Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
— Tak, całym sercem! Bardzo mi się podobała starsza Aszta, żona Wakona. To<br />
wspaniały charakter i człowiek wielkiego formatu. Żaden z członków komitetu nie dorasta jej<br />
nawet do pięt. Ona nie jedzie na Górę <strong>Winneto</strong>u po to, by przemawiać! Dobrze wie, czego<br />
chce! Ale o tym nie mówi; to mi się szczególnie podoba! Pozwalając się przepędzić, zdobyłeś<br />
sobie w niej pomocnicę, którą trudno przecenić.<br />
— Tak — roześmiałem się radośnie. — Będzie walczyła z komitetem jak amazonka! Z<br />
największym napięciem czekam na dalszy rozwój wydarzeń i to nie jako widz, lecz jako ich<br />
pełny uczestnik. Wiemy już, że Kiktahan jest nieprzejednanym wrogiem Wakona.<br />
Przypuszczam, że Wakon przybędzie na Górę <strong>Winneto</strong>u na czele młodych Siouxów,<br />
podobnie jak Kiktahan Szonka do Ciemnej Wody na czele starych. Dwa przeciwstawne<br />
kierunki w ramach jednego plemienia, ścierające się na obcym terenie! Co za<br />
krótkowzroczność! To z tego właśnie powodu ginie indiańska rasa! Trzeba wpłynąć na bieg<br />
wypadków! Czy tym razem zgadzasz się ze mną?<br />
— Całkowicie! Gdzie będziemy dzisiaj nocować?<br />
— Nad północnym rozwidleniem Red River. Jutro przyjedziemy nad słoną odnogę tej<br />
rzeki. Kiedyś była tam wioska Kiowów. Dawno już jej nie ma, ale na wszelki wypadek<br />
ominiemy to miejsce.<br />
Moje przewidywania spełniły się. Pod wieczór przyjechaliśmy nad północne rozwidlenie<br />
Czerwonej Rzeki i rozbiliśmy nad wodą obóz. Przy ognisku dowiedzieliśmy się od<br />
Pappermanna ciekawych rzeczy. Z wypowiedzi starszej Aszty wywnioskował on, że skarbnik<br />
komitetu, Paper, ubiegał się swego czasu o rękę jej córki, a ponieważ spotkał się z<br />
kategoryczną odmową, próbował teraz mścić się we właściwy sobie sposób.<br />
Podczas gdy Pappermann mówił, ja obserwowałem Młodego Orła. Zachowywał się tak,<br />
jakby nic do niego nie docierało. Z jego ust nie padło ani jedno słowo, nie drgnął ani jeden<br />
mięsień na jego twarzy. Ale właśnie ta niewzruszoność mówiła za siebie wyraźniej niż<br />
hałaśliwa złość. Zanim jeszcze położyliśmy się spać opisałem moim towarzyszom drogę, jaką<br />
przemierzyłem ścigając Santera — z wioski Kiowów do Rio Pecos, a stamtąd do Ciemnej<br />
Wody. Z miejsca, w którym obozowaliśmy można się było dostać do Ciemnej Wody krótszą i<br />
prostszą drogą. Wiodła ona prosto na zachód omijając słoną odnogę Red River. Nie<br />
pojechałem nią wówczas, ścigając Santera, dlatego, że on wybrał dłuższą trasę. Teraz jednak<br />
dałem mym towarzyszom wybór, a oni okazali się na tyle sprytni, że przyjęli krótszy i<br />
prostszy wariant. Ostatecznie więc znaleźliśmy się w pobliżu naszego celu nieco wcześniej.<br />
Ostatni etap wiódł przez bezwodne pustkowia. Oko na próżno szukało jakiejkolwiek<br />
zieleni. Nie było tu ani drzew, ani krzewów, ani nawet mizernej trawy, tylko kamienie i skały.<br />
Teren, dotychczas dość wyrównany, zaczynał się powoli wznosić. Było około południa. Nie<br />
zatrzymywaliśmy się jednak na odpoczynek, gdyż brakowało wody, na którą liczyć można<br />
było dopiero w wyższych partiach. Nagle, dość daleko przed sobą zobaczyliśmy jeźdźca,<br />
który dotychczas ukryty za niewielkim wzniesieniem, teraz wyjechał nam naprzeciw.<br />
Przedtem nas obserwował. Dlaczego nie pozostał w ukryciu? Dlaczego ujawnił się teraz? Z<br />
tej odległości nie mógł rozpoznać kim jesteśmy. Doświadczony wojownik poczekałby<br />
jeszcze. Czyżby powodem było to, że minęły już dawne czasy z ich niebezpieczeństwami i że<br />
obecnie ludzie nie zachowywali już tak daleko posuniętej ostrożności?<br />
To był Indianin. Prowadził swego konia wolno w naszym kierunku. Potem zatrzymał się<br />
czekając, aż my się do niego zbliżymy. Nie był to jeden z tych wysokich, szerokich i<br />
żylastych Indian, ale człowiek raczej drobnej postury. Ubranie uszyte miał z kolorowego<br />
materiału. Spod uplecionego z włókien agawy kapelusza spływały mu na plecy długie, czarne<br />
włosy. Miał nóż za pasem, a na ramieniu lekką strzelbę. Jego koń był dobrego gatunku, a on<br />
sam trzymał się na nim w postawie pełnej godności niczym indiański arystokrata. Jego<br />
zupełnie pozbawioną zarostu twarz gdzieś już widziałem — ale kiedy i gdzie nie potrafiłem