05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Nie wiadomo dlaczego, Raskolnikowa zainteresowały śpiewy i cały ten gwar i krzyk<br />

rozlegający się tam, na dole... Słychać było, jak pośród wybuchów śmiechu i pisków<br />

kobiecych ktoś wywijał siarczyste hołubce, wybijając takt obcasami przy<br />

akompaniamencie gitary i jakiegoś okropnego falsetu wyjącego sprośną piosenkę.<br />

Raskolnikow słuchał uważnie, posępny i zadumany, i nachyliwszy się ku wejściu, z<br />

ciekawością zaglądał z chodnika do sieni.<br />

Policaju mój ty piękny, Nie bij mnie bez winy...<br />

— rozlegał się cienki głos śpiewającego. Raskolnikowa nagle ogarnęła przemożna chęć<br />

usłyszenia całej tej piosenki, jak gdyby było to dla niego w tej chwili sprawą najważniejszą.<br />

„A może wejść tam — pomyślał. — Ale rechoczą! Pijani są... A co, może i warto byłoby<br />

się upić?"<br />

— Nie chcesz do nas wstąpić, kochasiu? — zapytała jedna z kobiet dźwięcznym, nie<br />

zachrypniętym jeszcze głosem. Była młoda i nie odrażająca — jedyna z całej grupy.<br />

200<br />

— Patrzcie ją, jaka ślicznotka! — odpowiedział Raskol-nikow, prostując się i spoglądając<br />

na nią.<br />

Uśmiechnęła się, komplement wyraźnie przypadł jej do gustu.<br />

— A co to pan taki chudy? — zauważyła druga prawie basem. — Ze szpitala pan wyszedł<br />

czy co?<br />

— Niby córki generalskie, a nosy zadarte! — wtrącił się jakiś chłop w rozpiętym kaftanie, z<br />

chytrym uśmiechem na gębie, mocno urżnięty. — Ale zabawa!<br />

— Właź, jakeś przylazł!<br />

— A pewnie, słodziutka!<br />

I zszedł na dół, potykając się.<br />

Raskolnikow ruszył dalej.<br />

— Słuchaj no, pan! — zawołała za nim dziewka.<br />

— Co? Zmieszała się.<br />

— Mój skarbie, zawsze chętnie się z tobą zabawię, ale teraz jakoś mi sumienie nie<br />

pozwala. Daj mi, skarbie, sześć kopiejek na wypitkę.<br />

Raskolnikow wyjął z kieszeni kilka monet na chybił trafił: były to trzy pięciokopiejkówki.<br />

— Ach, jaki hojny pan!<br />

— Jak się nazywasz?<br />

— Niech pan pyta o Duklidę.<br />

— Nie, cóż to jest? — wtrąciła nagle jedna z kobiet, skinąwszy na Duklidę. — Nie<br />

rozumiem, jak można prosić w taki bezwstydny sposób! Mnie by za nic w świecie<br />

sumienie nie pozwoliło...<br />

Raskolnikow z zaciekawieniem spojrzał na mówiącą. Była to ospowata dziewczyna lat<br />

może trzydziestu, cała w sińcach, z opuchniętą górną wargą. Karciła koleżankę spokojnie<br />

i poważnie.<br />

„Gdzie też ja to czytałem — myślał Raskolnikow, idąc dalej — gdzie czytałem o tym, jak<br />

pewien skazaniec na godzinę przed śmiercią mówi czy też myśli, że gdyby mógł żyć<br />

gdzieś na<br />

201<br />

wierzchołku skały, na takim malutkim skrawku ziemi, ze tylko dwie stopy można by<br />

umieścić — a dookoła otchłań, ocean, wieczny mrok, wieczna samotność i wieczna burza<br />

— i miałby tak trwać na przestrzeni jednego łokcia1 przez całe życie, przez tysiąc lat, całą<br />

wieczność, to jednak wolałby tak żyć aniżeli natychmiast umrzeć. Byle tylko żyć, żyć, żyć!<br />

Jakiekolwiek by to życie było, byle tylko żyć!... Oto prawda! Boże mój, ile jest w tym<br />

prawdy!... Jak podłym stworzeniem jest człowiek!... A jeszcze bardziej podły jest ten, kto<br />

go za to podłym nazywa" — dodał po chwili.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!