05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

— Proszę, niech pan pyta — rzekł Raskolnikow, stojąc przed nim blady i skupiony.<br />

— Myślę o tym... nie wiem tylko, jak to wyrazić... Myśl ta jest może zbyt kuriozalna... coś z<br />

dziedziny psychologii... Gdy pisał pan swoją rozprawkę, to musiał pan, che, che!<br />

przynajmniej po części uważać się za człowieka „niezwykłego", za człowieka, który ma<br />

coś nowego do powiedzenia w tym znaczeniu, jak pan nam to tutaj wyłożył... Czy tak?<br />

— Bardzo możliwe — odparł Raskolnikow tonem lekceważącym.<br />

Razumichin poruszył się.<br />

— Czyli idąc dalej, czy rzeczywiście mógłby się pan zdecydować, będąc zmuszony do<br />

tego pewnymi okolicznościami losowymi lub dla przyśpieszenia postępu całej ludzkości,<br />

na usunięcie określonej przeszkody? Na przykład na morderstwo i rabunek?<br />

Raskolnikowowi znowu zdawało się, że Porfiry mruga do niego lewym okiem i śmieje się<br />

w środku, zupełnie tak jak przedtem.<br />

— Gdybym nawet usunął jakąś przeszkodę, to rzecz jasna, nie powiedziałbym tego panu<br />

— odparł wyzywająco, z wyraźną pogardą w głosie.<br />

324<br />

— Ach, przecież ja pytam tylko po to, żeby lepiej zrozumieć pański artykuł z czysto<br />

literackiego punktu widzenia...<br />

„Mówi bez ogródek i bezczelnie" — pomyślał ze wstrętem Raskolnikow.<br />

— Zechce pan zauważyć — dodał oschle — że nie uważam się za Mahometa albo<br />

Napoleona, ani w ogóle za człowieka tego gatunku. A nie należąc do tej kategorii, nie<br />

mogę panu dokładnie powiedzieć, jak postąpiłbym w takim wypadku.<br />

— No, no, daj pan spokój, któż to u nas, w Rosji, nie uważa się za Napoleona? — rzekł<br />

Porfiry tonem zbyt familiarnym, zdradzającym jakąś wyraźną intencję.<br />

— Obawiam się, że taki przyszły Napoleon zaciukał siekierą naszą Alonę Iwanownę! —<br />

wtrącił ze swego kąta Zamietow.<br />

Raskolnikow milczał i patrzył prosto w twarz Porfirego Pietrowicza. Razumichin całkiem<br />

spochmurniał. Już przedtem to i owo zwróciło jego uwagę. Teraz rozglądał się gniewnie<br />

dokoła. Cała minuta upłynęła w tym ponurym milczeniu. Raskolnikow ruszył ku wyjściu.<br />

— Pan już ucieka? — Porfiry z uśmiechem i nader uprzejmie podał mu rękę. — Bardzo,<br />

bardzo miło było mi pana poznać. Co do tych zastawów, to może pan uważać rzecz za<br />

załatwioną. Niech pan tylko napisze to, co powiedziałem. Najlepiej byłoby, gdyby pan<br />

wpadł do mnie do biura... może jutro... Będę w biurze o jedenastej. Załatwimy tam<br />

wszystko... porozmawiamy. Pan jako jeden z tych, którzy jako ostatni tam byli, zapewne<br />

może nam udzielić pewnych wyjaśnień... — dodał z najbardziej dobroduszną miną.<br />

— Pan chce przesłuchać mnie urzędowo, z wszelkimi formalnościami? — zapytał ostro<br />

Raskolnikow.<br />

— Po co? Na razie nie ma potrzeby. Pan mnie nie zrozumiał. Widzi pan, chciałem<br />

skorzystać ze sposobności... mówiłem już ze wszystkimi klientami tej starej... niektórych<br />

przesłuchałem... a pan jest ostatni... Ach, prawda! — zawołał, jakby nagle ucieszył się<br />

myślą, która mu przyszła do głowy. — Przypomniałem sobie coś... jak mogłem o tym<br />

zapomnieć! — zwrócił<br />

325<br />

się nagle do Kazumicrnna. — Nagadałeś mi tyle o tym Mikołaju, sam wiem, dobrze wiem<br />

— zwrócił się do Raskolnikowa<br />

— że ten chłopak jest niewinny, ale co mogłem zrobić? I Dymitra musiałem przymknąć...<br />

Sprawa ma się więc tak, będę się streszczał: gdy szedł pan wtedy po schodach, pozwoli<br />

pan... pan był przecież tam między siódmą a ósmą godziną wieczorem?...<br />

— Zgadza się — odparł Raskolnikow i zadrżał na myśl, że wcale nie musiał odpowiadać<br />

na to pytanie.<br />

— A więc gdy szedł pan między siódmą a ósmą po schodach, czy nie zauważył pan na<br />

pierwszym piętrze w otwartym mieszkaniu — pan sobie przypomina? — dwóch albo

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!