zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Wysłuchaj mojej relacji — zaczai. — Byłem u ciebie, spałeś, zjadłem obiad i<br />
poszedłem do Porfirego. Zamietow przesiaduje u niego. Chciałem zacząć, ale mi się nie<br />
udało. Nie mogłem postawić kwestii, jak należało. Oni, zdaje się, nie rozumieją i nie mogą<br />
zrozumieć, ale wcale się tym nie detonują.<br />
357<br />
roaszecHem z fornrym ao oKna, zacząłem mowie, aie znów z tego nic nie wyszło: on<br />
spogląda w bok, ja spoglądam w bok. W końcu podsunąłem mu pięść pod nos i<br />
powiedziałem, że mu łeb rozwalę po familijnemu. Tylko spojrzał na mnie. Splunąłem i<br />
wyszedłem, to wszystko. Bardzo głupio. Do Zamietowa się nie odezwałem. Zrozum:<br />
myślałem, że coś zepsułem, ale potem, kiedy schodziłem ze schodów, przyszła mi<br />
wspaniała myśl do głowy, olśniła mnie wprost: o co się właściwie kłopoczemy? Gdyby ci<br />
groziło niebezpieczeństwo czy coś podobnego, to co innego. Ale tak! Nie masz z tym nic<br />
wspólnego, więc gwiżdż na wszystko. Będziemy sobie drwili z nich później. Na twoim<br />
miejscu zacząłbym im mistyfikować1. Dopiero potem najedzą się wstydu! Pluń na to,<br />
potem można będzie ich nawet wyłoić, tymczasem zaś możemy się śmiać!<br />
— Oczywiście — odpowiedział Raskolnikow. „Ciekawy jestem, co powiesz jutro". —<br />
Rzecz dziwna, ani razu nie przyszło mu na myśl, „co pomyśli Razumichin, kiedy się<br />
dowie". Myśląc o tym, Raskolnikow patrzył na niego badawczo. Relacja Razumichina o<br />
jego bytności u Porfirego nie zainteresowała go zbytnio: tak wiele się już zmieniło!...<br />
W korytarzu spotkali Łużyna: przyszedł punktualnie o ósmej i właśnie szukał numeru<br />
pokoju, więc weszli wszyscy razem, nie patrząc jednak na siebie i nie witając się. Młodzi<br />
ludzie poszli naprzód. Łużyn zaś, dla przyzwoitości, zatrzymał się chwilę w przedpokoju,<br />
zdejmując płaszcz. Pulcheria Aleksandrowna wstała, by go powitać w progu. Dunia witała<br />
się z bratem.<br />
Łużyn wszedł do pokoju i dosyć grzecznie, chociaż ze zdwojoną godnością, skłonił się<br />
paniom. Robił wrażenie człowieka stropionego, który nie zdołał się jeszcze opanować.<br />
Pulcheria Aleksandrowna, również nieco zażenowana, pospiesznie usadowiła wszystkich<br />
wokół okrągłego stołu, na którym szumiał już samowar. Dunia i Łużyn usiedli naprzeciwko<br />
siebie po dwóch stronach stołu. Razumichin i Raskolnikow<br />
1 Mistyfikować — wprowadzać w błąd.<br />
358<br />
na wprosi ruicnern /\ieKsanurowny: Kazumicnm ODOK Łużyna, a Raskolnikow przy<br />
siostrze.<br />
Zaległa cisza. Łużyn wyjął powoli chusteczkę, od której wionął zapach perfum. Wytarł nos<br />
z miną człowieka wspaniałomyślnego, lecz dotkniętego w swej godności, który postanowił<br />
zażądać wyjaśnień. Jeszcze w przedpokoju miał zamiar wyjść, nie zdejmując płaszcza, by<br />
w ten sposób ostro, a dotkliwie u<strong>kara</strong>ć obie panie, dając im od razu wszystko do<br />
zrozumienia. Nie zdecydował się jednak. Przy tym w ogóle lękał się niepewności. W<br />
danym wypadku zaś należało wyjaśnić, z jakiej właściwie przyczyny nie usłuchano jego<br />
rozkazu. Widać coś tu jest na rzeczy, a więc lepiej to wyjaśnić. Na u<strong>kara</strong>nie zawsze<br />
będzie czas; i tak przecież ma je w ręku.<br />
— Mam nadzieję, że miały panie dobrą podróż? — oficjalnie zwrócił się do Pulcherii<br />
Aleksandrowny.<br />
— Bogu dzięki.<br />
— Jest mi nader miło. A Awdotia Romanowna, czy nie jest zmęczona?<br />
— Jestem młoda i zdrowa. Nie męczę się, ale mama źle znosiła drogę — odpowiedziała<br />
Dunieczka.<br />
— Cóż robić! Nasze ojczyste szlaki są nader długie. Nasza kochana Rosja to rozległy<br />
kraj... Mimo najszczerszych chęci nie mogłem pospieszyć paniom na spotkanie. Mam<br />
jednak nadzieję, że specjalnych kłopotów panie nie miały?<br />
— O, nie! Byłyśmy ogromnie skonfundowane — znacząco podkreśliła Pulcheria<br />
Aleksandrowna — i gdyby nam Bóg nie zesłał pana Razumichina, nie dałybyśmy sobie