Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
wszystkich obecnych ogromne wrażenie; z nimi to należało wiązać fakt wyjątkowego odbioru<br />
dzisiejszego fragmentu rękopisu. Właściwie miano czytać dalej, ale wraz z przerwą nastąpiło<br />
takie poruszenie, że obecni nie byli w stanie wrócić do niezbędnego skupienia. W tej sytuacji<br />
Old Surehand zaproponował, by na dzisiaj zakończyć lekturę, tym bardziej że jutrzejszy<br />
ważny dzień wymagał od niego jeszcze wielu przygotowań. Zgromadzeni przyjęli propozycję<br />
i rozeszli się. W świątyni pozostałem tylko ja, Serduszko i Tatella-Sata.<br />
— Dzisiejszy dzień był dniem wielkiego zwycięstwa — powiedział stary czarownik. —<br />
Kiedy tu przyszliśmy i ujrzeliśmy podnoszącego się ze śmierci <strong>Winneto</strong>u, los kamiennego<br />
wizerunku został przesądzony. Nawet młodzi artyści, ich ojcowie i Kolma Puszi znaleźli się<br />
pod urokiem obrazu. I wcale nie udawali. Sami to przyznają. Jutro będą jeszcze próbowali<br />
ratować swoją ideę. Ale dzisiaj już czują, że nic tu nie pomogą nawet największe wysiłki.<br />
Byłeś z Pappermannem w kamieniołomach. Przyjeżdżasz późno. Mniemam więc, że nie<br />
jeździłeś tam na próżno.<br />
— Owszem — odparłem. — Rezultaty są więcej niż zadowalające, choć nie dają powodu<br />
do radości. Dowiedzieliśmy się wielu istotnych rzeczy, jak na przykład, że uwięzieni przez<br />
nas czarownicy zdołali uciec.<br />
— Uff, uff] — zawołał Tatella-Sata przerażony.<br />
Nie mniej zaskoczona była Serduszko. Mówiłem dalej:<br />
— Nie to jednak jest najgorsze. Mam dla was jeszcze smutniejszą nowinę. Usiądźmy.<br />
Opowiem wszystko.<br />
Zdałem im relację z naszej wyprawy. Kiedy skończyłem, Tatella-Sata powiedział:<br />
— Zmartwiłbym się tym naprawdę, gdybym nie widział, jak ty jesteś spokojny! Dlaczego<br />
nie powiedziałeś o tym wodzom?<br />
— Czy muszą o tym wiedzieć? Do czego nam są potrzebni? — odpowiedziałem pytaniem<br />
na pytanie. — Nie mam zwyczaju obciążać nikogo tym, co sam jestem w stanie zrobić.<br />
— Sądzisz, że sam dasz sobie z nimi radę?<br />
— Tak.<br />
— Z czterema tysiącami wojowników?<br />
— Tak.<br />
Spojrzał na mnie w osłupieniu, potrząsnął głową i powiedział:<br />
— Teraz rozumiem u <strong>Winneto</strong>u to, czego za jego życia nigdy nie mogłem zrozumieć, a<br />
mianowicie bezgraniczną ufność, jaką w tobie pokładał. Dzisiaj sam czuję tę ufność. Powiedz<br />
więc: co myślisz zrobić w obliczu tego, co nam zagraża?<br />
— Rzecz najprostszą w świecie: zablokuję im drogę przez jaskinię! Zablokuję też wejście<br />
w dolinie, tak że z głodu będą nas musieli prosić o litość. Schwytam ich wodzów i zatrzymam<br />
jako zakładników. Ilu uzbrojonych <strong>Winneto</strong>u masz do dyspozycji?<br />
— Dzisiaj około trzystu. Jutro wieczorem może ich tu być pięciuset, a później jeszcze o<br />
wiele więcej.<br />
— To aż nadto. Potrzebuję ich teraz nie więcej niż dwudziestu, w tym naszego wiernego<br />
Inczu-intę. Pójdę teraz do domu zdjąć ten indiański strój. Potem wrócę i zejdę z nimi<br />
ukrytymi schodami do jaskini. Ułożymy stalaktyty w taki sposób, że czarownicy nie odnajdą<br />
właściwej drogi.<br />
— A jeśli mimo wszystko ją znajdą? Jeśli tak jak ty, usuną kamienie?<br />
— To może im się udać co najwyżej w najszerszym korytarzu, którego wyjście za<br />
wodospadem tak im jednak zawalę, że nie zdołają się wydostać na zewnątrz. Tyle<br />
przygotowań na dziś i jutro. Wejście do jaskini w dolinie możemy zablokować pojutrze.<br />
Wstałem, żeby wyjść. Serduszko miała jednak jeszcze coś do załatwienia. Zapytała