Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
odziedziczyć tylko po wielkonosej Indiance, która wyszła za mąż za wielkonosego<br />
Ormianina. Był to nos tak wąski, jakby pozostała z niego tylko przegroda. Przy tym nosie<br />
wścibskie, bezrzęsne oczy mężczyzny wydawały się nieproporcjonalnie małe. Twarz była<br />
wąska. Głowa robiła w sumie wrażenie ptasiej, ale nie była to głowa śmiałego orła, lecz<br />
raczej pieprzojada o monstrualnym dziobie.<br />
Tenże więc mężczyzna podszedł do nas rozkołysanym krokiem i bez słowa<br />
jakiegokolwiek pozdrowienia zaczął się nam po kolei przyglądać — chciałoby się rzec, jak<br />
przedmiotom lub ludziom nie przedstawiającym żadnej wartości, którzy pozwolić powinni na<br />
wszystko bez protestu. Potem zapytał:<br />
— Kim jesteście?<br />
Jego głos zabrzmiał ostro i przenikliwie. Ludzie o takim głosie zwykle są pozbawieni<br />
uczuć i skrupułów. Rzecz jasna nie otrzymał żadnej odpowiedzi i dlatego zapytał ponownie:<br />
— Kim jesteście? Muszę to wiedzieć!<br />
Zarówno ja, jak i Serduszko dalecy byliśmy od tego, by z nim rozmawiać; tym bardziej<br />
Młody Orzeł. Entersowie mieli powody, by trzymać się na uboczu, tak że w końcu głos zabrał<br />
Pappermann:<br />
— Musi pan to wiedzieć! Musi! Doprawdy? A cóż pana przymusza?<br />
— Co mnie przymusza? — zapytał zdumiony przybysz.<br />
— Nie ma tu mowy o żadnym przymusie. Ja chcę to wiedzieć!<br />
— Ach, chce pan! To coś zupełnie innego! A więc niech pan dalej chce! Ciekaw jestem,<br />
czy to panu w czymś pomoże.<br />
— Pomoże tyle ile zechcę! Jeżeli ma pan nadal zamiar się wygłupiać, to mamy sposoby,<br />
żeby na panu wymóc trochę powagi!<br />
My wszyscy siedzieliśmy. Tylko Pappermann podniósł się na widok gościa. Podszedł do<br />
niego, stanął w rozkroku i zapytał:<br />
— Mówi pan: wymóc? Na nas wymóc? Pan na nas chciałby coś wymóc? Muszę się<br />
przypatrzyć człowiekowi, który coś takiego twierdzi!<br />
Chwycił go za ramiona, obrócił nieco w lewo, potem w prawo, wreszcie na około. Na<br />
koniec potrząsnął nim tak silnie, że niemal usłyszeliśmy grzechot jego kości, i powiedział:<br />
— Hm! Zastanawiające! Nie jestem przecież taki głupi! Ale z panem nie mogę się<br />
połapać! Pan nie jest czystej krwi Indianinem? Raczej pół-Indianinem, prawda?<br />
Zapytany miał właśnie zacząć krzyczeć, ale stary westman uprzedził wybuch potrząsając<br />
nim ponownie. Powiedział przy tym ostrzegawczym tonem:<br />
— Spokój! Żadnych grubiaństw i obelg! Nie pozwolę na to! Komuś, kto przychodzi do<br />
obcych ludzi i nie mówiąc nawet "dzień dobry", próbuje ich zmusić do mówienia o sobie<br />
brakuje po pierwsze ogłady, a po drugie rozumu. To jest nasze obozowisko. Zgodnie z<br />
prawem prerii należy do nas aż do chwili, kiedy zdecydujemy się je opuścić. Byliśmy tu<br />
przed wami. Jesteśmy więc u siebie w domu. A kto do niego wchodzi, ten powinien się z<br />
nami najuprzejmiej przywitać i powiedzieć, kto zacz i czego chce. Jasne? A teraz proszę mi<br />
powiedzieć, jak się pan nazywa! Ale już! Nie żartuję! Szybko potrafię nauczyć śpiewać<br />
takiego ptaszka jak pan!<br />
Ciągle jeszcze trzymał go za ramiona i to tak mocno, że przybysz wykrzywił twarz z bólu<br />
i wystękał żałośnie:<br />
— Niech mnie pan chociaż puści! Nazywam się Okih-czin-cza, a wśród bladych twarzy<br />
noszę imię Antonius Paper.<br />
— Antonius Paper vel Okih-czin-cza! Doskonale! Ale nie jest pan pełnej krwi<br />
Indianinem?