwisko i adres i zaklinał wszystkich, aby<br />

nieszczęśliwego Marmieładowa zanieśli czym prędzej do domu. Przejmował się tak, jakby<br />

tu chodziło o rodzonego ojca.<br />

— Tu niedaleko, obok — tłumaczył pośpiesznie — w domu Kosela, bogatego Niemca...<br />

Widocznie był pijany i wracał do domu... Ja go znam. To pijak nałogowy... Ma rodzinę,<br />

żonę, kilkoro dzieci i dorosłą córkę. Do szpitala daleko, a w domu na pewno znajdziemy<br />

lekarza. Ja zapłacę! Jak by nie było, w domu zaopiekuje się nim rodzina, a jeżeli go wieźć<br />

do szpitala, może umrzeć po drodze.<br />

Zdołał nawet wcisnąć coś w łapę jednemu z policjantów. Zresztą sprawa była jasna i bez<br />

tego; w każdym razie Raskolnikow miał rację: o pomoc lekarską było tutaj łatwiej. Kilku<br />

ludzi podniosło ciało z ziemi; Raskolnikow szedł z tyłu, podtrzymując zwisającą głowę<br />

Marmieładowa i wskazując drogę. Do domu Kosela było ze trzydzieści kroków.<br />

— Tędy, tędy! Na schodach trzeba nieść ostrożnie, głową naprzód... obróćcie go... tak,<br />

tak! Ja zapłacę, ja się odwdzięczę — bełkotał Raskolnikow.<br />

Katarzyna Iwanowna, jak to było jej zwyczajem, gdy miała wolną chwilę, chodziła po swym<br />

małym pokoiku od okna do pieca i z powrotem, skrzyżowawszy ręce na piersiach,<br />

mrucząc coś do siebie i pokasłując. W ostatnim czasie coraz częściej prowadziła długie<br />

rozmowy ze swą starszą córeczką, dziesięcioletnią Poleńką. Dziewczynka nie mogła<br />

jeszcze zrozumieć wszystkiego, co mówiła matka, lecz to jedno rozumiała, że rozmowy z<br />

nią są dla matki koniecznością. Dlatego też Poleńką wodziła za matką swymi dużymi,<br />

mądrymi oczyma i udawała, że wszystko rozumie. Tego wieczora Poleńką rozbierała<br />

młodszego braciszka, który był trochę niezdrów i powinien był wcześniej pójść do łóżka.<br />

Należało zmienić chłopcu koszulę, a brudną wyprać tej nocy. Chłopczyk siedział na<br />

krześle, milczący i nieruchomy, z poważną miną, wyciągnąwszy nóżki.<br />

223<br />

się tak, jak powinno się zachowywać każde dziecko, które rozbierają do snu: słuchał,<br />

wydawszy wargi, wytrzeszczywszy oczki, skupiony i poważny. Młodsza siostrzyczka,<br />

ubrana w łachmany, stała za parawanikiem i czekała swej kolejki. Drzwi, prowadzące na<br />

schody, były otwarte na oścież; w ten sposób nieszczęsna suchotnica chciała pozbyć się<br />

kłębów tytoniowego dymu, które wdzierały się co chwila z innych pokoi i wywoływały u niej<br />

długie, męczące ataki kaszlu. Katarzyna Iwanowna w ciągu ostatniego tygodnia jeszcze<br />

bardziej schudła; czerwone wypieki na policzkach występowały wyraźniej niż przedtem.<br />

— Nie uwierzysz mi, nawet wyobrazić sobie nie potrafisz, Poleńko — mówiła, szybko<br />

chodząc po pokoju — jakie wesołe i wspaniałe życie wiodłam w domu ojca; ten pijak<br />

zgubił mnie i was wszystkich unieszczęśliwił! Ojciec mój był w służbie cywilnej, ale miał<br />

rangę pułkownika, wkrótce miał zostać gubernatorem... Już był tak bliski awansu, że<br />

wszyscy przyjeżdżali do niego i mówili: „Iwanie Michajłowiczu, my wszyscy uważamy już<br />

pana za naszego gubernatora". A kiedy ja... kche! gdy ja... kche! kche! kche! O, trzykroć<br />

przeklęte życie! — krzyknęła, plując i chwytając się ręką za pierś. — Kiedy ja... ach, gdy<br />

na ostatnim balu... u marszałka szlachty... zobaczyła mnie księżna Bezziemielna, która<br />

potem udzieliła mi błogosławieństwa, gdy brałam ślub z twoim ojcem, Poleńko, to zapytała<br />

od razu: „Czy to nie jest ta urocza dziewczyna, która wykonała taniec z szalem na balu<br />

szkolnym?" (Tę dziurkę trzeba zacerować; weź igłę i zrób to zaraz, jak ci pokazywałam,<br />

bo jutro... kche! jutro... kche! kche! kche!... zupełnie się rozlezie! — wykrztusiła, dusząc<br />

się od kaszlu). — Wtedy właśnie przyjechał z Petersburga kamerjunkier, książę<br />

Szczegolskoj... tańczył ze mną mazura, a nazajutrz chciał przyjechać, żeby się<br />

oświadczyć; ale podziękowałam mu za zaszczyt i dałam mu do zrozumienia, że serce<br />

moje należy do innego. Ten inny to był twój ojciec, Poleńko; mój tatuś gniewał się za to na<br />

mnie okropnie... Co, gotowa już koszulka? Dawaj ją tu, a gdzie pończoszki?... Lido!

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!