05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

do nitki, zamknął się w pokoju, otworzył biurko, wyjął wszystkie pieniądze, zniszczył kilka<br />

papierów. Potem wsunął pieniądze do kieszeni, chciał początkowo zmienić ubranie, ale<br />

wyjrzawszy przez okno i słysząc deszcz i grzmoty, machnął ręką, wziął kapelusz i<br />

wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi. Poszedł wprost do Soni. Była w domu.<br />

578<br />

Nie była sama: dawała herbatę zgromadzonym około niej czworgu dzieciom<br />

Kapernaumowów. W milczeniu i z szacunkiem powitała Swidrygajłowa. Ze zdziwieniem<br />

patrzyła na jego przemoczone ubranie, lecz nie odezwała się ani słowem. Dzieci w tejże<br />

chwili uciekły w nieopisanym popłochu.<br />

Swidrygajłow usiadł przy stole, poprosił Sonię, by usiadła również. Nieśmiało czekała, co<br />

jej powie.<br />

— Wyjeżdżam, prawdopodobnie do Ameryki — powiedział Swidrygajłow — i ponieważ<br />

widzimy się chyba po raz ostatni, chciałbym załatwić jeszcze pewne sprawy. Widziała się<br />

dziś pani z tą damą? Wiem, co pani powiedziała, może pani nie powtarzać. — Sonia<br />

drgnęła i zaczerwieniła się. — Takie mają zwyczaje tego rodzaju typy. Co się tyczy<br />

siostrzyczki i braciszków pani, to z nimi sprawa jest naprawdę załatwiona, a pieniądze,<br />

które się za nich należały, zostały przeze mnie wpłacone, gdzie należy, w pewne ręce za<br />

pokwitowaniem. Zresztą, na wszelki wypadek niech pani te kwity weźmie i trzyma. Proszę,<br />

oto one! No, to już załatwione. Teraz są tu trzy pięcioprocentowe obligacje, ogółem na<br />

sumę trzech tysięcy rubli. Niech to pani weźmie dla siebie, dla siebie osobiście, i niech to<br />

zostanie między nami, żeby nikt o tym nie wiedział, bez względu na to, co pani usłyszy.<br />

Przydadzą się pani, bo nie powinna pani żyć tak podle, jak dawniej, zresztą nie ma pani<br />

już wcale potrzeby.<br />

— Tyle od pana doznałam dobrodziejstw, sieroty i nieboszczka — powiedziała<br />

pospiesznie Sonia — i jeżeli dotychczas tak mało okazałam wdzięczności, to... niech pan<br />

nie sądzi...<br />

— Ach, nie ma o czym mówić, niech pani da spokój.<br />

— A te pieniądze... bardzo jestem panu wdzięczna, ale przecież teraz nie są mi<br />

potrzebne. Ja na siebie samą zawsze zarobię. Niech pan nie sądzi, że jestem<br />

niewdzięczna, ale jeżeli pan jest taki wspaniałomyślny, to te pieniądze...<br />

— Są dla pani, dla pani, Sofio Siemionowno, i proszę bardzo bez długich ceregieli, bo<br />

nawet nie mam na to czasu. Przydadzą się pani. Rodion Romanowicz ma dwie drogi do<br />

wyboru: kula w łeb albo Sybir. — Sonia spojrzała na niego z przerażeniem<br />

579<br />

i zadrżała. — Niech się pani uspokoi, wiem o wszystkim od niego samego, nie jestem<br />

plotkarzem, nie powiem nikomu. Bardzo dobrze mu pani radziła wtedy, żeby się sam<br />

przyznał. Tak byłoby znacznie lepiej dla niego. A jak Sybir, to i pani tam za nim pojedzie.<br />

Wszak tak? Wszak tak? No, zatem pieniądze się przydadzą. Jemu będą potrzebne,<br />

rozumie pani? Dając pani, jakbym jemu dawał. Prócz tego słyszałem przecież, że<br />

obiecała pani zapłacić dług Amalii Iwanownie. Dlaczego pani tak nierozważnie ciągle<br />

bierze na siebie jakieś kontrakty i zobowiązania? Przecież to Katarzyna Iwanowna była<br />

winna tej Niemce, a nie pani, trzeba było plunąć na Niemkę. W ten sposób pani nie da<br />

sobie rady w życiu. A poza tym, gdyby ktoś panią jutro czy pojutrze o mnie pytał (a będą<br />

panią pytali), to niech pani nie wspomina, że u niej byłem. Pieniędzy, broń Boże, niech<br />

pani nie pokazuje i niech pani nie opowiada nikomu, że je pani dałem! A teraz do<br />

widzenia — wstał z krzesła. — Rodionowi Romano-wiczowi proszę się pokłonić. Ale, ale,<br />

niech pani da pieniądze tymczasem na przechowanie panu Razumichinowi. Zna pani<br />

pana Razumichina? Naturalnie, musi go pani znać. To niezły chłopak. Niech mu pani<br />

odniesie jutro lub... kiedy znajdzie pani czas. A tymczasem proszę dobrze schować.<br />

Sonia zerwała się z krzesła i patrzyła na niego przerażona. Miała wielką ochotę coś<br />

powiedzieć, o coś zapytać, ale nie śmiała i nie wiedziała, jak zacząć.<br />

— Jak to pan tak... jak pan teraz wyjdzie w taki deszcz?

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!