Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Tak, to on — odpowiedziałem. — Zestarzał się i posiwiał. Ale wygląda jeszcze<br />
całkiem krzepko. Poczekaj, zobaczysz, jak go rozruszam. Tylko się nie pokazuj!<br />
Podszedłem jeszcze bliżej okna, skrywając się jednak cały czas za ścianą, włożyłem palec<br />
wskazujący do ust i wydałem przeraźliwy okrzyk wojenny Siouxów. Skutek był<br />
natychmiastowy. Gospodarze zerwali się z krzeseł, a “niebieski Maksz“ wykrzyknął:<br />
— Siouxowie! Siouxowie!<br />
Rozejrzeli się na wszystkie strony, a nie widząc nikogo, popatrzyli na siebie:<br />
— Siouxowie? — zapytał nowy właściciel. — A skąd by się tu wzięli w środku miasta? I<br />
tyle dni drogi od okolic, gdzie ich jeszcze paru zostało.<br />
— Jeden musi tu być! — stwierdził Pappermann.<br />
— Bzdura!<br />
— Ja nie opowiadam bzdur! Wiem nawet, z jakiego pochodzi szczepu! To jest Sioux<br />
Ogellah!<br />
— Nie rozśmieszaj mnie! Jeśli tem...<br />
Zamilkł w pół słowa, gdyż po raz drugi wydałem z siebie wojenny skowyt.<br />
— Słyszałeś!? Jeśli to nie jest prawdziwy Ogellah, to niech ściągną ze mnie paskami<br />
skórę przy palu męczarni!<br />
— Powiedz mi więc, gdzie on jest!<br />
— Skąd mogę wiedzieć? Wydaje mi się, że gdzieś wysoko, wysoko nad nami!<br />
— Tak, rzeczywiście mało prawdopodobne, by był gdzieś głęboko, głęboko pod nami! To<br />
jakiś kawał, nic więcej!<br />
— Żaden kawał! Wprawdzie nie jest to prawdziwy okrzyk wojenny, ale na pewno jakiś<br />
znak!<br />
Powtórzyłem okrzyk raz jeszcze.<br />
— Słyszysz!? — zawołał Pappermann. — To nie jest żaden głupi kawał. Ten człowiek to<br />
albo prawdziwy Sioux, albo obieżyświat mojego pokroju, który potrafi naśladować okrzyk<br />
wojenny czerwonych tak dobrze, że oni sami daliby się nabrać. To musi być któryś ze starych<br />
towarzyszy. Zobaczył mnie tutaj i chce mi powiedzieć, że...<br />
Przerwał, bo z drzwi kuchennych rozległ się kobiecy głos:<br />
— Chodźcie szybko! Nie wiem, co mam ugotować!<br />
— Ugotować! Ktoś chce coś zjeść, a nie tylko pić?<br />
— Nie! Mieszkać i jeść!<br />
— A więc mamy gościa?<br />
— Nawet dwóch!<br />
— Bogu niech będą dzięki. Znów się w końcu ktoś trafił! Gdzie oni są?<br />
— Pod trójką i czwórką! Mąż i żona! Pappermann błyskawicznie się zorientował:<br />
— Trzy i cztery? Po tej stronie domu! Okna otwarte! Teraz wiem, kto to był!<br />
— Jeszcze większa bzdura! — sprzeciwił się nowy właściciel. — Od kiedy to mężowie i<br />
żony skowyczą?!<br />
— Od dawna i to często! Oczywiście tu wyła nie żona, lecz mąż! To musi być mój stary<br />
towarzysz! Jeśli nie, wytarzajcie mnie w smole i w pierzu, a potem zlinczujcie a...<br />
— Chodźcie wreszcie! — przerwała mu kobieta. — Goście chcą jeść, a ja nie mam ani<br />
mięsa, ani pieniędzy!<br />
Zniknęli wewnątrz budynku. Serduszko zaś powiedziała ze śmiechem:<br />
— Trafiliśmy do pierwszorzędnego hotelu! Twój stary Pappermann nie jest ani głupim,<br />
ani złym człowiekiem! Już mi się spodobał i...