Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
oszałamiającej ilości "kwiatów-męczeczennic" moja żona wydała okrzyk zachwytu. Choć<br />
czekając na dole nie słyszała mojej rozmowy z Inczu-intą, natychmiast domyśliła się<br />
przeznaczenia tego pomieszczenia.<br />
— To miejsce modlitwy!<br />
Z tymi słowami wyszła na środek, gdzie stała ławka przykryta skórą. Usiadła na niej,<br />
dokładnie naprzeciw krzyża i mówiła dalej:<br />
— Tu — siada Tatella-Sata, aby rozmawiać z Bogiem, jedynym swym władcą. Ma przed<br />
sobą krzyż, cierpienie całej ziemi, który wyzwala każdego pojedynczego człowieka i<br />
wszystkie ludy. Tu modli się o zbawienie swojej rasy. Tu chciałabym razem z nim błagać<br />
Boga, by wysłuchał tej prośby!<br />
— Masz okazję! — powiedziałem. — My wrócimy teraz do podziemi i wkrótce znowu tu<br />
będziemy.<br />
— Na pewno? Kiedy?<br />
— Może już za pół godziny. Przyprowadzę tą drogą jeńców do Twierdzy. Nikt ich wtedy<br />
nie zobaczy. Nie chciałbym, by ktokolwiek z ich krewnych lub znajomych dowiedział się, że<br />
są tutaj. Co do ciebie, to nie ma potrzeby, byś dwa razy jeszcze robiła tę samą drogę.<br />
— W takim razie zostanę. Ale co mam robić, jeśli ktoś tu przyjdzie?<br />
— Ktokolwiek by to był, zostaniesz potraktowana jak przyjaciel. Poza tym nie musisz<br />
wcale dać się przyłapać. Wystarczy, że wyjdziesz tymi drzwiami na zewnątrz. Nikomu ni<br />
przyjdzie do głowy sprawdzać czy są zaryglowane.<br />
— Masz rację! W takim razie zaczekam.<br />
Usiadła z powrotem na ławce, a my zeszliśmy na dół zasuwając za sobą płytę. Dotarłszy<br />
do naszych towarzyszy przekonaliśmy się, że praca nad usuwaniem stalaktytów dobiega już<br />
końca. Kiedy usiadłem, by zaczekać, poczułem, ze coś na mnie z góry kapie. Okazało się<br />
jednak, że nie jest to woda, lecz pył i piasek kamienny. Od czasu do czasu zdarzały się<br />
okruchy wielkości grochu, fasoli lub orzecha. Spojrzałem do góry. Światło pochodni nie<br />
sięgało tak wysoko; mimo to dokładnie nad sobą ujrzałem wąską szczelinę, z której sypał się<br />
kamienny deszcz. W jaskini nie była to rzecz szczególna. Dlatego nie przyszło mi do głowy<br />
dociekać powodów powstania owej rysy.<br />
Kiedy droga została już oczyszczona, oznajmiłem, że musimy się rozdzielić: czarownicy,<br />
Inczu-inta i jeden <strong>Winneto</strong>u z pochodnią mieli pójść ze mną na piechotę wąskim korytarzem.<br />
Reszcie kazałem się udać pod przewodnictwem Pappermanna szeroką, poprzednio odkrytą<br />
przez nas drogą do Wodospadu— Całunu. Stamtąd mieli pojechać prosto do Twierdzy.<br />
Poczekaliśmy, aż odjadą. Potem, zawiązawszy czarownikom oczy i ostrzegłszy przed<br />
stawianiem jakiegokolwiek oporu, poprowadziliśmy ich pod rękę — ja Komańcza, a Inczuinta<br />
Kiowę. Przodem szedł <strong>Winneto</strong>u z pochodnią. Wspinaliśmy się znowu tą samą drogą. Z<br />
powodu jeńców posuwaliśmy się naprzód tak powoli, że do ostatnich stopni dotarliśmy nie<br />
jak zapowiadałem po pół godzinie, lecz po upływie ponad godziny. Zabrałem się do<br />
odsuwania płyty i prawie natychmiast usłyszałem jakieś głosy. Moja żona nie była sama. Jak<br />
najciszej odsunąłem płytę i wetknąłem ostrożnie głowę w otwór do poziomu oczu. Serduszko<br />
zniknęła. Najwidoczniej wymknęła się na zewnątrz. Na ławce siedział Tatella-Sata. Obok<br />
niego stało dwunastu wodzów Apaczów, z których żadnego nie znałem. Najstarszy miał<br />
najwyżej pięćdziesiąt lat. Sędziwy "strażnik wielkiej wiedzy medycznej" mówił do nich<br />
ożywionym głosem. Oto co usłyszałem:<br />
— Nasz dobry Manitou większy jest, milion razy większy, niż sądzili do tej pory<br />
czerwoni mężowie. Uważali, że jest on tylko ich bogiem, a nie Bogiem wszystkich żyjących.<br />
Jeśli nie myliliby się, jakże mały byłby to bóg! Bóg paru tysięcy nieszczęśników nękanych,<br />
gnębionych i deptanych przez blade twarze! Jakże wielki musiałby być, w porównaniu z nim,