zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
jednak prawo. Dobrze, zostanę. Stanę tutaj przy oknie i nie będę panu przeszkadzał...<br />
Uważam, że ma pan prawo...<br />
Łużyn wrócił do kanapy, usiadł na wprost Soni, spojrzał na nią uważnie i nagle zrobił<br />
nadzwyczaj poważną, nawet nieco surową minę: „Żebyś sobie czasem, moja panno, nie<br />
wyobrażała za wiele". Sonia rzeczywiście poczuła się ogromnie zmieszana.<br />
— Po pierwsze, proszę panią o wytłumaczenie mnie przed szanowną mamusią. Nie mylę<br />
się chyba? Katarzyna Iwanowna zastępuje pani matkę? — zaczął Łużyn nader poważnie,<br />
choć dość łaskawie. Wyglądało na to, że ma zupełnie przyjacielskie zamiary.<br />
— Tak jest, tak, zastępuje mi matkę — szybko i trwożliwie odpowiedziała Sonia.<br />
— Zatem niech pani wytłumaczy mnie przed nią, że wskutek okoliczności niezależnych<br />
ode mnie muszę zrobić zawód i nie przyjdę do państwa na bliny... to jest na stypę, mimo<br />
miłego zaproszenia pani mamusi.<br />
442<br />
— iaK... powiem... zaraz.<br />
Sonia pośpiesznie zerwała się z krzesła.<br />
— To jeszcze nie wszystko — zatrzymał ją Łużyn, uśmiechnąwszy się na widok jej<br />
naiwności i braku wychowania. — Źle mnie pani zna, łaskawa Sofio Siemionowno, jeżeli<br />
pani sądzi, że fatygowałbym i prosił o osobiste przyjście taką osobę, jak pani dla tak<br />
nieważnego i mnie tylko dotyczącego powodu. Mam inne przyczyny.<br />
Sonia usiadła skwapliwie. Szare i tęczowe banknoty, nie sprzątnięte ze stołu, mignęły jej<br />
przed oczami, lecz zaraz odwróciła od nich wzrok i spojrzała na Łużyna. Wydało się jej<br />
nagle, że to bardzo nieprzyzwoicie, zwłaszcza z jej strony, przyglądać się cudzym<br />
pieniądzom. Następnie wzrok jej zatrzymał się na złotym lorgnon1, które Łużyn trzymał w<br />
lewej ręce, i jednocześnie na wielkim, masywnym, bardzo ładnym pierścieniu z żółtym<br />
kamieniem na serdecznym palcu tejże ręki. Znowu odwróciła oczy, nie wiedząc, co ma ze<br />
sobą zrobić, i w rezultacie utkwiła wzrok w oczach Łużyna.<br />
Łużyn milczał przez chwilę z jeszcze poważniejszą miną, po czym ciągnął dalej:<br />
— Wczoraj, w przejściu miałem sposobność zamienić z Katarzyną Iwanowną dwa słowa.<br />
Te dwa słowa wystarczyły mi, aby się przekonać, że znajduje się ona, jeżeli tak można<br />
powiedzieć, w stanie nienormalnym...<br />
— T-ak... w nienormalnym — skwapliwie przytaknęła Sonia.<br />
— Lub powiedziawszy prościej i zrozumiałej — jest chora.<br />
— T-ak, prościej i zroz... T-ak, jest chora.<br />
— T-ak. Zatem, powodowany humanitarnym uczuciem i że tak powiem, współczuciem,<br />
przewidując jej los, pragnąłbym ze swej strony być w czymś pożyteczny. Zdaje się, że<br />
troska o tę wielce ubogą rodzinę spoczywa teraz na pani jednej.<br />
— Przepraszam pana, że zapytam — nagle podniosła się Sonia — co pan był łaskaw<br />
powiedzieć jej wczoraj o możliwości<br />
Lorgnon(fr.) — binokle osadzone na długiej rączce.<br />
443<br />
otrzymania emerytury/ jeszcze wczoraj powiedziała mi, ze pan obiecał wystarać się jej o<br />
emeryturę. Czy to prawda?<br />
— Ależ skąd! To nawet poniekąd bzdura. Wspomniałem tylko o zapomodze dla wdowy po<br />
zmarłym czynnym urzędniku, którą można otrzymać przy pewnej protekcji. Ale zdaje się,<br />
że nieboszczyk, rodzic pani, nie tylko nie miał odpowiedniej wysługi lat, ale nawet nie<br />
pracował ostatnio. Słowem, gdyby nawet była jakaś nadzieja, to bardzo efemeryczna1, bo<br />
w zasadzie w danym wypadku żadne prawa do zapomogi nie przysługują, a nawet<br />
przeciwnie... A ona już myślała o emeryturze, che, che, che! Przedsiębiorcza dama!<br />
— Tak, o emeryturze... Bo ona jest łatwowierna i dobra, przez dobroć wierzy we wszystko<br />
i... i... i... taka już jest... Tak... przepraszam — powiedziała Sonia i znowu zaczęła zbierać<br />
się do wyjścia.<br />
— Przepraszam, pani nie wysłuchała do końca.