zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
się najróż-norodniejszego autoramentu handlarze i męty. Raskolnikow upodobał sobie<br />
szczególnie te punkty, jak również pobliskie zaułki, gdy wychodził na ulicę bez<br />
określonego celu. Tu właśnie jego łachmany nie zwracały niczyjej pogardliwej uwagi i<br />
można było tam chodzić w jakimkolwiek stroju, nie rażąc nikogo. Na rogu K-go zaułka<br />
pewien handlarz i baba, jego żona, prowadzili na dwóch oddzielnych straganach handel:<br />
nici, wstążki, chustki<br />
92<br />
perKalowe itp. Uni również zbierali się do domu, ale zatrzymała ich rozmowa z jakąś<br />
znajomą. Była to Lizawieta Iwanowna albo jak ją po prostu nazywano, Lizawieta, młodsza<br />
siostra tej właśnie staruchy, Alony Iwanowny, wdowy po zmarłym referendarzu, lichwiarki,<br />
którą odwiedził wczoraj Raskolnikow, aby zastawić swój zegarek i zrobić próbę... Od<br />
dawna już wszystko dokładnie wiedział o tej Lizawiecie i ona go nawet trochę znała. Była<br />
to wysoka, niezgrabna, bojaźliwa i pokorna kobieta, omalże idiotka, w wieku lat trzydziestu<br />
pięciu, która była kompletną niewolnicą swojej siostry, harowała u niej dzień i noc, drżała<br />
przed nią i niejednokrotnie była nawet przez nią bita. Stała zamyślona z handlarzem i<br />
babą i uważnie ich słuchała. A oni przekonywali ją o czymś zawzięcie. Gdy Raskolnikow<br />
ją spostrzegł, opanowało go dziwne uczucie, jakby najwyższe zdumienie, aczkolwiek nic<br />
dziwnego w tym spotkaniu nie było.<br />
— Moglibyśta, Lizawieto Iwanowno, sami postanowić<br />
— mówił głośno handlarz. — Zajrzyjta jutro, koło siódmej. Będą i oni.<br />
— Jutro? — przeciągle i z namysłem, jakby wahając się, powiedziała Lizawieta.<br />
— Ale wam strachu napuściła Alona Iwanowna! — traj-kotała jednym tchem handlarka,<br />
babsko rezolutne. — Patrzę ja na was i wiary nie daję, jak jakie małe dzidzi. I to nawet nie<br />
rodzona siostra, ale przyrodnia i tak was za łeb trzyma.<br />
— Nie potrza nawet dzisiaj o tym mówić Alonie Iwanownie<br />
— przerwał mąż — moja rada, przyjść samej jutro i basta. To dobry interes. A później to i<br />
siostra się zmiarkuje.<br />
— A może to i prawda?<br />
— O siódmej godzinie, to i z tamtych któryś przyjdzie; bez niczyjej pomocy się postanowi.<br />
— I samowar nastawimy — wtrąciła żona.<br />
— Dobrze, przyjdę — odpowiedziała zafrasowana Lizawieta, ruszając powoli z miejsca.<br />
Raskolnikow minął już ich i nie słyszał dalszej rozmowy. Przechodził obok nich po cichu,<br />
niepostrzeżenie, starając się<br />
93<br />
me przepuście ani słówka z toczącej się rozmowy. Jego pierwotne zdumienie przeszło w<br />
uczucie przerażenia, aż wstrząsnął nim zimny dreszcz. Dowiedział się bowiem, nagle się<br />
dowiedział, że jutro, punktualnie o godzinie siódmej, siostry staruchy, Lizawiety, jedynej jej<br />
współlokatorki, nie będzie w domu i że w takim razie starucha punktualnie o godzinie<br />
siódmej wieczór będzie w domu sama.<br />
Do domu miał już zaledwie kilka kroków. Wszedł do mieszkania jak skazaniec. O niczym<br />
nie myślał, nie mógł o niczym myśleć, ale całym swoim jestestwem zrozumiał, odczuł<br />
raczej, że zniknęła naraz swoboda umysłu i woli i że wszystko zostało nagle, w jednej<br />
chwili zdecydowane ostatecznie.<br />
Rzecz jasna, że gdyby nawet lata całe miał czekać na okazję, mając swój plan, to z<br />
pewnością nie mógłby liczyć na lepsze warunki wykonania tego planu, niż wobec których<br />
teraz niespodziewanie stanął. W każdym razie byłoby bardzo trudno dowiedzieć się w<br />
przeddzień dokładnie, z większą ścisłością i mniejszym ryzykiem, bez wszelkich<br />
wywiadów i pytań, że jutro o takiej a takiej godzinie, taka a taka starucha, na którą szykuje<br />
się zamach, będzie w domu sama, samiuteńka.<br />
VI<br />
Później Raskolnikow przypadkowo się dowiedział, w jakim celu właściwie handlarz i baba<br />
zapraszali Lizawietę. Była to sprawa błaha, nic szczególnego. Jakaś przyjezdna,