10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Saty ostatni promień nadziei. Tatella-Sata uważał ją za najpiękniejszą i najlepszą z cór<br />

wszystkich szczepów Apaczów i twierdził, że gdyby nie moja odmowa nie zostałaby<br />

zastrzelona. Ja sam wprawdzie otwarcie przyznawałem, że istnieje tu pewien związek, ale od<br />

wszelkich zarzutów wobec samego siebie czułem się tak wolny, jakby moja urocza i oddana<br />

przyjaciółka żyła w najlepsze. Chciała pojechać na Wschód, by zdobyć wyższe wykształcenie<br />

i wraz ze swym ojcem Inczu-czuną padła w drodze ofiarą rabunkowego napadu. Jej bratu,<br />

<strong>Winneto</strong>u, nigdy nie przyszło do głowy skierować pod moim adresem choćby cień oskarżenia<br />

na tej podstawie, że podróż tę podjęła dla mnie; natomiast Tatella-Sata wykluczył moją osobę<br />

ze swojego życia i rachub całkowicie, i jak się wydawało nieodwołalnie. Jak daleko sięga<br />

pamięć ludzka, żył zawsze w absolutnej samotności wysoko w górach. Zbliżać się do niego<br />

mogli tylko wodzowie i to też możliwie jak najrzadziej, wyłącznie w sprawach wielkiej wagi.<br />

Tylko <strong>Winneto</strong>u, jego ulubieniec, mógł przychodzić tak często, jak mu się podobało.<br />

Czarownik był gotów spełnić każde z jego możliwych do spełnienia życzeń, poza jednym,<br />

które <strong>Winneto</strong>u powtarzał zawsze na próżno, a mianowicie, by mógł mnie choć raz<br />

przyprowadzić ze sobą.<br />

A teraz znienacka, po tylu latach, to naglące zaproszenie! W grę wchodzić musiały<br />

sprawy poważne i ważkie, wykraczające poza zwykłe i codzienne cele, coś nieporównywalnie<br />

większego i cenniejszego, od tego, czego byłem się w stanie domyślać teraz, otrzymawszy ten<br />

list. Jedno już jednak wiedziałem: pojadę i w oznaczonym czasie stanę na Nugget Tsil, aby<br />

wysłuchać, co ma mi do powiedzenia srebrny świerk. Jasne też było dla mnie, że Serduszko<br />

będzie mi towarzyszyć.<br />

Na wieść o tym nie tylko nie wybuchnęła radością, lecz przeciwnie — bardzo<br />

spoważniała. Zdawała sobie sprawę z niewygód i niebezpieczeństw, jakie wiążą się z tak<br />

długą konną jazdą po niezmierzonych obszarach zachodu. Było dla nas oczywiste, że<br />

wodzowie, z daleka i z bliska, spieszący na spotkanie, nie będą korzystali z kolei; wykluczał<br />

to już sam tajny charakter spotkania. Mówiąc o wysiłku i niebezpieczeństwach, Serduszko<br />

miała na myśli nie siebie, lecz wyłącznie mnie. Bez większego trudu udało mi się jednak ją<br />

przekonać, że już od dłuższego czasu mówić można wyłącznie o “Zachodzie“ — “dziki<br />

Zachód“ należy do przeszłości — i że taka jazda będzie dla mnie odpoczynkiem, a nie<br />

uciążliwością. Co do niej to cieszyła się na tyle dobrym zdrowiem i była na tyle odważna,<br />

zręczna, wytrwała i niewymagająca, że mogłem bez obaw zabrać ją ze sobą. Mówiła po<br />

angielsku, a dzięki wytężonym studiom i wspólnej pracy przyswoiła sobie także wiele<br />

indiańskich słów i zwrotów, które mogły się jej przydać. Miała za sobą świetną praktykę<br />

konnej jazdy podczas naszej ostatniej dłuższej podróży na Wschód. 3 Spisała się bardzo<br />

dobrze i nauczyła obchodzić nie tylko z końmi, ale i z wielbłądami. Jak zawsze, tak i w tej<br />

sytuacji Serduszko okazała się mądrą i przewidującą gospodynią. Kilka amerykańskich<br />

wydawnictw zwróciło się do mnie ostatnio w sprawie angielskiego tłumaczenia moich<br />

książek. Serduszko uważała, że powinienem wykorzystać okazję i spotkać się z tymi panami<br />

osobiście, bo gdyby przystali na moje warunki łatwiej byłoby ustalić szczegóły tu na miejscu<br />

niż drogą korespondencyjną. Aby móc pokazać Amerykanom wzory okładek zrobiła<br />

wielkoformatowe zdjęcia wydań oryginalnych — bardzo zresztą udane bo Serduszko świetnie<br />

znacznie lepiej ode mnie zna się na fotografii. Najlepiej wyszło zdjęcie ilustracji Saszy<br />

Schneidera przedstawiającej <strong>Winneto</strong>u zmierzającego ku niebu. W moim posiadaniu są<br />

jeszcze dwa wspaniałe, chwytające za serce portrety jego pędzla: Abou Kitala, człowieka<br />

przemocy i Marah Duri-meh, duszy ludzkości. Także te prace wykonane z myślą o naszych<br />

dwóch tomach, zostały sfotografowane, zresztą bez przenoszenia na karton, co sprawiło, że<br />

zdjęcia były cieniutkie, zajmowały minimalną ilość miejsca i dawały się zwijać, a więc można<br />

3 W latach 1899-1900 Karol May odbył swą wielką podróż na Wschód w której towarzyszyła mu przez jakiś<br />

czas jego późniejsza żona Klara wraz ze swym pierwszym mężem, Richardem Plöhn (zm. 1901).

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!