05.11.2014 Views

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

zbrodnia i kara.pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

korzyść społeczeństwu praca, nie gorsza od innych, a na pewno lepsza od działalności<br />

jakiegoś tam Puszkina czy Rafaela, bo pożyteczniejsza.<br />

— I szlachetniejsza, szlachetniejsza, che, che, che!<br />

— Co to znaczy: szlachetniejsza? Nie przyjmuję podobnych wyrażeń przy określaniu<br />

działalności człowieka. „Szlachetniej", „godniej" — to wszystko głupstwa, bzdury, stare<br />

przesądy, których nie uznaję. Wszystko to, co jest pożyteczne dla ludzkości, jest<br />

szlachetne. Jeden tylko wyraz rozumiem: pożyteczne^. Niech pan sobie chichocze, ile się<br />

panu podoba, ale tak jest!<br />

Łużyn śmiał się głośno. Skończył liczyć i schował pieniądze, których część zostawił jednak<br />

w jakimś celu na stole. Owa<br />

440<br />

„sprawa kloak", mimo swej błahości, była już kilkakrotnie powodem kłótni i zrywania<br />

stosunków między Łużynem a jego młodym przyjacielem, Andrzej Siemionowicz bowiem<br />

irytował się rzeczywiście, Łużyn zaś nie posiadał się wtedy z radości. Tym razem miał<br />

szczególną ochotę zirytować Lebieziatnikowa.<br />

— To przez swoje wczorajsze niepowodzenie jest pan dziś taki zły i czepia się — wyrwało<br />

się w końcu Lebieziatnikowowi, który pomimo swej „niezależności" i wszystkich swoich<br />

„protestów" nie śmiał oponować Łużynowi i z przyzwyczajenia, wyniesionego z dawnych<br />

lat, odnosił się do niego wciąż jeszcze z pewnym respektem.<br />

— Niech mi pan powie — przerwał mu Łużyn wyniośle i z rozdrażnieniem — czy pan<br />

może... albo inaczej, czy rzeczywiście stosunki pańskie ze wzmiankowaną osobą są tak<br />

bliskie, że można by ją teraz poprosić na chwilę do naszego pokoju? Zdaje się, że<br />

wszyscy już wrócili z cmentarza... Słyszę, że zaczai się tam ruch... Chciałbym zobaczyć tę<br />

osobę.<br />

— A po co właściwie? — zapytał ze zdziwieniem Lebieziat-nikow.<br />

— A tak, mam interes. Dziś albo jutro wyprowadzę się stąd i dlatego chciałbym jej<br />

zakomunikować... Zresztą, może pan zostać tutaj podczas rozmowy. Bo mógłby pan<br />

sobie Bóg wie co pomyśleć.<br />

— Nic sobie nie pomyślę... Tak się tylko spytałem i jeżeli ma pan do niej interes, to nic<br />

łatwiejszego, niż ją tu sprowadzić. Zaraz pójdę. I może pan być pewny, że nie będę<br />

przeszkadzał.<br />

Rzeczywiście po pięciu minutach Lebieziatnikow wrócił z Sonią. Weszła bardzo zdziwiona<br />

i jak zwykle zażenowana. W podobnych wypadkach czuła się zawsze skrępowana, lękała<br />

się bardzo nowych ludzi i nowych znajomości, lękała się i dawniej, jeszcze w dzieciństwie,<br />

a teraz jeszcze bardziej... Łużyn powitał ją „łaskawie i grzecznie", z pewnym nawet<br />

odcieniem wesołej poufałości, która według niego, przystoi tak czcigod-niemu i solidnemu<br />

człowiekowi, jak on w stosunku do tak młodego i pod pewnym względem interesującego<br />

stworzenia,<br />

441<br />

jak ona. Żeby ją „ośmielić", posadził ją przy stole, na wprost siebie. Sonia usiadła,<br />

popatrzyła wokoło — na Lebieziat-nikowa, na pieniądze leżące na stole, potem znowu na<br />

Łużyna i już nie odrywała od niego oczu, jakby była przykuta do niego. Lebieziatnikow<br />

skierował się ku drzwiom. Łużyn wstał, gestem poprosił Sonię, by pozostała na miejscu, i<br />

zatrzymał Lebieziat-nikowa w drzwiach.<br />

— Czy jest tam Raskolnikow? Przyszedł? — zapytał go szeptem.<br />

— Raskolnikow? Jest. Bo co? Tak, jest. Tylko co przyszedł, widziałem... Bo co?<br />

— Wobec tego zwłaszcza proszę pana o pozostanie tutaj z nami i o niezostawianie mnie<br />

sam na sam z tą... panną. Chodzi o drobiazg, a zrobią z tego Bóg wie co. Nie chcę, aby<br />

Raskolnikow powtórzył tam... Pan rozumie, co mam na myśli?<br />

— A rozumiem, rozumiem! — nagle domyślił się Lebieziatnikow. — Tak, ma pan prawo...<br />

Wprawdzie sądzę, że posuwa się pan zbyt daleko w swych obawach, ale... ma pan

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!