zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
zbrodnia i kara.pdf
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
376<br />
mzicsz, Koaiar — zapyiaia zaziwioną JJunia.<br />
— Tak, muszę już iść — odpowiedział niepewnie, jakby nie wiedział, co ma powiedzieć,<br />
ale na jego bladej twarzy malowała się stanowcza decyzja.<br />
— Chciałem powiedzieć... idąc tutaj... chciałem powiedzieć wam, tobie, mamo, i tobie,<br />
Duniu, że lepiej będzie, jeżeli rozstaniemy się na pewien czas. Źle się czuję, jestem<br />
niespokojny... Przyjdę później, sam przyjdę, kiedy... będzie można. Pamiętani o was i<br />
kocham... Zostawcie mnie! Zostawcie mnie samego. Już dawno tak postanowiłem... To<br />
mocne postanowienie. Cokolwiek się ze mną stanie, zginę czy nie, chcę być sam.<br />
Zapomnijcie o mnie zupełnie. Tak będzie lepiej... Nie dowiadujcie się o mnie. Jak będzie<br />
trzeba, przyjdę sam albo... wezwę was. Może jeszcze wszystko będzie dobrze!... Teraz,<br />
jeśli mnie kochacie, wyrzeknijcie się mnie... inaczej znienawidzę was, czuję to...<br />
Żegnajcie!<br />
— O, Boże! — krzyknęła Pulcheria Aleksandrowna. Matka i siostra były przerażone,<br />
Razumichin również.<br />
— Rodia, Rodia! Pogódź się z nami! Niech będzie jak dawniej! — lamentowała biedna<br />
matka.<br />
Raskolnikow powoli obrócił się i ruszył ku drzwiom. Dunia dopędziła go.<br />
— Rodia, co robisz z matką! — szepnęła z oczyma płonącymi oburzeniem.<br />
Spojrzał na nią ponuro.<br />
— To nic, przyjdę, będę przychodził! — mruknął półgłosem, jakby nie wiedząc, co chce<br />
powiedzieć, i wyszedł z pokoju.<br />
— Egoista, zły i bez serca! — krzyknęła Dunia.<br />
— Obłąkany, nie bez serca! On jest obłąkany, czy pani tego nie widzi? Sama pani jest bez<br />
serca!... — z przejęciem szeptał jej do ucha Razumichin, ścisnąwszy mocno za rękę.<br />
— Zaraz wrócę! — krzyknął, zwracając się do struchlałej Pulcherii Aleksandrowny, i<br />
wybiegł z pokoju.<br />
Raskolnikow czekał na niego na końcu korytarza.<br />
— Wiedziałem, że przyjdziesz — powiedział. — Wróć do nich i zostań z nimi. Bądź z nimi<br />
jutro... i zawsze. Ja... może przyjdę... jeśli się da. Żegnaj! — I nie podając mu ręki,<br />
odszedł.<br />
377<br />
— /\ieciOKąur L.O 10: — bąkał zupełnie zaskoczony Razumichin. Raskolnikow<br />
zatrzymał się znowu.<br />
— Raz na zawsze: nigdy nie pytaj mnie o nic. Nie mam ci nic do powiedzenia. Nie<br />
przychodź do mnie. Możliwe, że przyjdę tutaj. Zostaw mnie... Ale ich nie opuszczaj.<br />
Rozumiesz?<br />
Korytarz był ciemny. Stali pod lampą. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.<br />
Razumichin do końca życia zapamiętał tę chwilę. Palące, nieruchome spojrzenie<br />
Raskolnikowa, potężniejąc z każdą chwilą, przenikało w jego duszę i świadomość. Nagle<br />
Razumichin drgnął. Coś dziwnego przemknęło między nimi... Jakaś myśl zamajaczyła,<br />
jakby aluzja; było to coś strasznego, potwornego, co obaj nagle pojęli... Razumichin zbladł<br />
jak trup.<br />
— Rozumiesz teraz? — zapytał nagle Raskolnikow z boleśnie wykrzywioną twarzą. —<br />
Wróć, idź do nich — dodał, odwrócił się szybko i wyszedł.<br />
Nie będę opisywał tego, co działo się tego wieczora z Pul-cherią Aleksandrowną, kiedy<br />
Razumichin wrócił, jak uspokajał je, przysięgał, że Rodi trzeba dać odpocząć, przysięgał,<br />
że Rodia na pewno przyjdzie, będzie przychodził codziennie, że jest bardzo, bardzo<br />
rozstrojony i że nie należy go drażnić. On, Razumichin, będzie czuwał nad nim, sprowadzi<br />
mu dobrego doktora, najlepszego, zwoła konsylium... Jednym słowem, od tej chwili<br />
począwszy, Razumichin stał się dla nich synem i bratem.<br />
IV