05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

doświadczeniem na pewno nie ryzykowałbym tak jawnego oskarżenia. Gdyby bowiem<br />

podobne jawne i publiczne oskarżenie okazało się fałszem lub choć tylko omyłką, byłbym<br />

poniekąd osobiście odpowiedzialny. Wiem o tym. Dzisiaj rano sprzedałem na swoje<br />

potrzeby kilka pięcioprocentowych obligacji na nominalną sumę trzech tysięcy rubli.<br />

Rachunki mam w pugilaresie. Przyszedłszy do domu, zacząłem liczyć pieniądze, co może<br />

zaświadczyć pan Lebieziat-nikow, a odliczywszy dwa tysiące trzysta rubli, włożyłem je do<br />

pugilaresu, ten zaś do bocznej kieszeni surduta. Na stole zostało około pięciuset rubli, w<br />

tym trzy banknoty po sto rubli każdy. Wtedy weszła pani (na moje wezwanie). W ciągu<br />

całej wizyty była pani ogromnie zmieszana, tak dalece, że podczas rozmowy wstawała<br />

pani trzykrotnie, zamierzając z jakiegoś powodu wyjść, jakkolwiek rozmowa nie była<br />

jeszcze skończona. To wszystko pan Lebieziatnikow również może poświadczyć.<br />

Prawdopodobnie sama pani nie zechce przeczyć i potwierdzi, że wzywałem ją za<br />

pośrednictwem pana Lebieziatnikowa jedynie w celu omówienia krytycznej, sierocej doli<br />

pani krewnej, Katarzyny Iwanowny (do której nie mogłem przyjść na stypę) oraz potrzeby<br />

urządzenia na jej rzecz jakiejś zbiórki, loterii<br />

1 Mademoiselle (fr.) — panna.<br />

464<br />

iut> czegoś w tym rodzaju. Fam mi dziękowała, nawet ze łzami (powtarzam tylko, jak było,<br />

po pierwsze, aby przypomnieć pani, po drugie zaś, aby dowieść, że sam nie zapomniałem<br />

o najdrobniejszym szczególe). Następnie wziąłem ze stołu banknot dzie-sięciorublowy i<br />

dałem go pani jako pierwsze wsparcie ode mnie na potrzeby pani krewnej. Wszystko to<br />

widział pan Lebieziat-nikow. Następnie odprowadziłem panią do drzwi, przy czym ciągle<br />

była pani zmieszana. Potem zostawszy sam z panem Lebieziatnikowem i<br />

porozmawiawszy z nim z dziesięć minut, wróciłem do stołu, na którym leżały pieniądze,<br />

aby jak zamierzałem poprzednio, przeliczyć je i schować oddzielnie. Ku memu zdziwieniu<br />

zabrakło jednego sturublowego banknotu. Zechce się pani zastanowić: pana<br />

Lebieziatnikowa podejrzewać nie mogłem w żaden sposób, wstydzę się nawet takiego<br />

przypuszczenia. Omylić się w rachunku również nie mogłem, bowiem na chwilę przed<br />

pani przyjściem sprawdziłem rachunek i wszystko się zgadzało. Przyzna pani, że biorąc<br />

pod uwagę jej zmieszanie, chęć pośpiesznego odejścia oraz to, że jakiś czas trzymała<br />

pani ręce na stole, wreszcie biorąc pod uwagę pani kondycję społeczną i związane z nią<br />

nawyki, z przerażeniem, że tak powiem, i wbrew woli, musiałem dojść do wniosku,<br />

okrutnego, ale słusznego! Dodam jeszcze i powtórzę: nie bacząc na całą oczywistość<br />

mego przekonania, rozumiem, że mimo to w oskarżeniu moim tkwi pewne dla mnie<br />

ryzyko. Ale jak pani widzi, nie zawahałem się, nie puściłem tego płazem i powiem pani<br />

dlaczego: jedynie, łaskawa pani, jedynie przez pani czarną niewdzięczność! Jak to?<br />

Zapraszam panią w sprawie pani biednej krewnej, daję pani dobrowolną<br />

dziesięciorublową ofiarę, a pani od razu, niezwłocznie odwdzięcza się podobnym czynem!<br />

Nie, to nieładnie! Nauczka jest niezbędna. Proszę się zastanowić: wszak jak prawdziwy jej<br />

przyjaciel (bo lepszego przyjaciela nie może pani mieć w tej chwili) proszę panią, niech się<br />

pani opamięta! Bo będę nieubłagany. A zatem?<br />

— Ja nic panu nie wzięłam — szepnęła przerażona Sonia — dał mi pan dziesięć rubli,<br />

niech je pan sobie weźmie. — Sonia<br />

465<br />

uu»^uivaia supcicis., iu^wicj,6aia gu,<br />

wyjęła papierek dziesięciorublowy i podała Łużynowi.<br />

— Do stu rubli zatem pani się jednak nie przyznaje? — nalegał z wyrzutem, nie<br />

przyjmując banknotu.<br />

Sonia obejrzała się wokoło. Wszyscy patrzyli na nią ponuro, surowo, drwiąco i z<br />

nienawiścią. Spojrzała na Raskolnikowa... Stał pod ścianą, skrzyżowawszy ręce, i<br />

przeszywał ją płomiennym spojrzeniem.<br />

— O, Boże! — jęknęła Sonia.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!