Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Był śliczny, ciepły, obiecujący poranek. Przez okno wpadł do mojego pokoju jasny<br />
promień słońca, jakby z pozdrowieniem “Szczęść Boże“. Z parteru weszła do mnie na górę<br />
moje Serduszko niosąc poranną pocztę, którą przed chwilą zostawił listonosz. Usiadła<br />
naprzeciw mnie, tak jak wielokroć w ciągu dnia i zabrała się do otwierania kopert, by na głos<br />
przeczytać mi dzisiejszą porcję listów. Zanim jednak zacznie, odpowiem na pytanie, które<br />
zdaję się słyszeć z wielu ust: “Kto to jest Serduszko? Tak się nikt nie nazywa. To musi być<br />
jakieś pieszczotliwe przezwisko.“<br />
Owszem, jest to pieszczotliwe przezwisko. Pochodzi z pierwszego tomu moich Wiejskich<br />
opowieści z Harcu. Jest tam taki “wzorcowy“ wyimaginowany krajobraz — górki, wioska i<br />
domek w ogródku. W domku mieszka “Serduszko“ ze swoją matką. To “Serduszko“ jest,<br />
przynajmniej pod względem duchowym, wiernym odbiciem mojej żony. Ponieważ zaś ów<br />
sobowtór stał mi się podczas pracy nad nim na tyle bliski, że zyskał pieszczotliwie miano<br />
“Serduszka“, samo przez się jest zrozumiałe, że z czasem przeniosło się ono na oryginał. Nie<br />
jest to jednak imię na każdą okazję! Kiedy niebo zaciąga się chmurami, czemu zresztą zawsze<br />
ja tylko jestem winien, nazywam żonę “Klarą“. Kiedy chmury ustępują — “Klareczką“. Gdy<br />
zaś niebo znowu jest czyste, wraca Serduszko. Do mnie żona zwraca się zawsze “Serduszko“,<br />
bo nigdy sama nie sprowadza chmur.<br />
Na piętrze są moje pokoje, do niej należy parter. Tam króluje niczym niezmordowany<br />
anioł codziennej krzątaniny, przyjmuje coraz częściej odwiedzających mnie moich<br />
czytelników i odpowiada na liczne listy, którymi nie mogę się zająć osobiście. Czyta mi je<br />
jednak wszystkie, przy czym ma zwyczaj najważniejsze odkładać na koniec.<br />
Tak jak dzisiaj. Na sam koniec pozostawione zostały dwie rzeczy, które oboje od razu<br />
uznaliśmy za niezwykłe, mianowicie list z Ameryki i austriackie pismo antropologiczne. W<br />
tym ostatnim uwagę zwracał podkreślony na niebiesko tytuł sporego artykułu: Wymieranie<br />
rasy indiańskiej w Ameryce oraz jej brutalne wypieranie przez ludy kaukaskie i Chińczyków.<br />
Ponieważ miałem, jak nigdy, trochę czasu, poprosiłem zaraz “Serduszko“ o przeczytanie mi<br />
tego artykułu. Autorem była osobistość szeroko znana i wybitna — profesor uniwersytetu.<br />
Pisał z wielkim zaangażowaniem, a wszystko, co miał do powiedzenia o “czerwonoskórych“<br />
nie tylko dowodziło sympatii, jaką do nich żywił, ale było ze wszech miar słuszne. Za ten<br />
artykuł chętnie uścisnąłbym mu rękę.<br />
List z Ameryki najprawdopodobniej nadany został gdzieś na “Dalekim Zachodzie“, gdzie<br />
jednak — tego z koperty nie dało się odczytać. Po obydwu jej stronach widniało tyle stempli i<br />
odręcznie napisanych nazw miejscowości, że całość stała się zupełnie nieczytelna.<br />
Wyrazistość, pewnie ze względu na swoją iście indiańską zwięzłość, zachował tylko adres.<br />
Składał się on z trzech słów i brzmiał: May Radebeul. Germany.<br />
W kopercie był kawałek papieru, który najwyraźniej najpierw ucięty został dużym nożem<br />
— pewnie jakimś bowie knife 1 a potem poskładany. Zawierał kilka linijek angielskiego tekstu,<br />
napisanych ołówkiem, ciężką, niewprawną ręką:<br />
Do Old Shatterhanda.<br />
Czy przyjeżdżasz na Górę Winnemu? Ja będę tam na pewno. Być może także Awat-Nija,<br />
stuletni. Czy widzisz, że umiem pisać? I że piszę w języku bladych twarzy?<br />
Wagare-Tej<br />
Wódz Szoszonów.<br />
Spojrzeliśmy na siebie oboje zaskoczeni. Nie to mnie dziwiło, że dostałem list z<br />
1 bowie knife - potężny nóż myśliwski z krótką rękojeścią i zabezpieczeniem ręki - (przyp. tłum).