Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
poszukuje. Cieszę się słysząc, że już dzisiaj mogłem poznać jego squaw i córkę. Najbardziej<br />
jednak uszczęśliwia mnie fakt, że jesteśmy sprzymierzeńcami. Pamięć o <strong>Winneto</strong>u to<br />
wewnętrzna sprawa serca i duszy, a nie chełpliwego zewnętrznego wizerunku na jakimś<br />
nagim, smaganym wichrem szczycie. Proszę nikomu nie mówić o naszym spotkaniu. Wkrótce<br />
się zobaczymy! We właściwym miejscu i czasie!<br />
Odjechaliśmy kłaniając się uprzejmie kobietom, mężczyzn zaś nie zaszczycając ani<br />
jednym spojrzeniem. Zjeżdżaliśmy wolno w dół tymi samymi starymi ścieżkami, którymi<br />
niedawno wspinaliśmy się pod górę. U podnóża natknęliśmy się na konie tych, którzy<br />
przepędzili nas ze szczytu. Minęliśmy je obojętnie. Kiedy teren się wyrównał i wyjechaliśmy<br />
z lasu można było rozwinąć większą szybkość. Skoro już opuściliśmy Nugget Tsil należało<br />
jak najszybciej dotrzeć do naszego następnego celu, Deklil-to, tym bardziej, że większa część<br />
dzielącej nas od niego drogi przebiegała przez nieprzyjazne tereny. Krwawe czasy należały<br />
już dzięki Bogu do przeszłości, ale nienawiść, która święciła wówczas swe triumfy, była<br />
jeszcze ciągle żywa.<br />
Świadczyły o tym dobitnie listy, które otrzymałem od To-kei-czuna, wodza Komanczów<br />
Rakurro i Tanguy, najstarszego wodza Kiowów. Nasz szlak wiódł przez ziemie obu tych<br />
plemion. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że może nie lekkomyślnością, ale na pewno<br />
dużą śmiałością z mojej strony jest przemierzać tę krainę w towarzystwie żony, która mimo<br />
wszystko nie potrafiłaby pewnie sprostać możliwym niebezpieczeństwom. Nie miałem<br />
najczystszego sumienia, ale strzegłem się, by nie dać jej poznać swego niepokoju.<br />
Ona nie wiedząc nic o trapiących mnie myślach, zachowywała się z całkowitą swobodą.<br />
Prawdę rzekłszy — była wręcz radosna. Kiedy na równiejszym terenie galopowaliśmy obok<br />
siebie zauważyłem, że od czasu do czasu ukradkiem na mnie spogląda. Wiedziałem, co<br />
znaczą te spojrzenia. Nie potrafiła znieść najmniejszego uchybienia w naszym wzajemnym<br />
kontakcie, nawet wówczas, gdy dotyczyło ono samych tylko myśli. Musiała mi zawsze o nim<br />
powiedzieć. Musiała się do niego przyznać. Taka sprawa nigdy nie dawała jej spokoju.<br />
Teraz również było coś, co chciała z siebie wyrzucić. W końcu, po którymś już z rzędu<br />
badawczym spojrzeniu popatrzyłem jej prosto w oczy i zażądałem z uśmiechem:<br />
— No, powiedz wreszcie, o co chodzi?<br />
— A o co może chodzić? — zapytała.<br />
— Tego spodziewam się dowiedzieć od ciebie!<br />
— Ach, tak! Co można powiedzieć o małżeństwie, w którym nieszczęsna żona musi się<br />
tłumaczyć z każdego spojrzenia na własnego męża?<br />
— Uważam, że owa nieszczęsna żona miała dużo szczęścia, że wyszła za mężczyznę,<br />
który ją zna i rozumie!<br />
— Hm! Który jednak mimo wszystko nie wie, co ma mu ona do zakomunikowania,<br />
ponieważ sam potrafi tylko powiedzieć: "Tego spodziewam się dowiedzieć od ciebie". Cóż,<br />
akurat w tym pojedynczym przypadku będę musiała wyjść naprzeciw twoim oczekiwaniom.<br />
Choć o tym nie mówiłam, miałam ci coś za złe.<br />
— Co takiego?<br />
— Najchętniej zostałabym tam na górze. Nie miałam ochoty ustępować. Twoja uległość<br />
wydała mi się słabością.<br />
— I co?<br />
— No właśnie! Miałeś rację! Gdybyśmy zostali, prowadziłoby to tylko do coraz większej<br />
wrogości, do wymiany nieuprzejmości i wojny podjazdowej. A więc byłaby to" bardziej<br />
porażka niż zwycięstwo. A tutaj jesteśmy wolni od gniewów, kłótni i wrogości. Pierwszy<br />
wielki pojedynek, o którym mówiłeś, został przez nas wygrany.<br />
— A więc rozumiesz...