Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Może grizzli?<br />
— Nie. Nie jest tak źle. To zwykły, zupełnie niegroźny czarny niedźwiedź, kulejący na<br />
lewą, tylną łapę. Zdaje się, że był kiedyś raniony i od tamtej pory musiał zrezygnować z<br />
wszelkiej agresywności. Przypuszczam, że jest przekonanym wegetarianinem i nie robi<br />
absolutnie nic w tym kierunku, byś go uznała za ludożercę. Jest tu gdzieś na wyspie.<br />
— Tu na górze? — podniosła wzrok i natychmiast zawołała:<br />
— Masz rację! Widzę go! Patrzy w dół! O tam, o tam! Pokazywała ręką w górę. Młody<br />
Orzeł złożył się już do strzału.<br />
— Nie strzelaj, nie strzelaj — poprosiła. — Ma taką miłą, misiowatą minę!<br />
Powiedziała to jednak za późno. Huknął strzał. Młody Orzeł mierzył w oko. Kula<br />
przeszyła mózg zwierzęcia. Niedźwiedź leżał blisko krawędzi, a na nasz widok chciał się<br />
podnieść. Teraz opadł znowu na ziemię, przekoziołkował do przodu i zsunął się martwy ze<br />
wzgórza do naszych stóp.<br />
— Jaka szkoda, jaka szkoda! — zawołała Serduszko. — Mógł jeszcze żyć!<br />
— I męczyć się dalej? — spytałem oglądając zwierzę. — Zobacz. Nie był raniony. Miał<br />
złamaną tylną łapę. A ponieważ nie chciano go przyjąć do żadnej kliniki musiał ją ciągać za<br />
sobą aż do momentu, kiedy trafiła go nasza litościwa kula.<br />
— Złamanej łapy nie będę jadła! — zaprotestowała energicznie Serduszko.<br />
— Ani ja! — przytaknąłem. — Najpierw należy ją nastawić i włożyć w gips. Dopiero<br />
potem piec ze słoniną!<br />
— Jesteś okropny! — skarciła mnie na pół żartobliwie. — Co będzie teraz z<br />
niedźwiedziem? Ja go nie zaniosę do obozu!<br />
— A więc powierzymy to zadanie naszemu Makszowi. Ten niedźwiedź liczy sobie już ze<br />
cztery lata i waży parę cetnarów, ale od czego mamy muły? Musimy stąd zabrać wszystko. Ze<br />
względu na Indian. Teraz zedrzemy z niego skórę.<br />
Poszło nam bardzo szybko. Miody Orzeł pomagał nam i okazał się w tej pracy wprawny i<br />
czysty. Zawinąwszy zwierzę z powrotem w jego własną skórę podjęliśmy na nowo nasze<br />
badania. Także na szczyt tej góry prowadziły stopnie, którymi jednak nie dało się prawie iść z<br />
powodu pokrywających je kłączy. Po obu stronach każdego ze stopni stała duża tablica<br />
kamienna pokryta dość dobrze zachowanymi wizerunkami wyspy. Tablice te z pewnością<br />
musiały pojawić się w czasie, kiedy z kotła zniknęła już woda. Na pierwszej z tablic widoczna<br />
była postać mężczyzny zamierzającego wejść na szczyt wzniesienia. Druga przedstawiała<br />
przerażającego potwora pożerającego śmiałka, zanim ten zdołał dotrzeć do celu. A więc<br />
ostrzeżenie przed wejściem na górę! Z jakiego powodu? Musiało chodzić o utrzymanie<br />
czegoś w tajemnicy. Wspięliśmy się na szczyt.<br />
Tu ukazał się naszym oczom całkowicie zakryty krzewami mały, niski budyneczek,<br />
przypominający kształtem budkę strażniczą, ale o ścianach i dachu z kamiennych płyt. Tuż<br />
obok znajdowało się legowisko niedźwiedzia. Wewnątrz byłoby mu jeszcze wygodniej, ale<br />
nie mógł się dostać do środka, gdyż drzwi były zamknięte. Poruszały się one na kamiennych<br />
zawiasach, w które wyposażone były płyty ścian. Otworzyliśmy drzwi. Domek był pusty.<br />
Wewnątrz mogły usiąść najwyżej cztery osoby. Dla kogo było przeznaczone to schronienie?<br />
Czy dla słuchających? Na drugiej wyspie nie było ani domku, ani kryjących wszystko zarośli.<br />
Można ją było stąd doskonale obserwować, samemu pozostając całkowicie niewidocznym.<br />
I tutaj nie poczyniliśmy żadnych innych odkryć, a to z tego prostego powodu, że niczego<br />
więcej tu nie było. Jeśli szedłem tropem jakiejś tajemnicy, to na pewno nie polegała ona na<br />
niezwykłych komplikacjach i wyrafinowaniu, lecz na zastosowaniu prostego prawa przyrody.<br />
Choć moje napięcie sięgało zenitu, ciągle milczałem o moich domysłach. Zdecydowany<br />
byłem już jednak dokonać ostatecznej próby. Poprosiłem żonę, by wróciła z Młodym Orłem