Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
najpierw powoli, potem coraz szybciej. Wkrótce zaczął biec, skręcając to w lewo, to w prawo,<br />
jakby według własnego widzimisię. Zawrócił, zrobił łuk, zawrócił znowu biegnąc stępa,<br />
miejscami próbując nawet kłusa. Skakałem po całym grzbiecie, chwiałem się na wszystkie<br />
strony. Chwilami wypuszczałem wodze z dłoni, kilka razy nogi wysunęły mi się ze strzemion.<br />
Wyglądało to bardzo niewinnie i zabawnie, tymczasem jednak muł poddawany był ostremu<br />
egzaminowi. Nie zrobił ani jednego kroku bez mojej woli i bardzo szybko zorientowałem się,<br />
na jakim zwierzęciu dane mi jest jeździć. Muł wyszedł ze świetnej meksykańskiej szkoły.<br />
Także wówczas, kiedy bardzo delikatnie przygotowywałem go do skoku, reagował tak<br />
precyzyjnie i z taką szybkością, że brakowało mi niemal czasu na odwołanie próbnych<br />
sygnałów. Coraz bardziej zbliżaliśmy się więc do muru, aż w pewnej chwili dzieliło nas już<br />
od niego tylko cztery lub pięć kroków. Po drugiej stronie rozległ się szyderczy śmiech. Moi<br />
przeciwnicy byli przeświadczeni, że muł spaceruje sobie niosąc mnie na grzbiecie.<br />
— Do nas, do nas, prosimy, panie Burton! — krzyknął do mnie Howe.<br />
— Mówi pan zupełnie poważnie? — spytałem.<br />
— Oczywiście!<br />
— A więc nie weźmie mi pan tego za złe?<br />
— Skądże! Naprzód!<br />
— Salto! Alto! Elevado!<br />
Na dźwięk tych używanych przy skokach komend uniesiony zostałem nagle do góry. Muł<br />
przeskoczył nad murem i stanął po drugiej stronie tak nieruchomo i spokojnie, jakby nigdy się<br />
stamtąd nie ruszał. Spojrzałem na Indianina. Jego oczy płonęły.<br />
— A niech to... — zaklął Howe.<br />
Z ust jego towarzyszy wyrwało się kilka podobnych okrzyków.<br />
— No i co? — spytałem. — Z której jestem teraz strony?<br />
— Niech diabli pana porwą! — krzyknął do mnie rozwścieczony. — Zdaje się, że pan<br />
jednak umiesz jeździć!<br />
— Zdaje się? Jednak? Czy mówiłem, że nie umiem? Ześlizgnąłem się na ziemię,<br />
wyprowadziłem muła za mur na dziedziniec i tam go przywiązałem.<br />
— Dlaczego pan go wyprowadza? — zapytano.<br />
Nic na to nie opowiedziałem i kiwnąwszy wesoło głową do Serduszka poszedłem po<br />
drugiego muła. Ten skoczył nie gorzej od swego poprzednika.<br />
— Teraz już wiadomo! — krzyknął Howe. — Ten człowiek jeździ konno! Kłamał!<br />
Puściłem obelgę mimo uszu i również tego muła wyprowadziłem na dziedziniec. Potem<br />
poprosiłem Serduszko:<br />
— Kiedy będę zajmował się trzecim mułem, przynieś, proszę, z góry moją walizkę i<br />
połóż ją tu na stole!<br />
Kiedy zbliżyłem się do peonów, jeden z nich powiedział:<br />
— Zdaje się, że chce pan nam zrobić kawał?<br />
— Jeśli nawet, to odpłacam tylko pięknym za nadobne!<br />
— Niech pan uważa, bo może się zrobić z tego coś poważnego!<br />
— Ja każdy kawał traktuję poważnie. Czy wy, panowie, robicie inaczej?<br />
Podszedł do mnie bliżej i zagroził:<br />
— Ostrzegam pana!<br />
— Pshaw! — wzruszyłem wzgardliwie ramionami.<br />
— Tak, ostrzegam pana i to przed czymś zupełnie innym, niż się panu wydaje. Konie to<br />
nie głupie muły. Albo połamie pan kości, albo skręci pan kark!