05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

— Napiłbyś się herbaty? Gadajże, chcesz? Przyniosę, zostało jeszcze...<br />

— Nie... muszę iść, zaraz pójdę — mamrotał, zwlekając się z kanapy.<br />

— Przecie ze schodów zleźć nie potrafisz!<br />

— Pójdę...<br />

— Rób, co chcesz.<br />

126<br />

vv_y»z,ia<br />

z,tt suuz,cm.<br />

w JCUIICJ cnwill<br />

skoczył do okna, do światła i zaczai oglądać skarpetkę i gał-gany. „Plamy są, ale nie<br />

bardzo znać; wszystko się pobrudziło, zatarło i wyblakło. Kto z góry o tym nie wie, niczego<br />

się nie domyśli. Najlepszy dowód, że Nastazja z daleka nic nie zauważyła, dzięki Bogu!"<br />

Wreszcie drżącymi rękoma roz-pieczętował wezwanie i zaczął czytać; czytał długo,<br />

bardzo długo, wreszcie zrozumiał, o co chodzi. Było to najzwyklejsze wezwanie policyjne<br />

do stawienia się w dniu dzisiejszym do komisarza dzielnicowego, o pół do dziesiątej rano.<br />

„Nigdy tego nie było! Nigdy nic wspólnego nie miałem z policją! Dlaczego akurat dzisiaj?<br />

— dręczyło go pytanie.<br />

— Boże, żeby się to już prędzej skończyło!" Upadł na klęczki, żeby się pomodlić, ale aż<br />

sam się roześmiał — nie z modlitwy, ale z samego siebie. Zaczai się więc pośpiesznie<br />

ubierać. „Zginę to zginę, wszystko jedno! Włożę skarpetkę! — pomyślał<br />

— jeszcze więcej się zatrze w kurzu i wszelkie ślady znikną!" Ale jak tylko naciągnął<br />

skarpetkę, natychmiast ją ściągnął z obrzydzeniem i przerażeniem. Zwinął ją, ale<br />

przypomniawszy sobie, że innej nie ma, znowu włożył i znów roześmiał się. „Wszystko<br />

jest względne, rozciągłe, wszystko to tylko formy — rozumował jakimiś strzępami myśli,<br />

drżąc na całym ciele — przecież jednak włożyłem! Skończyło się tym, że włożyłem!" Zaraz<br />

też śmiech ustąpił miejsca rozpaczy. „Nie, nie dam rady..." — pomyślał. Nogi mu drżały.<br />

„To ze strachu" — mruczał sam do siebie. Miał zawroty i bóle głowy. „To podstęp! Chcą<br />

mnie tam podstępem zwabić i z miejsca zbić z tropu — myślał, schodząc ze schodów.<br />

— Bardzo źle, że mam gorączkę... może mi się wyrwać coś od rzeczy..."<br />

Na schodach przypomniał sobie, że zostawił tamte rzeczy w dziurze za tapetą. „A oni<br />

mogą beze mnie zrobić rewizję"<br />

— uprzytomnił sobie i przystanął. Ale ogarnęła go taka rozpacz i taki, jeśli można się tak<br />

wyrazić, cynizm straceńczy, że machnął ręką i poszedł dalej. „Byle prędzej!..."<br />

127<br />

rNa. uwurze znowu oyi upai nie uo zniesienia, ani KropeiKi deszczu przez cały czas.<br />

Znowu kurz, cegły i wapno, znowu cuchnące wyziewy ze sklepików i szynków, znowu co<br />

krok pijani tragarze czuchońscy i obszarpane dorożki. Słońce chlusnęło mu żarem w oczy,<br />

tak że ból mu sprawiało patrzenie, i w głowie mocno się zakręciło — zwykły stan<br />

człowieka gorączkującego, który nagle znajdzie się na ulicy w upalny, słoneczny dzień.<br />

Doszedłszy do rogu ulicy, którą szedł wczoraj, z trwogą zajrzał w nią, na tamten dom... i<br />

natychmiast odwrócił wzrok.<br />

„Jeżeli mnie zapytają, to może i powiem" — pomyślał, dochodząc do cyrkułu.<br />

Cyrkuł znajdował się jakieś ćwierć wiorsty od niego. Niedawno przeniósł się do tego<br />

lokalu, w nowym domu, na trzecim piętrze. Był już kiedyś w kancelarii cyrkułu, ale w<br />

starym lokalu i bardzo dawno temu. Wszedłszy do bramy, zauważył na prawo schody, z<br />

których schodził jakiś chłop z księgą. „To pewnie stróż, czyli że tu jest kancelaria" — i<br />

poszedł na górę na chybił trafił. Nie chciał nikogo o nic pytać.<br />

„Wejdę, padnę na kolana i wszystko wyznam"... — pomyślał, wchodząc na trzecie piętro.<br />

Schody były wąziutkie, strome i całe zalane pomyjami. Drzwi ze wszystkich kuchni na<br />

wszystkich trzech piętrach wychodziły na klatkę schodową i były przez cały dzień otwarte.<br />

Dlatego panował tam straszny zaduch. Na górę i na dół wchodzili i schodzili stróże z<br />

księgami pod pachą, policjanci i różni interesanci płci obojga. Drzwi biura też były otwarte

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!