10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

owiem czasach słowo “medycyna“ nie było określeniem tak szacownym, jak dzisiaj i<br />

wyraźnie nawiązywało do czarów, szarlatanerii i oszustwa. Nazywając więc w swojej<br />

prostolinijności “medykami“ adeptów raczkujących przecież jeszcze w ich kulturze nauk<br />

przyrodniczych i teologii, Indianie nie podejrzewali, że w ten sposób na zawsze pozbawiają<br />

tych ludzi dobrego imienia.<br />

Jakich zaś wyżyn sięgali owi adepci, zanim zetknęli się z “cywilizacją“ białych,<br />

stopniowo odkrywamy dopiero dzisiaj, kiedy wchodzimy coraz głębiej w historię rodowitych<br />

mieszkańców Ameryki. Wielokrotnie na przestrzeni swych dziejów znajdowali się oni na tym<br />

samym etapie rozwoju, co biali. Wszystko zaś, co u tych ludów w tworzonych przez nie<br />

państwach było dobre, wielkie i szlachetne wypływało z duchowych źródeł bijących we<br />

wnętrzu tych nadzwyczajnych jednostek, które późniejsze pokolenia nazwały “medykami“ i<br />

“czarownikami“. Ta kategoria ludzi obejmowała teologów, polityków, strategów,<br />

astronomów, budowniczych świątyń, malarzy, rzeźbiarzy, znawców pisma węzełkowego,<br />

naukowców, lekarzy, słowem wszystkie osoby i strony, których potencjał intelektualny i<br />

etyczny nadaje charakter ich czasom. Wśród koryfeuszy były postacie dorównujące<br />

świetnością swym odpowiednikom w historii ludów Azji i Europy. Ich blask nie zgasł<br />

bezpowrotnie, lecz tylko do czasu, kiedy posiądziecie wiedzę i zrozumiecie na tyle, by<br />

rozświetlić mroki historii. I jeśli współcześni “medycy“ i “czarownicy“ nie dorównują już<br />

“medykom“ przeszłych wieków, to z pewnością nie są temu winni sami tylko Indianie.<br />

Duchowa elita Indian, Tolteków i Azteków, a więc “medycy“ działający na terytorium Peru i<br />

Meksyku, z pewnością nie stali pod względem kulturowym niżej od awanturników ze świty<br />

Corteza i Pizarra. Jeśli dziś, na skutek inwazji białych, z ówczesnej świetności pozostało tak<br />

niewiele, że Indianie nazywani są po prostu “dzikimi“, nie powinno nas dziwić, że w<br />

społecznościach indiańskich, wraz z ogółem podupadły również jednostki wybitne.<br />

Przewyższają jednak jeszcze daleko to, co się o nich powszechnie sądzi. Nie znam<br />

żadnego białego, który mógłby się poszczycić tym, że został przez indiańskiego czarownika<br />

wprowadzony w tę tajemną wiedzę, czy który choćby na tyle rozumiał symbolikę związanych<br />

z nią obrzędów, by mieć prawo o nich mówić lub pisać. Prawdziwy “medyk“, szanujący swój<br />

urząd i godność, nie zniża się nigdy do dawania przedstawień. Tak zwani “medycy“ z tu i tam<br />

włóczących się mieszanych band indiańskich, daleko odbiegają od swych autentycznych<br />

pierwowzorów; przyłączyć się do ich wygibasów, skoków i grymasów byłoby dla tych<br />

ostatnich nie do pomyślenia, jak u nas dla poważnego teologa, czy naukowca nie do<br />

pomyślenia byłoby popisywać się na jarmarku fikaniem koziołków.<br />

Mam nadzieję, że moi czytelnicy nie uważają tych wywodów za nudne czy zbyteczne. O<br />

tych sprawach trzeba powiedzieć, gdyż czas już najwyższy uwolnić psychologię ludów<br />

indiańskich od dotychczasowych błędów i nieporozumień. Jeśli zaś w osobie Tatella-Saty<br />

miałbym poznać jednego z wielkich “medyków“ poprzedniej epoki, ciemniejących niczym<br />

potężne pule na tle zachodzącego słońca indiańskiej cywilizacji, to jako sumienny i wierny<br />

prawdzie dokumentalista, zobowiązany byłem poczynić wnikliwe obserwacje, które<br />

przygotowałyby pracę nad obrazem tej minionej świetności.<br />

Ów tajemniczy człowiek, o którym z takim szacunkiem piszę, nie był bynajmniej nigdy<br />

moim przyjacielem! Nie był jednak również nigdy moim wrogiem. Nie był niczyim wrogiem.<br />

W swych myślach podobnie jak w swym postępowaniu kierował się zasadami absolutnej<br />

sprawiedliwości i absolutnego humanitaryzmu. Jego osobisty stosunek do mnie był jednak<br />

czymś gorszym i jeszcze bardziej przygnębiającym od otwartej wrogości. Ja po prostu dla<br />

niego nie istniałem. Dlaczego? Uważał mnie za faktycznego zabójcę ojca i siostry <strong>Winneto</strong>u.<br />

Owa młoda indiańska niewiasta, zgodnie ze swoim życzeniem i życzeniem całego szczepu<br />

miała być mi dana za żonę, ja jednak ją odrzuciłem. Nazywała się niebezpodstawnie Nszo-czi<br />

— Piękny<br />

Dzień — i z jej śmiercią odszedł z życia Apaczów, a zwłaszcza z życia starego Tatella-

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!