Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
— Panie... panie Burton! Chcę w takim razie powiedzieć... że... że... mam do pana bardzo<br />
wielką prośbę!<br />
— Jaką?<br />
— Niech pan mnie przynajmniej pozwoli wziąć tego czerwonego szubrawca na stronę i<br />
wybić mu pięścią z głowy amory!<br />
— Czy sprawi to panu przyjemność?<br />
— Ogromną!<br />
— Niech więc pan to zrobi!<br />
— Nie ma pan nic przeciwko temu?<br />
— Absolutnie nic. Niech pan bije ile sił!<br />
— Teraz ja powiem: Bogu niech będą dzięki! Czegoś takiego jeszcze ten Kiowa nie<br />
przeżył i nieprędko przeżyje! Chodźmy! Szybko!<br />
Poszedł przodem, a ja w ślad za nim. Poprowadził mnie przez zarośla do małej polanki.<br />
Nie wszedł jednak na nią, lecz przycupnąwszy za jednym z ostatnich krzewów wskazał na coś<br />
ręką i powiedział cicho:<br />
— Niech pan popatrzy! Siedzą tam jeszcze! Jak to się panu podoba?<br />
Serduszko siedziała z Kiową na świetnie się do tego nadającym niskim ułomku skalnym.<br />
Obejmowała go prawą ręką, w lewej zaś trzymała jego dłonie. Kiowa był nieco drobniejszy<br />
niż ona. Delikatnie wspierał głowę na jej ramieniu. Pappermann popatrzył na mnie,<br />
najwyraźniej oczekując strasznego wybuchu gniewu.. Ja jednak tylko się uśmiechnąłem.<br />
Podziałało to na niego jak zgniecie ostrogą.<br />
— Śmieje się pan? — zapytał cicho, ale z naciskiem. -Pytam najpoważniej: co pan o tym<br />
sądzi?<br />
— Wygląda to dosyć intymnie i nic poza tym — odparłem.<br />
— Dosyć intymnie... I nic poza tym... — powtórzył. — Co do mnie uważam, że to<br />
znacznie więcej niż jakaś intymność. To przestępstwo! Pozwolił mi pan skuć pysk tej<br />
czerwonej skórze i nie będę z tym czekał ani chwili dłużej! Niech pan uważa! Biorę się do<br />
roboty!<br />
Przedarł się przez krzaki i spiesznym krokiem zmierzał w kierunku ofiary. Szedłem tuż za<br />
nim. Kiowa i Serduszko wstali na nasz widok. Wyglądało na to, że Pappermann chce bez<br />
słowa uczynić zadość sprawiedliwości. Chwycił Kiowę lewą ręką za pierś, a prawą uniósł do<br />
ciosu. Przytrzymałem jego ramię i powiedziałem:<br />
— Chwileczkę, przyjacielu! Nie lekceważmy prawideł, które w takich sytuacjach<br />
obowiązują dżentelmena!<br />
— O jakich prawidłach pan mówi? — zapytał usiłując uwolnić swą rękę.<br />
— Dżentelmeni, którzy uznają za stosowne w ten sposób rozstrzygać swoje spory są<br />
bezwzględnie zobowiązani do uprzedniego przedstawienia się sobie!<br />
— Nie ma takiej potrzeby! Już się znamy! Ten czerwony szubrawiec nazywany przez<br />
pana dżentelmenem wie, że jestem Maksz Pappermann, a ja wiem, że on nie jest żadnym<br />
dżentelmenem tylko czerwonoskórym łajdakiem. Dlatego mam prawo...<br />
— Nie zwrócił pan jednak uwagi na to, jak się ten dżentelmen nazywa. Właściwie to<br />
dama, która, o ile wiem, nosi imię Kakho-Oto. Teraz może pan bić!<br />
Puściłem jego rękę. Pappermann jednak stał bez ruchu. Jak oniemiały wpatrywał się w<br />
moją twarz.<br />
— Ka... kho... O... to...?-wydusił wreszcie. -Da... ma...?<br />
— Dokładnie tak jak powiedziałem.<br />
— A więc córka Jednego Pióra, która pana wtedy uratowała? *