05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

że zwaliłem wszystko na swój los, udawałem spragnionego i garnącego się do światła, a<br />

wreszcie użyłem najsilniejszego i niezawodnego środka podbijania serc kobiecych,<br />

środka, który jeszcze nigdy nikogo nie zawiódł i który działa na wszystkie, bez żadnego<br />

wyjątku. To znany środek — pochlebstwo. Nie ma nic trudniejszego na świecie niż<br />

szczerość i nie ma nic łatwiejszego niż pochlebstwo. Jeżeli w szczerości zabrzmi choć<br />

odrobina fałszu, to momentalnie zachodzi dysonans, a po nim — skandal. Jeżeli w<br />

pochlebstwie nawet wszystko jest fałszem, to jest ono równie miłe i słucha go się z<br />

przyjemnością, wprawdzie z dosyć prymitywną przyjemnością, ale z przyjemnością.<br />

Nawet w najprymitywniejszym pochlebstwie na pewno przynajmniej połowa wydaje się<br />

prawdą. I to bez względu na stopień rozwoju człowieka i sferę. Nawet westalkę można<br />

uwieść pochlebstwem, cóż dopiero zwykłego śmiertelnika. Śmiech mnie zawsze ogarnia,<br />

ilekroć przypomnę sobie, jak uwiodłem raz pewną damę, bardzo przywiązaną do swego<br />

męża, do swoich dzieci i do swoich cnót. Jakie to było zabawne i jak mało było przy tym<br />

zachodu! Dama zaś rzeczywiście była<br />

553<br />

cnotliwa, przynajmniej na swój sposób. Cała moja taktyka polegała na tym, że po prostu<br />

byłem stale olśniony i korzyłem się przed jej cnotą. Schlebiałem jej wprost haniebnie,<br />

doprowadziłem, na przykład, do uścisku ręki czy nawet tylko spojrzenia i natychmiast<br />

zaczynałem robić sobie głośno wyrzuty, że zdobyłem to siłą, że ona się broniła, broniła<br />

tak, że na pewno nic bym nie wskórał, gdyby nie moje zepsucie, że ona w swej<br />

niewinności nie przewidziała podstępu i uległa niechcący, nie wiedząc o tym, nie zdając<br />

sobie sprawy i tak dalej, i tak dalej. W końcu osiągnąłem wszystko, a moja dama była w<br />

dalszym ciągu głęboko przekonana, że jest niewinna i cnotliwa, że spełnia wszystkie<br />

swoje obowiązki i powinności, a upadła zupełnie niechcący. Jakże była wściekła na mnie,<br />

kiedy w końcu oznajmiłem jej, że tak samo szukała upojenia, jak ja. Biedna Marfa<br />

Pietrowna też była ogromnie wrażliwa na pochlebstwa i gdybym tylko chciał, to na pewno<br />

jeszcze za życia przepisałaby na mnie cały majątek. (A jednak piję bardzo dużo wina i<br />

gadam.) Mam nadzieję, że nie obrazi się pan, gdy powiem, że podobnie dziać się zaczęło<br />

z Awdotią Romanowną. Tylko że byłem głupi, niecierpliwy i zepsułem całą sprawę. Już<br />

przedtem Awdotii Romanownie kilkakrotnie nie spodobał się wyraz moich oczu, czy pan<br />

da wiarę? Coraz niebaczniej i coraz mocniej zapalał się w nich jakiś ogień, który ją<br />

przerażał i który w końcu znienawidziła. Nie ma co wdawać się w szczegóły, dość że<br />

odsunęła się ode mnie. Tutaj znowu palnąłem głupstwo. Zacząłem w ordynarny sposób<br />

znęcać się nad całą tą propagandą i nawracaniem. Paraszka znowu wystąpiła na<br />

widownię i nie ona jedna. Jednym słowem, zaczęła się Sodoma. Ach, gdyby pan widział,<br />

Rodionie Romanowiczu, choć raz w życiu, jak pańska siostra potrafi błyskać oczami! To<br />

nic, że jestem teraz pijany i wypiłem całą szklankę wina, mówię prawdę; zapewniam pana,<br />

że śniło mi się to spojrzenie. Nie mogłem już znieść szelestu jej sukni. Naprawdę<br />

myślałem, że trafi mnie apopleksja, nigdy nie wyobrażałem sobie, że mogę dojść do<br />

takiego zapamiętania. Krótko mówiąc, należało się pogodzić, ale to już było niemoż-<br />

554<br />

liwe. I niech pan sobie wyobrazi, co wtedy zrobiłem. Do jakiego stopnia namiętność może<br />

człowieka zaślepić! Niech pan nigdy nie zabiera się do niczego w takim stanie! Uważając,<br />

że Awdotia Romanowna w gruncie rzeczy jest przecież nędzarką (ach, przepraszam, nie<br />

to chciałem... zresztą, czy to nie wszystko jedno, jakim słowem wyrażamy to pojęcie?),<br />

żyje z pracy rąk, utrzymuje matkę i pana (ach, do diabła, znowu mi się plącze...),<br />

postanowiłem zaproponować jej wszystkie moje pieniądze (mogłem mieć wtedy ze<br />

trzydzieści tysięcy), aby uciekła ze mną, choćby tutaj, do Petersburga. Rozumie się samo<br />

przez się, że z miejsca zaprzysiągłbym jej wieczną miłość, wierność i tak dalej. Czy da<br />

pan wiarę, że byłem tak dalece zakochany, iż gdyby mi wtedy powiedziała: zarżnij czy<br />

otruj Marfę Pietrownę i ożeń się ze mną, zaraz byłoby to zrobione! Ale skończyło się<br />

wszystko katastrofą, jak panu wiadomo. Może pan sobie wyobrazić, w jaką wściekłość

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!