05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

promyk słońca padł na jego lewy, dziurawy but: wydało mu się, że na czubku buta ukazały<br />

się jakieś plamy. Natychmiast zdjął buty: „Istotnie, są plamy!<br />

124<br />

Koniec sKarpetKi przesiąknięty jest krwią . Widocznie, przez nieostrożność wdepnął<br />

wtedy w kałużę krwi... „Ale co teraz z tym zrobić? Gdzie podziać tę skarpetkę, strzępy,<br />

kieszeń?"<br />

Wziął to wszystko do ręki i stanął na środku pokoju. „Do pieca? Ależ przede wszystkim<br />

zaczną grzebać w piecu. Spalić? Spalić? Nawet zapałek nie ma. Nie, lepiej pójść gdzieś i<br />

wszystko wyrzucić. Tak! Lepiej wyrzucić! — mamrotał, siadając znowu na kanapie. — I to<br />

zaraz, natychmiast, ani chwili nie zwlekając!..." Ale zamiast tego opadł znowu głową na<br />

poduszkę, znowu zmroziły go nieznośne dreszcze, znowu naciągnął na siebie płaszcz. I<br />

długo, przez kilka godzin jeszcze majaczył, że „trzeba by natychmiast, bez zwłoki gdzieś<br />

pójść i wszystko wyrzucić, żeby się wreszcie tego wszystkiego pozbyć, byle prędzej, byle<br />

prędzej!" Zrywał się z kanapy kilka razy, chciał wstać, ale nie był w stanie. W końcu<br />

obudziło go mocne pukanie do drzwi.<br />

— Odmykaj, umarł czy co? Cięgiem ino gnije! — krzyczała Nastazja, waląc pięścią w<br />

drzwi. — Po calusieńkich dniach się wyleguje jak pies! Jak pies! Odmykaj! Już po<br />

dziesiątej.<br />

— A może nie ma go w domu? — odezwał się męski głos. „Ba! to głos stróża... Czego on<br />

tu chce?" Zerwał się i usiadł na kanapie. Serce mu waliło tak, że poczuł fizyczny ból.<br />

— A czegój to na haczyk się zamykać? — dodała jeszcze Nastazja. — Widzicie go,<br />

zamykać się zaczął! Żeby samego nie ukradli czy co? Odmykaj, mądralo, obudź się!<br />

„Czego oni chcą? Po co stróż? A więc wiedzą. Bronić się czy otworzyć? Wszystko<br />

jedno..."<br />

Podniósł się, nachylił i zdjął haczyk.<br />

Cały jego pokój był tak mały, że można było zdjąć haczyk, nie wstając z łóżka.<br />

Tak jest: stoi stróż i Nastazja.<br />

Nastazja jakoś dziwnie spojrzała na niego. A on spojrzał na stróża wyzywająco i z<br />

determinacją. Stróż bez słowa podał mu szary, złożony we dwoje papier, zapieczętowany<br />

z zewnątrz marnym lakiem.<br />

125<br />

— wezwanie z Kancelarii — oaezwai się wreszcie siroz.<br />

— Z jakiej kancelarii?...<br />

— Niby na policję. Wiadomo, jaka kancelaria.<br />

— Na policję!... Po co?<br />

— A to nie moja sprawa. Wzywają, to trzeba iść. — Stróż uważnie spojrzał na niego,<br />

rozejrzał się jeszcze dookoła i chciał już wyjść.<br />

— Na dobre się rozchorował — zauważyła Nastazja, nie spuszczając z niego oczu. Stróż<br />

też odwrócił głowę. — Od wczorajszego dnia ma gorączkę — dodała.<br />

Raskolnikow nie odpowiedział, trzymając ciągle w ręku nie rozpieczętowane wezwanie.<br />

— Nie wstawaj lepiej — poradziła współczująco Nastazja, widząc, że spuszcza nogi z<br />

kanapy. — Jak chory, to nie wychodź: nie pali się. A co tam trzymasz w ręcach?<br />

Raskolnikow spojrzał: w prawej ręce miał odcięte strzępy spodni, skarpetkę i kawałki<br />

wyrwanej kieszeni. Tak, z tym spał. Potem, zastanawiając się nad tym, przypomniał sobie,<br />

że budząc się, nawet w gorączce, mocno ściskał w ręku te szmatki i znowu z nimi<br />

zasypiał.<br />

— Widzisz go, jakichś gałganów nabrał i śpi z nimi, jak z jakim skarbem. — Nastazja<br />

roześmiała się swoim charakterystycznym, nerwowym śmiechem. Raskolnikow prędko<br />

wsunął wszystko pod płaszcz i wpił się w nią wzrokiem. Choć w owej chwili nie był w<br />

stanie dokładnie wszystkiego zrozumieć, czuł, że nie tak obchodzą się z człowiekiem, gdy<br />

przychodzą go aresztować. „Ale... policja?"

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!