10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

strażnicy leśna pochyłość ustępuje miejsca szerokiemu płaskowyżowi. Na nim, niczym<br />

niedostępna twierdza, stoi długi szereg budynków pochodzących z pewnością z czasów<br />

przedazteckich i przedtolteckich, których zabytki są tak niezwykłe rzadkie. Tam właśnie<br />

mieszka Tatella-Sata, "strażnik wielkiej wiedzy medycznej". Dojść do niego można skręcając<br />

z frontowej części doliny w jedną z jej bocznych odnóg. Nikomu jednak nie wolno tego<br />

uczynić bez wyraźnego zezwolenia.<br />

Główna wieża gigantycznej katedry to właściwa Góra <strong>Winneto</strong>u, mniejsza wieża to Góra<br />

Amuletów. Wokół niej miałby trzykrotnie przelecieć Młody Orzeł niosąc czerwonym mężom<br />

ich zaginione amulety.<br />

Równina rozpościerająca się u podnóża Góry <strong>Winneto</strong>u była tak wielka, że przebycie jej<br />

wszerz wymagało niemal godzinnej jazdy. Pokrywały ją chaty i namioty tworzące całe<br />

miasto. Ponieważ jedna jej połowa leżała nieco wyżej, miasto składało się z części górnej i<br />

dolnej. Taki był podział wynikający z topografii terenu. Czy pomiędzy oboma częściami<br />

istniały jeszcze jakieś inne różnice — tego na podstawie naszej krótkiej na razie i pobieżnej<br />

obserwacji nie mogliśmy jeszcze orzec. Dolne miasto było gęściej zabudowane od górnego.<br />

To ostatnie składało się wyłącznie z namiotów, podczas gdy w dolnym stało też wiele chat i<br />

dłuższych drewnianych baraków o niewiadomym przeznaczeniu. Niektóre z nich wyglądały<br />

na składy, inne bardziej na gospody czy sypialnie. Część z nich pełniła prawdopodobnie rolę<br />

miejsc zgromadzeń. Przed namiotami zatknięte były włócznie ich właścicieli. Z boku pasły<br />

się konie. Paliło się wiele ognisk, na których gotowano i pieczono, albowiem był to czas<br />

południowego posiłku. Miasto tętniło życiem i tylko nigdzie nie udało mi się dostrzec białego<br />

człowieka. Ogromna większość mieszkańców nosiła indiańską odzież. Jeden duży, pusty plac<br />

przeznaczony był do igrzysk i zawodów jeździeckich, drugi na obrady i inne publiczne<br />

zgromadzenia. Na tym ostatnim zobaczyłem około dwudziestu miejsc do siedzenia,<br />

wznoszących się ponad ubitą ziemię — prawdopodobnie dla członków komitetu i innych<br />

wybitnych osobistości. Na tym to placu stała spora liczba ludzi, których najwyraźniej właśnie<br />

my interesowaliśmy, gdyż zaczęli nas sobie pokazywać i głośno ze sobą rozprawiać.<br />

Stanęliśmy u wjazdu na wiekowy, kamienny most, spinający wysokim łukiem oba brzegi<br />

rzeki. Tego typu mosty doskonale nadają się do obrony. Wynikałoby z tego, że to miejsce już<br />

w pradawnych czasach uznane było za ważny punkt strategiczny i geograficzny. Po drugiej<br />

stronie stała, wyraźnie nas oczekując, spora grupa Indian. Nam się nie śpieszyło. Cieszyliśmy<br />

oczy niezrównaną panoramą i niezwykle interesującym obrazem tutejszego życia, którego<br />

codzienne szczegóły otrzymały od natury tak majestatyczną oprawę. Czyżby ludzie<br />

zamierzchłych epok byli więksi od dzisiejszych? Ta sceneria właściwsza byłaby dla gigantów<br />

na koniach wielkości słoni i książąt na sięgających obłoków tronach! Słońce wisiało niemal<br />

pionowo nad nami, rzucając nam do stóp krótkie cienie. Zaglądało w każdy kąt, fałdę i rysę,<br />

wydobywając wszystko, co ukryte. Na niebie nie było ani jednej chmurki, żaden powiew nie<br />

poruszał powietrzem. Ziemia wspinała się tu tak wysoko, z sugestią mocy i wewnętrznego<br />

zdrowia! Tak bardzo czuć było siłę i wolę tworzenia! W tym miejscu mogła się w<br />

rzeczywistości narodzić nowa, lepsza idea ludzkości!<br />

Przejechaliśmy przez łukowaty most na drugą stronę i natychmiast zostaliśmy otoczeni<br />

przez Indian. Rzeczywiście czekali na nas. Mieli rozkaz pochwycenia nas. Każdy z nich nosił<br />

na ramieniu kolorową opaskę. Jak się dowiedzieliśmy, była to oznaka służby porządkowej<br />

komitetu. Rozstawiwszy swych ludzi naokoło, dowódca zwrócił się do nas po angielsku:<br />

— Czy jesteście tymi bladymi twarzami, które wrzuciły do wody pana Antoniusa Papera?<br />

— Tak, to my! — odpowiedział pogodnie Pappermann.<br />

— Zostaniecie ukarani!<br />

— Przez kogo?<br />

— Przez komitet!

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!