zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
— Tak, jest to wstrętne i poniżające! Odczuwam to tak samo jak ty! Ale... skoro już<br />
mówimy o tym otwarcie (bardzo się cieszę, że wreszcie doszło do tego, że możemy o tym<br />
mówić otwarcie!), muszę ci powiedzieć, że wyczuwałem u nich tę myśl już przedtem,<br />
naturalnie jako coś ledwie dostrzegalnego, coś dopiero kiełkującego. Jak mogą jednak,<br />
nawet w tej formie, pomyśleć coś podobnego? Jak mogą ważyć się na coś podobnego?<br />
W jaki sposób doszli do tego? Gdybyś wiedział, jak mnie to irytowało! Jak to? Oto biedny<br />
student, podupadły wskutek nędzy i hipochondrii, w przeddzień ataku strasznej choroby z<br />
gorączką, która (to bardzo ważne!) od dawna siedziała już w nim, drażliwy i ambitny,<br />
człowiek znający swoją wartość, który przesiedział sześć miesięcy samotnie, stoi w<br />
łachmanach i podartych butach z jakimiś policajami i musi wysłuchiwać ich uwag i<br />
docinków; do tego jeszcze przychodzi nieoczekiwany nakaz zapłacenia weksla radcy<br />
Czebarowowi, śmierdzi farba, upał trzydzieści stopni Reaumura1, powietrze zapierające<br />
dech, tłum ludzi, opowiadanie o zamordowaniu osoby, u której był onegdaj, i to wszystko<br />
przy pustym żołądku! Tak, chciałbym zobaczyć takiego, co by nie zemdlał! I na tym, na<br />
tym opierają się ich podejrzenia! Do diabła! Rozumiem, że to może kogoś zirytować, ja<br />
jednak na twoim miejscu, Rodia, śmiałbym się im<br />
1 Renę Antoine Reaumur (1683-1757) — francuski fizyk i przyrodnik; w 1730 r.<br />
skonstruował termometr alkoholowy.<br />
328<br />
wszystkim w oczy na całe gardło i nie tylko, naplułbym im w twarz i dał po gębie,<br />
naturalnie w sposób mądry, tak jak bić się powinno, i cała sprawa byłaby załatwiona od<br />
razu. Pluń na to! Weź się w garść! To wstyd!<br />
„Bardzo dobrze to przedstawia" — pomyślał Raskolnikow.<br />
— Plunąć na to? A jutro znowu przesłuchanie! — powiedział z goryczą. — Może mam się<br />
wdawać w wyjaśnienia? I tak już żałuję, że wczoraj tak poniżyłem się w restauracji wobec<br />
Zamietowa...<br />
— Do diabła! Pójdę do Porfirego! Wezmę go w obroty, w sposób familijny, już on mi<br />
wszystko wyśpiewa! A co do Zamietowa...<br />
„Nareszcie się domyślił!" — pomyślał Raskolnikow.<br />
— Poczekaj — wrzasnął nagle Razumichin, chwytając go za ramię. — Jesteś w błędzie.<br />
Przemyślałem to. Jakaż to mogła być pułapka? Mówisz, że pytanie o tych robotników było<br />
pułapką? Pomyśl tylko: gdybyś naprawdę to zrobił, to czy mógłbyś się wygadać, że<br />
widziałeś mieszkanie... i robotników? Wprost przeciwnie: powiedziałbyś, że nic nie<br />
widziałeś, nawet gdybyś ich widział! Przecież nikt nie będzie świadczyć przeciw sobie!<br />
— Gdybym to zrobił, to na pewno powiedziałbym, że widziałem robotników i mieszkanie<br />
— odparł Raskolnikow niechętnie, ze wstrętem.<br />
— Po cóż świadczyć przeciw sobie?<br />
— Dlatego, że jedynie ciemni chłopi albo niedoświadcze-ni nowicjusze podczas<br />
przesłuchania zaprzeczają z miejsca wszystkiemu! Człowiek mądry i doświadczony<br />
potwierdza wszystkie zewnętrzne i niezaprzeczalne fakty, ale tłumaczy je innymi<br />
przyczynami, znajdzie zawsze coś, co przedstawia te fakty w zupełnie innym świetle.<br />
Porfiry mógł na to właśnie liczyć, że będę w ten sposób odpowiadać, że powiem, iż coś<br />
niecoś widziałem, dodam tylko jakieś objaśnienia...<br />
— Ale przecież od razu by ci powiedział, że na dwa dni przed zabójstwem robotników nie<br />
było jeszcze w mieszkaniu,<br />
329<br />
to znaczy, dowiódłby ci, ze byłeś u łichwiarki w dniu zabójstwa przed ósmą.<br />
Przygwoździłby cię na takiej drobnostce!<br />
— Może na to właśnie liczył, że nie zdążę pomyśleć i będę się śpieszył, by odpowiedzieć<br />
jak najprawdopodobniej, zapominając o tym, że wówczas robotników jeszcze nie było.<br />
— Jak można o tym zapomnieć?