zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
„Ale głupstwo zrobiłem — pomyślał sobie — oni mają Sonię, a przecież mnie samemu<br />
potrzeba". Uznał jednak, że zabranie pieniędzy jest niemożliwe, zresztą i tak nie zrobiłby<br />
tego, machnął ręką i skierował się do domu. „Soni są przecież potrzebne pomadki —<br />
rozumował dalej, idąc ulicą i złośliwie się uśmiechając — ta czystość drogo kosztuje...<br />
Hm! A przecież sama Sonia też może zostać na lodzie, bo jest tu pewne ryzyko, może się<br />
nie udać polowanie na zwierza... poszukiwanie złota... no i jutro wszyscy zostaną na<br />
lodzie bez moich pieniędzy... Zuch Sonia! Taką studnię sobie wykopali! I korzystają z niej!<br />
Przecież korzystają! Przyzwyczaili się. Popłakali i przyzwyczaili się. Człowiek jest podły i<br />
do wszystkiego się przyzwyczaja".<br />
Zamyślił się.<br />
„A co, jeżeli zełgałem — jęknął nagle mimo woli — jeżeli człowiek wcale nie jest podły<br />
sam przez się, to jest jako cały rodzaj ludzki, wówczas oznaczałoby to, że wszelkie<br />
skrupuły to tylko przesądy wymyślone dla postrachu, że żadne granice nie istnieją, i tak<br />
powinno być..."<br />
53<br />
111<br />
Nazajutrz obudził się późno, miał bardzo niespokojny sen, który go bynajmniej nie<br />
pokrzepił. Obudził się bardzo zły, poirytowany, zgryźliwy i z nienawiścią oglądał swoją<br />
klitkę. Była to ciasna komórka o długości sześciu kroków i miała strasznie nędzny wygląd<br />
ze swoją pożółkłą, zakurzoną, odstającą wszędzie tapetą, a człowiekowi nawet niezbyt<br />
słusznego wzrostu wydawać się musiało, że lada chwila uderzy głową w sufit. Meble<br />
dostosowane były do wyglądu mieszkania: stały tu trzy stare, sfatygowane krzesła, w<br />
kącie malowany stół, na którym porozrzucane były książki i kajety; z tego choćby, że<br />
strasznie były zakurzone, widać było, że ludzka ręka dawno ich nie dotykała; wreszcie,<br />
stała tu wielka, koślawa kanapa, która zajmowała pół pokoju. Kanapa ta niegdyś była<br />
obita materiałem, a teraz — obszarpana i dziurawa — służyła Raskol-nikowowi za łóżko.<br />
Nieraz spał na niej w ubraniu, bez prześcieradła, pod swoim starym, znoszonym<br />
studenckim płaszczem, na jednym jaśku pod głową, pod który podkładał całą swoją<br />
bieliznę, czystą i brudną, żeby mu było nieco wyżej. Przy kanapie stał mały stolik.<br />
Trudno było o większe opuszczenie i niechlujstwo niż to, w jakie wpadł Raskolnikow, ale<br />
czuł się w tym nawet dobrze przy obecnym stanie ducha. Zdecydowanie unikał ludzi,<br />
zasklepił się jak żółw w skorupie i nawet na widok służącej, która mu usługiwała, dostawał<br />
czegoś w rodzaju drgawek konwulsyj-nych. Zdarza się to maniakom, którzy skupiają się<br />
na jakiejś jednej rzeczy. Gospodyni już od dwóch tygodni przestała go stołować, a jemu<br />
nawet przez myśl nie przeszło, żeby z nią pomówić, mimo że siedział bez obiadu.<br />
Nastazja, kucharka i jedyna służąca gospodyni, zadowolona była poniekąd z tego stanu<br />
sublokatora i zupełnie przestała mu sprzątać, zaledwie raz na tydzień brała miotłę do ręki.<br />
Właśnie tego rana obudziła go.<br />
54<br />
— wstawaj, aosyc tego wylegiwania się! — wrzasnęła mu nad samym uchem — już<br />
dziesiąta. Herbatę ci przyniosłam; no, napijesz się? Zupełnie z ciała opadłeś.<br />
Sublokator otworzył oczy, drgnął i poznał Nastazję.<br />
— Gospodyni herbatę przysyła? — zapytał, podnosząc się ociężale.<br />
— Jaka tam gospodyni!<br />
Postawiła przed nim własny, wyszczerbiony imbryk z cienką herbatą i położyła dwie kostki<br />
żółtego cukru.<br />
— Masz, Nastazjo, weź to — powiedział i grzebiąc w kieszeni (spał w ubraniu), wyjął kilka<br />
miedziaków — zejdź i kup mi bułkę. Kup też w masarni kawałek kiełbasy, byle tańszej.<br />
— Bułkę ci zaraz przyniosę, a czy zamiast kiełbasy nie chciałbyś trochę gorącego<br />
barszczu? Fajny barszcz, wczorajszy. Wczoraj ci zostawiłam, ale wróciłeś późno. Dobry<br />
barszcz.